Żeby silna partia wygrała wybory, to wokół niej musi być wiele inicjatyw, które będą gromadzić ludzi z różnych środowisk. Trochę według takiej filozofii działał PiS w 2010 r. czy 2011 r. Chociaż styl był zupełnie inny. Oni opierali się na dzieleniu, my chcemy łączyć
To początek końca Platformy?
Od 20 lat z pewną cyklicznością słyszę to pytanie.
Może nie bez powodu?
Bez. W polityce są lepsze i gorsze momenty. Trzeba sobie radzić z kryzysami, a jeśli sobie partia radzi, to później wygrywa. Przypomnijcie sobie panowie – tak było z PiS i z PO. Przegraliśmy wybory w 2005 r., jednak wyciągnęliśmy wnioski i dwa lata później zwyciężyliśmy. To trudny moment dla Platformy, dla opozycji i Polski, ciężko doświadczonej przez COVID-19. Ale wyjdziemy z tego.
W sondażach macie historyczne minimum.
Takie badania oddają rzeczywistość tu i teraz, ale pandemia przygasa i tak naprawdę najbliższe miesiące pokażą, w którym miejscu są poszczególne partie. Gdy ludzie przez rok walczyli o zdrowie swoje i bliskich, o utrzymanie firm czy miejsc pracy, to w ich hierarchii ważności polityka spadła na ostatnie miejsce.
A może to PO ich tak mocno rozczarowała, że zainteresowanie przerzucili na PiS lub Polskę 2050 Szymona Hołowni?
Sondaże raczej nie dają PiS zbyt wielu powodów do zadowolenia, zwłaszcza przy tym poziomie propagandy TVP i całkowitego zawłaszczenia państwa. Dziś partie opozycyjne w sondażach mają łącznie lepszy wynik niż ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego. Co do Hołowni, to jego główną zaletą jest to, że jest nowy. W trudnych czasach daje to ludziom poczucie, że może stworzy się nowa siła polityczna. Tyle że w ruchu Hołowni nie widać nowej jakości, a nawet świeżości. Czy słyszeli panowie jakieś twarde stanowisko Hołowni wobec propozycji PiS, wizję Polski według Szymona Hołowni, twarde określenie się w dyskusji, na co mają być przeznaczone środki z Krajowego Planu Odbudowy?
Czy takie stanowisko musi być „twarde” za każdym razem?
Twarde w sensie jasne i konkretne. Ja nie wiem – i myślę, że wyborcy również – jaka jest wizja Polski według Hołowni.
A czy Platforma ma taką wizję? Macie spadające poparcie, odchodzą od was działacze lub ich wyrzucacie. Można odnieść wrażenie, że spora część polityków PO nie wierzy już we wspólną przyszłość.
Jako pierwsi w trudnych czasach COVID przedstawiliśmy całościowe rozwiązania dotyczące gospodarki, służby zdrowia i przywrócenia praworządności. Dziś otwierają się możliwości, których od roku nie mieliśmy – przeprowadzenia ofensywy programowej czy wyjazdów w teren. Platforma Obywatelska zawsze zyskiwała wtedy, gdy była blisko wyborców. Dowodem tego jest kampania prezydencka Rafała Trzaskowskiego, współorganizowana i współfinansowana przez Platformę Obywatelską.
Jak na razie to PiS skorzystał z tej otwierającej się możliwości, a nie wy. Partia rządząca pokazała Polski Ład i zarządziła objazd po kraju.
Rozpoczęliśmy spotkania z Polakami, gdy tylko zostały zniesione obostrzenia. W tym tygodniu przewodniczący Borys Budka był w Małopolsce. Zaczęliśmy od gminy z najniższym poparciem dla PO. W przyszłym tygodniu będziemy w trzech województwach. A Polski Ład to program wyborczy PiS finansowany przez przedsiębiorczych Polaków i tych, którzy na pandemii stracili najwięcej. Mateusz Morawiecki rozpoczął kampanię wyborczą, tyle że Polacy oczekują premiera, który będzie rozwiązywał ich problemy, myślał o ich przyszłości, a nie o krótkowzrocznym interesie swojej partii. Polacy chcą programu rządzenia i programu wyjścia z kryzysu, a nie programu wyborczego.
