Kolejny tydzień po inwazji Rosji na Ukrainę coraz bardziej utwierdza w przekonaniu, że kolej to jedna z ważniejszych instytucji na czas dużych konfliktów zbrojnych. O ile jednak w czasie dwóch wielkich wojen światowych, transportując tysiące żołnierzy czy ogromne ilości sprzętu wojskowego, pełniła przede wszystkim funkcję militarną, o tyle teraz służy głównie celom humanitarnym. Pomaga uciekać ogromnej liczbie mieszkańców bombardowanych miejscowości. Państwowa Ukrzaliznycia od początku inwazji ewakuowała do bezpiecznych miejsc około 3 mln osób. To głównie mieszkańcy dużych miast – Kijowa, Charkowa czy Odessy – i okolic, którzy uciekają na zachód Ukrainy, a potem zwykle dalej, do Polski i innych krajów. W ostatnich dniach miano bohatera narodowego – nie mniej ważnego od prezydenta Wołodymira Zełenskiego – zyskuje szef Kolei Ukraińskich, 37-letni Ołeksandr Kamyszin. Jego centrum dowodzenia stał się niedługi skład spalinowy, który dostarczyła w 2004 r. bydgoska Pesa. Kamyszin przyjeżdża swoim pojazdem nawet w rejony w pobliżu walk zbrojnych, choć według mediów polują na niego rosyjskie służby. Niestety nie wszyscy kolejarze mieli tyle szczęścia co on. Zginęło już kilkudziesięciu.
Ukrzaliznycia codziennie aktualizuje na swojej stronie internetowej stan sieci kolejowej. Na zielono są zaznaczane stacje, na których wciąż odbywa się ruch pociągów. Czerwony oznacza, że z kolei nie da się skorzystać. Oprócz zajętych przez Rosjan Chersonia czy Melitopola takim kolorem oznaczono stacje w bardziej ostrzeliwanych miastach – Mariupolu, Czernichowie czy Sumach. Na mapie wciąż jednak dominuje zieleń. W ostatnich dniach udało się nawet przywrócić ruch do niektórych miast, np. do Sumy niedaleko Charkowa.