Jeśli będę nazywany wrogiem hierarchów, to trudno. Ale ja zawsze będę stał po stronie dzieci, które doświadczyły największego zła.

Z Błażejem Kmieciakiem rozmawia Magdalena Rigamonti
Ma pan pokusy?
Pewnie, dzisiaj to już trzecia kawa.
Serio pytam.
A ja serio odpowiadam. Bo o pokusach możemy mówić tylko w ten sposób, a nie w kontekście pedofilii, potwornego czynu skrzywdzenia dziecka.
Ale tak mówił ostatnio o. Tadeusz Rydzyk.
Tak mówił.
Autorytet wielu prawicowych polityków, ludzi z pana środowiska.
Nie wiem, kto jest czyim autorytetem.
Pana dobry kolega, rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak, był na urodzinach Radia Maryja – i po tych słowach o „pokusie” wznosił ręce do oklasków. I po tych, że bp Edward Janiak, który tuszował pedofilię, to „męczennik medialny”.
Nie wznosił. Powtarza pani nieprawdę. Za Mikołaja Pawlaka mówić jednak nie będę. A wypowiedź o. Rydzyka przede wszystkim obraziła ludzi skrzywdzonych.
Mnie też obraziła.
Mnie również. Tego dnia byłem po rozmowie z kobietą, której syn był wielokrotnie krzywdzony przez ojca. I gdy usłyszałem potem słowa duchownego: kto nie grzeszy i że każdy ma pokusę, to...
To co? Redemptoryści powinni nałożyć na o. Rydzyka zakaz wypowiadania się, jak marianie na ks. Adama Bonieckiego? Powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej za mowę nienawiści, za nakłanianie do przestępstw?
Nie jestem karnistą. Ale wszyscy są równi wobec prawa, więc jeśli to, co powiedział o. Rydzyk, było złamaniem prawa, to powinien zostać – jak każdy – pociągnięty do odpowiedzialności karnej. A społeczeństwo powinno dostać jasny sygnał, jakie są konsekwencje takich czynów.
Co pan mówi? Nie ma przecież żadnych konsekwencji.
Są, tylko Kościół ich nie ujawnia. To paradoks – z jednej strony Kościół jest instytucją, która od lat szczegółowo opisuje procedury postępowania z duchownymi stosującymi przemoc seksualną wobec osób do 18. roku życia, a z drugiej wiele takich postępowań nie jest ujawnianych.
Również z tego powodu ks. prof. Andrzej Kobyliński, z którym pan współpracował na uczelni, mówi, że często nie nosi koloratki, bo nie chce być wyzywany od pedofili.
Dochodzi do takich sytuacji właśnie z powodu braku jawności w Kościele. Wciąż trudno sobie wyobrazić, że jakiś biskup zorganizuje konferencję i publicznie ujawni, że przekazał sprawę księdza pedofila do prokuratury i będzie opinię publiczną informować, co dalej z tą sprawą.
Dlaczego nie z ambony? Księża w czasie mszy mówią o polityce, o tym, na kogo głosować, o tym, co to jest tęczowa zaraza.
Z ambony księża mówią też, że pedofilia jest grzechem, że to zabijanie człowieka na raty. Pamiętam w Łodzi nabożeństwo, w którym kilkudziesięciu duchownych, a wśród nich abp Grzegorz Ryś, słuchało w postawie klęczącej słów ofiary osoby noszącej koloratkę. Dopóki jednak nie będzie jawności, pełnej informacji o tym, jak został ukarany konkretny ksiądz pedofil, Kościół w Polsce będzie miał ogromny problem.
Pan jest teraz blisko polityki.
Niezbyt.
Kieruje pan polityczną komisją.
To błędna opinia. Komisja została wybrana przez polityków, ale w jej skład nie weszli politycy, tylko eksperci.