Czyli PiS szykuje się na wcześniejsze wybory?
Nie wiem, jakie są plany PiS. Pewne jest to, że aby uciec od problemów, Morawiecki jest w stanie zafundować nam nawet trzyletnią kampanię wyborczą pełną pustych haseł. Realne problemy Polaków będą drugoplanowe. Polski Ład to pomysł na dalszą redystrybucję środków. Po raz kolejny założono, że kilku grupom społecznym da się pieniądze i to wystarczy, aby wygrać wybory. A skąd rząd na to weźmie pieniądze? Od przedsiębiorców i ludzi pracy. Dzisiaj Polska stoi przed realnymi wyzwaniami – choćby jak odbudować gospodarkę po kryzysie. Rząd nic z tym nie robi. Polskie firmy, porównując obciążenia podatkowe w krajach UE, planują przenosić się do naszych sąsiadów. Trzeba w związku z tym stworzyć system zachęt, by trend powstrzymać. Czy w Polskim Ładzie jest choćby słowo o innowacyjności?
Są ulgi na automatyzację i robotyzację produkcji. Jest ulga na prototypy.
Ale czy jest tam jakakolwiek wizja tego, jakie sektory gospodarki mają być silne, kluczowe dla Polski? Na co stawiamy? Odpowiedź brzmi: nie.
Wracając do sytuacji w PO – przywództwo Borysa Budki jest kwestionowane.
Nie zwykłem komentować anonimowych wypowiedzi. Przed nami wybory władz regionalnych, stąd mogą pojawiać się różne emocje. Natomiast we wtorek mieliśmy spotkanie parlamentarzystów i tam nie padł ani jeden głos kontestujący przywództwo Borysa Budki.
Może dlatego, że Ireneusza Rasia i Pawła Zalewskiego właśnie wyrzuciliście.
Cele Platformy Obywatelskiej i obu panów ewidentnie się rozjechały. Dlatego musieliśmy się rozstać. Przed nami poważne wyzwania i dlatego musimy być sprawną, skuteczną i zwycięską drużyną. Jeśli ktoś myśli, że takie decyzje uciszą krytykę, jest naiwny. Na wtorkowym spotkaniu mogliśmy wszystko szczerze i otwarcie powiedzieć. I owszem, było wiele głosów cierpkich czy trudnych…
Czego dotyczyła ta krytyka?
Tego, jakie działania powinniśmy podjąć i czego nie zrobiliśmy. Borys Budka, ja i cały zarząd krajowy bierzemy te słowa mocno do siebie. A wykluczenie kolegów nigdy nie jest proste, ale głosowanie na posiedzeniu zarządu krajowego w tej sprawie pokazało, że przewodniczący ma silne poparcie w strukturach PO.
Dla jednych działaczy to może być dowód siły, a dla innych dowód na to, że lider traci panowanie nad ugrupowaniem.
Decyzja zarządu i upominanie się o przestrzeganie zasad nie są błędami. Tylko silna opozycja, z silną PO, może pokonać PiS. Jeśli będziemy się zajmować sobą, a nie tym, czego oczekują Polacy, nigdy nie nawiążemy walki z PiS. Wyrzucenie dwóch kolegów było decyzją słuszną. Trochę jak w sporcie – jest czas, gdy drużyna dyskutuje o taktyce, ale kiedy wychodzi się na boisko, nie może być tak, że napastnik, obrońca czy skrzydłowy zejdzie z placu gry, bo musi sobie porozmawiać z trenerem i kibicami.
Trzymając się tej analogii, to Budka jest trenerem, a napastnikiem Trzaskowski. Na ile jesteście pewni, że ten drugi nie będzie chciał zająć miejsca trenera?
Ostatnie wydarzenia pokazują, że Budka z Trzaskowskim dobrze współpracują. Trzaskowski jest wiceszefem PO, jest tam, gdzie jest Platforma i gdzie Platforma potrzebuje wsparcia. Jest aktywny wśród samorządowców PO. Nie widzę powodów do niepokoju.
Prezydent Warszawy udziela się w środowisku samorządowym, utworzył Ruch Wspólna Polska, teraz szykuje inicjatywę Campus Polska. Pojawiają się pytania o jego dalsze polityczne plany, także w PO.
Na pewno są tacy, którzy chętnie wbiliby klin między Budkę a Trzaskowskiego. I jeśli takie głosy dochodzą z zewnątrz, to ich celem jest osłabienie Platformy. Natomiast wewnątrz te kwestie wyjaśniamy. Dziś polityka to nie tylko partia, to też ludzie, którzy są skupieni wokół niej, chcący mieć wpływ na otaczającą rzeczywistość i zmianę Polski na lepsze. Ugrupowanie musi mieć ofertę dla ludzi młodych czy dla tych, którzy nie chcą bezpośrednio identyfikować się z szyldem politycznym czy partyjną legitymacją. I tak traktuję aktywność Trzaskowskiego. Jeśli są do niego pytania dotyczące przyszłości, to musi na nie odpowiedzieć. Na pewno dziś nie ma silnego Trzaskowskiego bez Platformy Obywatelskiej, tak jak nie ma silnej PO bez Rafała Trzaskowskiego.
Czyli Budka jest szefem partii, a Trzaskowski liderem jej sympatyków?
Nie, Budka jest szefem partii, a Trzaskowski jest jednym z jego najważniejszych współpracowników, a także liderem samorządowców. Nie pamiętam prezydenta Warszawy tak zaangażowanego w ruch samorządowy i organizacje samorządowe
Ale to może budzić obawy w Platformie, że w pewnym momencie pojawi się u niego chęć stworzenia czegoś obok lub na zgliszczach PO, właśnie z pomocą samorządowców.
Już kilka razy w przeszłości słyszeliśmy o samorządowych inicjatywach, ale gdy przychodzi do wyborczych rozstrzygnięć, najważniejsze okazują się silne partie. To Platforma wsparła Trzaskowskiego i wspierała go w krytycznych momentach kampanii wyborczej. Dlatego Rafał jest silny Platformą, a Platforma jest silna Rafałem.
Uzyskaliście na spotkaniu twarde zapewnienie, że nie myśli o działaniach obok Platformy?
Powiedział: „Jestem wiceprzewodniczącym PO, to moja partia”. Dla mnie to jasna deklaracja. Rafał Trzaskowski rozumie, że bez silnej Platformy nie ma silnej opozycji.
Na czym polega idea Campus Polska?
To inicjatywa, która jest skierowana do młodych i ma pomagać im zaangażować się w życie społeczne.
Polityczne też? To przedsionek PO?
To nie jest wprost nasza inicjatywa, choć zaangażowani są w nią ludzie Platformy. To ma być jeden z projektów uzupełniających działania PO. Musimy odpowiedzieć na pytanie, jaka powinna być formuła działań opozycji, żeby wygrała najbliższe wybory. A żeby silna partia wygrała wybory, to wokół niej musi być wiele inicjatyw, które będą gromadzić ludzi z różnych środowisk. Trochę według takiej filozofii działał także PiS w 2010 r. czy 2011 r. Chociaż styl był zupełnie inny. Oni opierali się na dzieleniu, a my chcemy łączyć.
Czyli Kluby „Gazety Polskiej”, think tanki itp.?
PiS jest partią wodzowską, w której wszystkie nitki – polityczne i biznesowe – zbiegają się pod jednym adresem, może dwoma: Nowogrodzką i Srebrną. Ale to fakt, że powstało wówczas wiele aktywności okołopisowskich luźno związanych z partią. PO musi w sposób nowoczesny i atrakcyjny integrować różne środowiska obywatelskie, które chcą w Polsce realnej zmiany.