Po długich targach. Nie chciano nikogo, kto realnie działa w tej dziedzinie, więc wybrano pana, człowieka związanego z Ordo Iuris, człowieka bliskiego Kościołowi.
Dlaczego pani tak twierdzi? Przecież pani zna moje doświadczenie. Mój epizod współpracy z Ordo Iuris trwał ledwie dwa i pół roku, a pracuję zawodowo lat prawie 20.
To nie jest epizod.
Jest, proszę raz jeszcze spojrzeć na moje CV. Jest tam współpraca z Niebieską Linią, z Fundacją im. Księdza Jana Kaczkowskiego, z Helsińską Fundacją Praw Człowieka – i tych organizacji jakoś pani nie wymienia. Ani tego, że praw człowieka uczyli mnie Andrzej Rzepliński, Ewa Łętowska i Marek Safjan. Współpraca z Ordo Iuris była zaś bardzo mocno związana z prawami dziecka. Wcześniej prawami dzieci zajmowałem się przez blisko 10 lat w szpitalach psychiatrycznych jako rzecznik praw pacjenta. To chyba bardzo realne działanie w tej dziedzinie, prawda? Patrzę na problem pedofilii nie z perspektywy Kościoła, tylko globalnie, a przede wszystkim uczciwie – i zawsze biorę pod uwagę perspektywę ofiary. Komisja, którą kieruję, ma pomagać tym, którzy cierpią, którzy dzwonią do nas, pytają, w jaki sposób mogą zgłosić sprawę, jak im pomożemy. Pani w tej rozmowie chce zaś się skupiać na o. Rydzyku. Nie ma pani wrażenia, że poświęcamy jego słowom zbyt dużo czasu?
Nie mam, bo te słowa to przyzwolenie na pedofilię w Kościele.
Ja patrzę na to wszystko z perspektywy komisji powołanej dla poszkodowanych.
Po takich słowach poszkodowanych może być więcej.
Komisja była krytykowana, gdy jej jeszcze nie powołano, była krytykowana, bo ją powołano, a teraz jest krytykowana, bo zaczęła działać. Tymczasem fakty są takie, że w ciągu czterech tygodni działalności przyjęliśmy ok. 50 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a ponad 20 spraw skierowaliśmy do prokuratury, w tym do Prokuratury Krajowej. Bierzemy też udział w wysłuchaniach osób, które się do nas zgłaszają i mogą porozmawiać w całkowicie bezpiecznych warunkach, gdy dajemy im tyle czasu, ile potrzebują na opowiedzenie swojej historii, na wypłakanie się.
Te wysłuchania są nagrywane?
Nie, przygotowujemy z nich raporty.
Sprawy w komisji są dzielone na te cywilne i na te związane z duchownymi?
Nie, bo komisja zajmuje się wszystkimi sprawami w ten sam sposób. Wśród zgłoszonych spraw jest też kilka takich, które dotyczą duchownych. Na świecie komisje ds. pedofilii mają głównie charakter badawczy, przyjmują sprawy do oceny i analizy. Nasza ma formułę szerszą, bo badamy sprawy i co roku będziemy publikować szczegółowe raporty z działalności, ale też chcemy towarzyszyć i pomagać ofiarom, gdy chcą pójść do kurii czy prokuratury i zgłosić przestępstwo, możemy być oskarżycielem posiłkowym. Zajmujemy się również postępowaniami wyjaśniającymi. W konsekwencji tych działań sprawcy czynów pedofilskich, którzy uniknęli odpowiedzialności, będą wpisywani do publicznego rejestru. Jeśli nie będzie można już ich skazać – bo gdy ofiara ukończy 30. rok życia, takie sprawy się przedawniają – my ujawnimy w rejestrze ich nazwiska. To będzie bardzo konkretna sankcja. Wymiar sprawiedliwości patrzy na przestępstwo seksualne z perspektywy kary dla sprawcy. My mamy narzędzia, aby także zaopiekować się ofiarami i ich bliskimi.