Wzorować się na PiS z 2011 r.?
Absolutnie nie. PiS jest w 100 proc. partią starej daty, która niestety podzieliła Polaków. To m.in. dało mu sukces w ostatnich wyborach, ale model, w którym wszystko zarządzane jest zza jednego biurka, się kończy. Dziś polityka to budowanie odpowiedzialności obywatelskiej, „sieciowanie” różnych grup obywateli czy dawanie im możliwości realizacji planów, czy marzeń. W ten sposób patrzę na Campus.
Czym ma być sieciowanie?
To łączenie ludzi o różnych poglądach. Chodzi o szukanie ludzi, którzy dziś nie chcą wstąpić do partii, ale są „obywatelscy” i chcą być aktywni. Nie podoba się im to, co obecnie dzieje się wokół nich. To Polki i Polacy, którzy mówią: chcemy nowej Polski, która będzie realizacją naszego marzenia. Campus ma wyławiać te idee, bo na samym końcu one muszą trafić do parlamentu, a tam są partie.
Krytykuje pan jedynowładztwo w PiS, ale może to właśnie jest jego atutem? Trudno nie odnieść wrażenia, że ugrupowanie Hołowni jest skupione wokół lidera. Podobnie jest także w wielu ugrupowaniach poza Polską. Może to PO ma problem?
Tu nie chodzi o silną pozycję lidera, tylko o podporządkowanie wszystkiego jego ambicjom. W efekcie całe państwo działa, realizując polityczny interes prezesa z Nowogrodzkiej. Tym podyktowane są decyzje w rządzie, urzędach czy podporządkowanych PiS samorządach. A jeśli tak nie jest, to następuje wykluczenie – czy to niepokornych względem PiS samorządowców, czy niepasujących do tej wizji świata grup społecznych. Moim zdaniem to śmiertelnie niebezpieczna polityka. Jeśli nie będziemy potrafili nakreślić po pandemii polityki mającej na celu budowanie wspólnoty, czeka nas katastrofa.
Jak PO chce przejąć inicjatywę, by być liderem opozycji?
Było kilku polityków, którzy ogłaszali, że są liderami opozycji i byli murowanymi kandydatami na wszystkie możliwe funkcje w kraju. A dziś są zapomniani. PO jest najsilniejszą partią opozycyjną z największym potencjałem ludzkim i największym doświadczeniem politycznym. To my integrujemy opozycję, więc to na nas spoczywa obowiązek odsunięcia PiS od władzy i przywrócenia w Polsce normalności. I tylko my jesteśmy w stanie stworzyć projekt, który do tego doprowadzi.
Jak?
To kwestia przedstawienia klarownej wizji Polski w kontrze do nowego programu PiS. Musimy być blisko ludzi i upominać się o tych, o których PiS zapomina lub celowo wyklucza. A jest ich w Polsce wielu – przedsiębiorcy, nauczyciele, lekarze i wiele innych grup społecznych. Z nimi wszystkimi PiS prowadziło już wojnę. Jest też wiele zastrzeżeń do polityki państwa w czasie pandemii. Okazało się, że scentralizowana, skupiona tylko na samym sprawowaniu władzy Polska, jest niezdolna do ochrony obywateli. I przegrała z COVID-19 – to fakt.
Ale w jakich wymiarach? Gospodarczo skutki były relatywnie mało dolegliwe...
Jeśli ktoś myśli, że skutki gospodarcze pandemii są za nami, jest w błędzie. My dopiero zaczynamy wchodzić w kluczowy etap. A przede wszystkim nie wolno po tej przerażająco wysokiej liczbie ofiar powiedzieć, że nic się nie stało. Jesteśmy liderem w nadprogramowych zgonach covidowych – to śmiertelność najwyższa od II wojny światowej. Badania naukowców pokazują, że ofiar COVID w Polsce może być nawet dwa razy więcej niż podają rządowe statystyki. Z pandemią poradziliśmy sobie najgorzej z krajów Unii Europejskiej. To pokazuje katastrofę i skalę nieprzygotowania państwa.