A z jakiej perspektywy na sprawy pedofili patrzy Kościół?
Dzisiaj już coraz częściej z różnych punktów widzenia. Dawniej głównie z perspektywy instytucji hierarchicznej, stosującej zasadę twierdzy oblężonej, w przekonaniu, że trzeba chronić dobre imię Kościoła.
Przypomina mi się to zdanie o. Rydzyka, że chroniący księdza pedofila bp Janiak to męczennik medialny.
Pani znowu wraca do Rydzyka. Kiedy to usłyszałem, przypomniałem sobie fragment filmu braci Sekielskich, kiedy rodzice dziecka, ofiary, ewidentnie wierzący ludzie, idą do bp. Janiaka, a ten ich w zasadzie totalnie ignoruje. A potem w sądzie padają słowa bp. Janiaka: „Nie mówię tak, nie mówię nie”.
A prokuratura umorzyła postępowanie dotyczące biskupa.
Ciekaw jestem, czy bp Janiak rozmawiał z ofiarami.
Naprawdę chciałby pan, żeby przestępca, człowiek, który ukrywał przestępcę, rozmawiał z ofiarami?
Inną kwestią jest odpowiedzialność karna, inną moralna. Na szczęście, oprócz tej krzywdzącej dla wszystkich i samobójczej dla Kościoła postawy, jest też Kościół mądry, merytoryczny, pragnący oczyszczenia i realnie działający w tym kierunku. Mówię o wypowiedziach np. ks. prof. Andrzeja Kobylińskiego, ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, o. Jacka Prusaka czy o. Adama Żaka.
Nie ma wśród wymienionych przez pana biskupów, arcybiskupów, hierarchów.
Mówi tak też prymas, o czym wspominają już głośno same ofiary. Jako komisja zamierzamy się spotkać z przedstawicielami Episkopatu, oczekując konkretnych rozwiązań i przedkładając konkretne propozycje. Przygotowujemy się do tego. Rozmawialiśmy już z ks. Isakowiczem-Zaleskim (rozmowa z nim, pt. „Znowu mamy sojusz ołtarza z tronem”, ukazała się w Magazynie DGP 3 lipca 2020 r. ‒ przyp. red.), z przedstawicielami inicjatywy „Zranieni w Kościele”, będziemy też rozmawiać z Centrum Ochrony Dziecka. Chcemy wysłuchać tych, którzy od dawna „siedzą” w tym temacie, zgromadzić jak najwięcej materiałów i doświadczeń. Mogę oczywiście iść do Episkopatu już teraz i poprosić o dostęp do akt. I być może usłyszę, że proszę bardzo... tyle że w tym „proszę bardzo” może być mały aneks, mała gwiazdka, że decyzję o udostępnieniu dokumentów podejmuje lokalny biskup. Dlatego chcemy najpierw zdobyć wiedzę, by taka rozmowa w Episkopacie miała sens i doprowadziła do konkretnych rozwiązań.
Komisja, którą pan kieruje, powinna mieć łatwe wejście do każdej kurii, do każdego kościelnego archiwum.
W Polsce obowiązuje konkordat, czyli oddzielenie instytucji państwowych od kościelnych. Nie możemy nakazać biskupowi otwarcia archiwum. Ale jak zdobędziemy wiedzę, co w tych aktach może być, będziemy prosić o konkretne dokumenty, o wyjaśnienia konkretnych przypadków. Jeśli takich informacji nie uzyskamy, a będą związane z przestępstwem, wystąpimy do prokuratury o zabezpieczenie dowodów i poinformujemy o tym opinię publiczną.
A Zbigniew Ziobro będzie to wszystko zamiatał pod dywan.
A pani już dzisiaj wie, że tak zrobi… Pani redaktor, nie sądzę, że tak się zdarzy, ale jeśli ktoś z kościelnych hierarchów czy polityków będzie próbować wpływać na mnie czy na członków komisji, to gwarantuję, że będziemy o tym głośno mówić. Nikt nas nie zablokuje i nie zaknebluje.