Gdzie zatem państwo zawiodło?
W organizacji służby zdrowia, przejrzystości zakupów, przewidywalności i wiarygodności w stosunku do własnych obywateli.
Zakupy nigdzie nie były transparentne, bo nagle cały świat chciał w pośpiechu kupować to samo.
A kiedy zaczęliśmy kupować? Pamiętam, że w ubiegłym roku dla wszystkich było oczywiste, że lada moment to, co widzimy we Włoszech, stanie się i naszym udziałem. Tylko rząd tego nie wiedział. Nie byli w stanie przewidzieć żadnych zagrożeń. Agencja Rezerw Materiałowych sprzedała tysiące maseczek w przeddzień pandemii. Totalna bezmyślność.
Ale Izrael również kupował sprzęt czy środki ochronne przez służby specjalne. U nas działo się podobnie.
Tylko Izrael sobie poradził z pandemią, a my nie.
Mamy więcej respiratorów niż chorych, którzy ich potrzebują.
Możemy żyć w przekonaniu, że wszystko jest w porządku, ale proponuję pojechać do szpitali powiatowych i zapytać, czy one faktycznie mają sprzęt. Sanepidy nawet nie podjęły próby walki. A my mówiliśmy konsekwentnie, by dać im środki do działania – premier Morawiecki tego nie zrobił. Zamiast przygotowanego „wojska” walczącego z wirusem, mieliśmy pospolite ruszenie wśród Polaków – ludzi szyjących maski, sanitariuszy czy wolontariuszy. Podziwiam pracowników sanepidów, bo wykonali tytaniczną pracę. Ale wiadomo było, że nie poradzą sobie bez wsparcia rządu przy rosnącej liczbie zakażeń. A PiS zostawił ich na lodzie.
Mówi pan o klarownej wizji Polski. PiS ją właśnie przedstawił, a kiedy PO zaprezentuje spójną odpowiedź?
Platforma ma dobry program oparty na elementach wypracowanych przez ostatnie lata. Mamy wiele skutecznych rozwiązań, które kontrastują z tym, co proponuje rząd. Wątpię, czy to, co przedstawił PiS, jest wizją Polski. Niestety to tylko sposoby na redystrybucję środków pochodzących z podatków płaconych przez Polaków. Propozycja PiS to same braki – brak propozycji dotyczących edukacji, gospodarki czy brak zachęt do rozwoju przedsiębiorczości. Nie ma nic o usługach publicznych – to zwijanie państwa. PiS zajmuje się tylko redystrybucją, a nie ma pomysłu, jak zwiększać zasoby. Oni nie mają wizji Polski, mają tylko wizję władzy.
To kiedy można się spodziewać Ładu PO?
Nasza wizja Polski to kraj przyjazny obywatelom, gdzie każdy może realizować marzenia i nie ma podziału na lepszy czy gorszy sort. Świat nieustannie się rozwija i zmienia, dlatego niebawem przedstawimy naszą nową deklarację ideową.
Co będzie dla was istotne, by ta wizja była kompletna?
Musimy popracować nad językiem, jakim o tym mówimy, ale można sprowadzić to do zdania, że praca musi się opłacać, że państwo musi dbać o tych, którzy każdego dnia budują jego bogactwo ciężką pracą. To coś, co jest na drugim biegunie w stosunku do tego, co mówi PiS.
Według PiS praca też się ma opłacać. Choć mniej opłacalna ma być jednoosobowa działalność gospodarcza.
System podatkowy w Polsce wymaga zmian. Jednak te zaproponowane przez PiS są krzywdzące dla wielu grup. Pisowskie propozycje uderzają w tych, którzy zarabiają więcej niż 5‒6 tys. zł, a także w przedsiębiorców, którzy najwięcej wpłacają do budżetu państwa z tytułu płaconych podatków. Różnica pomiędzy PiS i PO to kwestia filozofii – uważam, że kreatywni ludzie powinni zarabiać jak najwięcej. Tylko wtedy będą się dzielić z osobami potrzebującymi. Państwo nie powinno ograniczać się tylko do dawania jednym kosztem drugich. Państwo musi stwarzać warunki do tego, by ci zdolniejsi zapewniali zasoby uboższym. Dobrze, że mniej zarabiający dostaną środki, ale co dalej? Gdzie jest gwarancja braku inflacji? Gdzie jest gwarancja dobrej szkoły dla dzieci? Tego brak w programie PiS. Potrzebujemy nowego podejścia do służby zdrowia – możemy pudrować rzeczywistość, ale ona strukturalnie rozpadła się na naszych oczach. To my pierwsi powiedzieliśmy, że należy zerwać z limitami NFZ u lekarzy specjalistów i w szpitalach. Powiedzieliśmy o bilansie zdrowia Polaków czy sieci białych szpitali. Jesteśmy za wyższymi składkami, ale chodzi o to, by te pieniądze były efektywnie wydawane.
Powracając do bon-motu PiS: przez osiem lat rządów mówiliście o tych sprawach, ale ciągle powtarzaliście, że da się to dopiero zrobić po odpowiednim uszczelnieniu systemu. W efekcie wydatki na ochronę zdrowia były jednymi z najniższych w Europie. To się zmieniło dopiero w ostatnich trzech, czterech latach, gdy zadekretowano 6 proc. PKB na zdrowie.
Zadekretowano. To dobre sformułowanie, bo oddaje logikę PiS. Wystarczy coś zadekretować i problem się rozwiąże. Tak prosto nie jest. Boleśnie się o tym przekonaliśmy w czasie pandemii.
Patrząc na dane Eurostatu, widać, że mamy zauważalny wzrost wydatków względem PKB.
Dobrze, że go widać. Ale zauważmy też, jak rośnie zadłużenie szpitali powiatowych i jak wielkie mają problemy. Nie wystarczy zapisać w budżecie większych pieniędzy. Polacy korzystający ze służby zdrowia nie odczuwają poprawy i to jest ogromny problem.
Może należy zlikwidować szpitale powiatowe?
A co w zamian?
Nowy właściciel. Może powinny je przejąć gminy lub województwa? Albo rząd?
Przejęcie szpitali przez centralę na Nowogrodzkiej niczego dobrego dla Polaków nie przyniesie. Czy którakolwiek centralistyczna reforma PiS się udała? Kilka przeprowadzili, dobrym przykładem jest kwestia walki z powodziami. Wszystkie instytucje współpracujące z samorządami przejęto i skutki są opłakane. Nie wszystko załatwi centrala rządowa, która zatrudni kolejnego Misiewicza czy Obajtka.
Nie boicie się gospodarczego okrążenia? Lewica może popierać to, co robi PiS, a PO pozostanie osamotniona.
To nie jest problem osamotnienia. Platforma ma kompleksowy pomysł na Polskę, więc nie musimy powtarzać postulatów innych. Jesteśmy natomiast gotowi na uczciwą i merytoryczną debatę.
Czy będzie nowy rząd w tej kadencji, czy trzeba szykować się na wybory w 2023 r.?
Myślę, że działania Lewicy udowadniają, że relacje na opozycji się zmieniają. Nie wiem, dlaczego Lewica postanowiła rzucić koło ratunkowe PiS i uratować rząd Morawieckiego.
To będzie dłuższa współpraca Lewicy z PiS?
Nie chcę spekulować. Ale faktem jest, że Lewica pomogła PiS, a niektóre wypowiedzi kolegów z tej partii pokazują, że to może nie być jednorazowa akcja.