Naiwność przez pana przemawia.
Nie, przemawia pewność, że mam z komisją bardzo ważne sprawy do załatwienia.
Będziemy mieli w Polsce drugą Irlandię?
Jeśli Kościół świadomie nie spojrzy na pewne kwestie, to być może wielu ludzi powie: nie, my nie chcemy w nim być.
Pan chce być?
Ja traktuję Kościół jako miejsce, które mnie w życiu uratowało. Jest dla mnie ważne również jako wspólnota ludzi, którzy mówią o Bogu, którzy czują, że są dobrzy i potrzebni innym. Ja też tak myślę, prawie ślepy człowiek... Urodziłem się niewidomy. Teraz widzę, słabo, ale widzę. Podchodzę do tego z dużym dystansem, pomogła mi w tym wiara. Na studiach miałem przezwisko „Ślepy”. Dlatego kiedy mówię, że wierzę w święty, powszechny i apostolski Kościół, to mówię, że wierzę w Boga, który dał nam niezwykłą wspólnotę wiary, nadziei i miłości, a nie instytucję ze strukturą urzędniczą.
U pana w parafii jest czysto?
Kiedy idę się pomodlić, to czuję, że mam w Kościele miejsce i kapłan mówi to, w co głęboko wierzy. Nie jest księdzem, który stąpa metr nad ziemią, tylko chodzi, podaje rękę, zagaduje. Normalny człowiek. Kiedy zostałem przewodniczącym komisji, to spotkałem się z dwoma rodzajami reakcji księży. Jedni mówili: „Ale my nic złego nie robimy!”. A drudzy: „Błażej, modlimy się za Ciebie, mów prawdę, nazywaj rzeczy po imieniu, powinniśmy patrzeć na świat realnie, a nie hierarchicznie”. Jeżeli wciąż do biskupa trzeba się umawiać na audiencje i zwracać się do niego per ekscelencjo, to o czym my mówimy. Ale to się już zmienia. Płocki biskup Mirosław Milewski jakiś czas temu powiedział, jakim autem jeździ i ile zarabia. Niby nic, ale to jest bardzo ważne.
Pamięta pan, co się stało z abp Józefem Wesołowskim, wielokrotnym przestępcą, pedofilem?
Zmarł w Watykanie.
Mieszkał w komforcie, usługiwano mu.
Może wiele osób, które funkcjonują w strukturze hierarchicznej Kościoła, w ogóle nie ma świadomości tego tematu, pojęcia, czym jest pedofilia. Kiedy rozmawiam z duchownymi, to się czasami okazuje, że nawet na poziomie językowym nie za bardzo wiedzą, o czym mowa.
To również wina tego, że w szkołach nie ma edukacji seksualnej. I jak nadal nie będzie, to kolejne pokolenia nie będą miały żadnej świadomości, również językowej.
Jako pedagog specjalny mogę powiedzieć wprost, że edukacja seksualna jest zjawiskiem pozytywnym, ale musi uwzględniać wrażliwość dziecka. Rodzice w tym procesie nie mogą być pomijani. Podstawą w relacji z dzieckiem w obszarze uświadamiania seksualnego jest kształtowanie umiejętności mówienia „nie”, „nie zgadzam się na to”, w kontekście walki o swoje prawa.
Pan jest wywrotowcem w swoim ultrakonserwatywnym środowisku.
Jestem konserwatystą o wrażliwości lewicowca – jak powiedział mój przyjaciel. Jestem i za edukacją seksualną, i za rodzinnym wychowaniem w tym obszarze. Uważam, że w szkołach powinna być profesjonalna edukacja seksualna kształtująca nawyki decydujące o bezpieczeństwie młodego człowieka, ale niezbędna jest też edukacja seksualna rodziców, co jest pomijane w dyskusji i po lewej, i po prawej stronie sceny politycznej. Jeżeli rodzic nie potrafi z synem czy córką rozmawiać o seksualności, cielesności, intymności, wrażliwości, to mamy ogromny problem. Mam trzy córki, pięć, 10 i 15 lat, więc wiem, jak to jest istotne. Przecież wielu rodziców nie potrafi używać słów medycznych, bo się np. wstydzi słowa „penis”. I mówi „siusiaczek”.
To kiedy pan się umawia z ministrem edukacji Przemysławem Czarnkiem, by porozmawiać o obowiązkowej edukacji seksualnej w kontekście również zapobiegania pedofilii?
Na pewno się umówimy.
Próbował już pan? Pytam, bo to poważna sprawa.
Jako przewodniczący komisji nie miałem jeszcze oficjalnych spotkań z ministrami. Zdaje pani sobie sprawę, że jeszcze do niedawna mylono homoseksualizm z pedofilią? Mówiono o księdzu: „On interesuje się chłopcami”. Nie, że krzywdzone jest dziecko, chłopiec, że tego przestępstwa nie wolno akceptować. Brak tej świadomości wyrządził ogrom zła. Słuchając wypowiedzi niektórych biskupów, miałem wrażenie, że naprawdę nie wiedzą, o czym mówią.
Nie rozumieją, co to jest pedofilia? Nie wiedzą, co to jest gwałt, nie wiedzą, co to jest wkładanie dziecku ręki w majtki? Niech pan nie żartuje.
Niestety, mogą patrzeć na to przez kategorię grzechu.
Można się wyspowiadać i po sprawie?
Rekomendacje raportu komisji australijskiej wskazywały na konieczność zmiany prawa kanonicznego, ponieważ pedofilia była traktowana jako przestępstwo o charakterze moralnym, duchowym, grzesznym, a nie jako przestępstwo przeciwko drugiemu człowiekowi. W raporcie tym wyraźnie wskazano, że bagatelizowano podobne zbrodnie.
Pamięta pan sprawę księdza pedofila z Tylawy?
Tak.
Prokurator Stanisław Piotrowicz, który dziś jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego, mówił: „Ksiądz potwierdził, że brał dzieci na kolana, podczas lekcji religii dzieci przybiegały, obejmowały go, on również je przytulał, głaskał, zdarzało się, że i pocałował. Dzieci były szczęśliwe, zadowolone. Nie było w tym podtekstu seksualnego. Ksiądz ma zdolności bioenergoterapeutyczne. A nocowanie dzieci na plebanii było dla nich atrakcją. Ksiądz M. kąpał je, bo dzieci były brudne. Całowanie w usta było na zasadzie: daj ciumka”. Czy ktoś taki powinien być w polityce, powinien być sędzią TK?
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak można do spraw pedofilii odnosić się w taki sposób.
To się działo, dzieje, nic nie musi pan sobie wyobrażać. Czy człowiek, który w ten sposób wypowiadał się o ofiarach, powinien być sędzią TK, czy nie?
To pytanie do polityków, bo to oni wybierają sędziów TK.
A pan jako obywatel, katolik, obrońca praw dzieci, co myśli?
TK powinien być miejscem, w którym zasiadają prawnicy o ogromnym doświadczeniu zawodowym i ugruntowanej pozycji, w tym pozycji akademickiej.
I nieskazitelni moralnie?