PiS miał trudną sytuację, ale jednak to on decydował, kiedy będzie głosowanie nad KPO, wiadomo było też, że PO nie może być przeciwko czemuś, co ma nas ściślej związać z UE na kolejne siedem lat.
Platforma jest najbardziej proeuropejską partią w Polsce i popierała Fundusz Odbudowy. Gdyby nie aktywność i skuteczność naszych europosłów, Polska nie otrzymałaby tak wielkich środków z UE. Tylko że głosowanie w Sejmie nie było nad tym, czy te środki trafią do Polski. Trwała rozmowa o tym, na jakich zasadach mają być te pieniądze wydawane. Nie ufamy PiS, dlatego chcieliśmy lepiej to kontrolować. Pojawiła się już informacja, że Komisja Europejska ma zastrzeżenia do mechanizmów zabezpieczających wydatkowanie tych środków. Właśnie o tym mówiliśmy – to było naszym obowiązkiem jako opozycji. I dlatego nie rozumiem, dlaczego Lewica weszła w porozumienie z PiS. Powinna zastanowić się, dlaczego PiS boi się transparentności.
Była propozycja uczynienia premierem Władysława Kosiniaka-Kamysza, a marszałkiem Jarosława Gowina?
Gdyby PiS przegrał głosowanie, to stworzyłaby się zupełnie nowa przestrzeń do dyskusji.
Jak zachowacie się w sprawie RPO? Poprzecie senator Lidię Staroń?
Będziemy o tym rozmawiać, mogę jedynie wyrazić swoje zdanie. Przy ostatnich głosowaniach nad Bartłomiejem Wróblewskim krytykowaliśmy to, że urząd miałby przypaść czynnemu politykowi. I nadal to zdanie podtrzymuję. RPO jest jednym z ostatnich bastionów obrony obywatela przed opresyjnym państwem PiS. Dlatego powinien być to ktoś inny niż aktywny polityk.
Jednak mówi się też, że jak ta kandydatura przepadnie, to PiS postawi na tymczasowe pełnienie obowiązków przez kogoś innego. Może zatem ta propozycja byłaby mniejszym złem?
W tak ważnej sprawie nie można tak wybierać. Trzeba znaleźć kandydata, który będzie mógł przekonać umiarkowanych posłów np. z partii Gowina.
A jesteście w stanie dogadać się z PiS?
Żeby to zrobić, trzeba rozmawiać. A ta władza nie rozmawia z nikim. Przepraszam, jak się okazało, z Lewicą owszem. Ale mam wrażenie, że to nie była rozmowa, tylko dyktat.
A na ile wybory prezydenta Rzeszowa będą ważne dla całej polskiej polityki?
O tym, jak są ważne, najlepiej świadczy fakt, że PiS postanowił przesunąć ich termin w związku ze słabymi sondażami swojej kandydatki. Zawsze podchodzę ostrożnie do sondaży, ale kandydat opozycji jest postrzegany jako skuteczny i wyrazisty polityk, a dwóch jego rywali z obozu rządzącego prezentuje się – delikatnie mówiąc – kiepsko. Fakt dużego rządowego wsparcia dla pani wojewody świadczy, że PiS mocno obawia się porażki. I wszystkie opcje polityczne wiedzą, że Rzeszów może być symbolem zwiastującym nadchodzącą zmianę w Polsce.
Jak po ustawie o KPO będzie wyglądała współpraca wśród opozycji?
Nadal jesteśmy gotowi do współpracy, choć zaufanie trzeba będzie budować od nowa. I będzie to trudniejsze niż kilka miesięcy temu. Ale pozostajemy otwarci, aby realizować cel, który wydawał się nam wspólny – czyli odsunięcie od władzy szkodliwego dla Polski rządu PiS. Lewica musi określić się, czy jest jeszcze w opozycji, czy znajduje się w jakimś przedziwnym szpagacie – trochę w opozycji, trochę w nieformalnej koalicji z PiS.