Dobrze by było. Księdzem może zostać 25-latek i może odpuszczać grzechy. Ale żeby zostać sędzią Sądu Najwyższego, trzeba mieć 40 lat i duże doświadczenie. A wracając do wykonywania różnych zawodów, także w kontekście interesującego panią tematu duchownych… Słyszałem przed naszym wywiadem, jak pani mówiła mężowi, żeby przygotował dzieciom obiad, ja mam dziś 70. urodziny teściowej, potem muszę pomóc dzieciom w lekcjach i mam jeszcze inne obowiązki rodzinne. To są konkrety z życia codziennego, których ksiądz nie ma. I nie będzie mieć, więc żyje w pewnym odrealnieniu, wychowany przez księży, uczony przez księży i ukształtowany przez księży. To nie jest tylko proces edukacji, to jest wejście w strukturę, w sposób myślenia. Gdybym był księdzem, tobym nie szedł po kawę, tylko kroczyłbym po nią, i pochylałbym się nad problemem, a nie się nad nim zastanawiał. Mówię o tym, ponieważ uważam, że sprawą pedofilii w Kościele powinni zajmować się świeccy. Tam, gdzie pojawiają się świeccy w Kościele, tam pojawia się to, co papież Franciszek nazywa nowym powiewem, świeżością.
Przypomniała mi się była minister Beata Kempa, która mówiła mi, że jest wychowana w wielkim szacunku do hierarchów i nic tego nie zmieni.
Jako nastolatka uczono mnie, że ksiądz, biskup to jest jakby nadczłowiek. Ktoś mówił, że ksiądz ma kobietę, zaraz ktoś inny, że nie wolno tak mówić, że nie przystoi. Arcybiskup Ryś powiedział kiedyś zdanie: „Wszyscy szemrzą, nikt nie krzyknie…”
On też nigdy nie krzyknął.
Ale jako pierwszy ostatnio stanowczo zareagował na słowa, od których zaczęła pani naszą rozmowę. Hierarchą, który mocno wyraził opinię na temat przestępstw pedofilii, jest też wspomniany już przeze mnie bp Milewski z Płocka. To, że nazwał rzeczy po imieniu w trakcie jednego z radiowych wywiadów, było absolutnym novum w polskim Kościele. Uważam, że zło, jeśli pojawia się w Kościele, powinno być nazywane głośno i po imieniu. Nieżyjący już ks. Jan Kaczkowski, którego poglądy są mi bardzo bliskie, powiedział kiedyś, że trzeba spojrzeć na Kościół jak na korporację.
Normalna korporacja nie toleruje pedofili.
A czy Kościół to normalna korporacja? Ona budowała się przez wieki, ma utarte ścieżki i światopogląd – i nie mówię o światopoglądzie religijnym. Myślę, że niestety wymieszaliśmy sacrum i profanum.
Kto? Katolicy?
Kościół jest instytucją, która ma charakter sumienia narodu. Mój kolega jest ateistą, ale uważa, że instytucja Kościoła jest bezcenna dla historii Polski.
Zaraz pan powie o Janie Pawle II.
Jego postawa wobec komunistów jest nieoceniona.
Podpisał się pan pod listem w obronie Jana Pawła II?
Nie.
Dlaczego?
Bo nie podpisuję się pod tego typu listami.
Bo ma pan wątpliwości w stosunku do papieża Polaka?
Musiał być blokowany, manipulowany przez swoje najbliższe otoczenie.
Przez swojego sekretarza Stanisława Dziwisza.
O blokowaniu mówi wprost Wanda Półtawska, przyjaciółka Jana Pawła II. Ona sama dostarczyła papieżowi materiały na temat przestępstw abp. Juliusza Paetza. Nie ufała otoczeniu Jana Pawła II.
Pan się boi wypowiedzieć imię i nazwisko „Stanisław Dziwisz”?
Nie używam nazwisk ludzi, jeśli nie mam pewności, że są winni. Ale jestem pewny, że najbliższe otoczenie blokowało papieżowi dostęp do informacji na temat pedofili.
I uważa pan, że papież był aż taką marionetką?
Ależ skąd? Nie był marionetką. Zajmował się problematyką duszpasterską, nauczaniem i może sprawy skandali seksualnych i pedofilii były mu przedstawiane w inny sposób. Proszę pamiętać, że od początku XXI w. wszelkie sprawy dotyczące zbrodni seksualnych skierowane przeciwko dzieciom, osobom zależnym i osobom niepełnosprawnym były kierowane do Kongregacji Nauki Wiary, czyli do kard. Josepha Ratzingera. Stawianie Jana Pawła II w gronie zbrodniarzy pedofilskich jest po prostu nieuczciwe. Należę do pokolenia JPII, kończyłem KUL, na którym on wykładał, jego nauczanie jest mi bliskie.
A jak będą dowody, że jednak wiedział o przestępstwach, to co się stanie z pana światem?
To samo, co ze światem wielu ludzi mi znanych, kiedy dowiedzieli się, że Jean Vanier, współtwórca ruchu Wiara i Światło, wykorzystał seksualnie kilka kobiet. Mam jednak nadzieję, że takich dowodów nie ma, bo nie może ich być z racji uczciwości działań papieża.
Bo jeśli są, to będą oznaczać koniec polskiego Kościoła.
Na pewno wielki ból. Jan Paweł II mówił, że dla niego w Ewangelii najważniejsze zdanie brzmi: „Prawda was wyzwoli”.
Dziwisz słyszał te słowa, ale pewnie ich teraz nie pamięta.
Powtórzę, mam wielką nadzieję, że problematyką pedofilii w Kościele zajmą się osoby świeckie. Duchownych, którzy dokonali zbrodni pedofilii, trzeba traktować jak zwykłych obywateli, podobnie tych, którzy ich kryli, przenosili z parafii na parafię. Jeżeli ksiądz popełni przestępstwo i ktoś to przestępstwo zgłosi, to my będziemy odpowiednie organy o tym informować.
A ponieważ te odpowiednie organy są upolitycznione, zależne od Zjednoczonej Prawicy, to sprawy będą tuszować, umarzać...
A pani znowu swoje. Nie, księża pedofile nie mają immunitetu, taryfy ulgowej wynikającej z tego, jaki zawód uprawiają. Tak, jestem katolikiem, tak, byłem związany z Ordo Iuris, i nie przeszkadza mi to być uczciwym wobec ludzi Kościoła. Na litość boską, niech pani oddzieli instytucję Kościoła i ludzi, którzy popełniają przestępstwa, od tego, że ludzie wierzą w Boga, uczestniczą w mszach i się modlą. To są dwie różne rzeczywistości.
Znam takich, co wierzą w Boga, modlą się i uważają, że wskazywanie palcem księży pedofilów to atak na Kościół, na religię, na wiarę.
A ja znam szczerze wierzących, którzy przeżywają wielki kryzys przez to krycie w instytucji Kościoła sprawców, tuszowanie przestępstw. Tych kilka procent zbrodniarzy noszących koloratkę niszczy Kościół.
Kilka? To znaczy ile?
Różne są szacunki. Mówi się o 3 proc. księży pedofilów.
Jeśli to tylko 3 proc., to mamy 900 księży pedofilów w Polsce.
Zbrodnia pedofilii może zabić w człowieku wiarę. Jeśli ktoś dokonuje apostazji...
To jest odejście od Kościoła, a nie od wiary.
Owszem, ale zabijanie wiary to też jest realne i konkretne zło. Przecież WHO mówi, że zdrowie to także przestrzeń duchowa człowieka.
Dla wielu może być pan wrogiem Kościoła.
Jeśli będę nazywany wrogiem hierarchów, to trudno. Po wywiadzie z panią może będę też uznany za lewaka. Za takiego mnie uznają ci, którzy mają problem z jawnością w Kościele, czego nie pojmuję, bo to właśnie nauczanie tej wspólnoty oparte jest na pokazywaniu wprost, czym jest dobro i gdzie leży zło. Ja zbyt dobrze pamiętam rozmowy w szpitalu psychiatrycznym z dziećmi, które były gwałcone, wykorzystane seksualnie, molestowane. I zawsze będę stał po stronie tych dzieci, bo one doświadczyły największego zła.