Choć pod koniec czerwca br. Komisja Europejska bezterminowo zawiesiła zaawansowane już prace nad zakazującą pseudoekologicznych haseł reklamowych dyrektywą Green Claims, to polskie organy nie zwalniają tempa ścigania i zakazywania greenwashingu. Najpierw pod koniec lipca prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) na podstawie obowiązujących dziś przepisów postawił czterem spółkom zarzuty dotyczące greenwashingu (patrz ramka), a następnie przygotował projekt zmian w prawie implementujący unijną dyrektywę 2024/825.

Greenwashing - co nim będzie?

Chodzi o projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym oraz ustawy o prawach konsumenta (nr z wykazu: UC111). Jego głównym celem jest poszerzenie katalogu tzw. czarnych praktyk rynkowych o dwanaście nowych punktów. Zakazane zostanie m.in. informowanie konsumenta o rzekomej ekologiczności produktu (jeśli to twierdzenie nie będzie poparte wiarygodnymi danymi) albo posługiwanie się przez przedsiębiorcę nieweryfikowalnymi zobowiązaniami, że ten do np. 2030 r. osiągnie pełną neutralność klimatyczną. Dziś karanie za tego rodzaju slogany jest utrudnione i prezes UOKiK musi sięgać po ogólne przepisy o ochronie konsumentów.

Wśród niedopuszczalnych praktyk znajdzie się również formułowanie twierdzeń dotyczących ekologiczności w odniesieniu do całego produktu lub całej działalności przedsiębiorcy, jeżeli dotyczą one tylko określonego aspektu lub konkretnego rodzaju działalności. W praktyce oznacza to, że aby dany produkt albo usługę można było określić jako „ekologiczną”, całość, a nie jedynie niewielka część związanych z jej przygotowaniem działań, będzie musiała być przyjazna środowisku. Producent nie będzie mógł również wgrywać oprogramowania pogarszającego jakość produktu, zachęcać klienta do wcześniejszej wymiany wciąż działającego urządzenia albo niezgodnie z prawdą przedstawiać dany produkt jako nienadający się do naprawy.

Kluczowa zmiana polega na nowym podejściu do ekologicznych haseł. Po wejściu w życie znowelizowanych przepisów do posłużenia się sloganem o zrównoważonym charakterze produktu, usługi albo działalności przedsiębiorca będzie musiał dysponować certyfikatem wydanym w oparciu o unijne wytyczne i w ramach systemu certyfikacji nadzorowanego przez państwo. „Przedsiębiorca nie będzie mógł używać ogólnych twierdzeń dotyczących ekologiczności typu: przyjazne dla środowiska, eko-przyjazne, zielone, przyjazne dla natury, ekologiczne, poprawne środowiskowo, przyjazne dla klimatu, łagodne dla środowiska, przyjazne pod względem emisji dwutlenku węgla, efektywne energetycznie, biodegradowalne, oparte na surowcach pochodzenia biologicznego lub podobne, które sugerują lub stwarzają wrażenie wysokiej efektywności ekologicznej, jeżeli nie wykaże uznanej wysokiej efektywności ekologicznej” – czytamy w założeniach do projektu ustawy. Metodyka wykazania tej efektywności została zaś określona w unijnych przepisach i normach. Dziś niektóre firmy swoje twierdzenia o byciu „eko” podpierają certyfikatami wydanymi przez kontrolowane przez siebie „instytuty”.

Konsumenci myślą o środowisku

Zapowiedź zmian w prawie pozytywnie ocenia Joanna Kądziołka, prezeska Polskiego Stowarzyszenia Zero Waste. Nasza rozmówczyni wskazuje na to, że od lat coraz więcej konsumentów, kierowanych troską o środowisko, sięga po produkty tych firm, które na sztandarach niosą hasła np. o zrównoważonym rozwoju albo mniejszym śladzie środowiskowym.

- Problem polega jednak na tym, że te obietnice często nie mają pokrycia w realnych działaniach firm, co w ostatnim czasie wykazał prezes UOKIK, stawiając zarzuty o stosowanie greenwashingu dużym graczom takim jak Allegro, DHL, Inpost i DPD – wskazuje Joanna Kądziołka.

Według niej dzięki zmianom, które ma przynieść ustawa przygotowana przez prezesa UOKiK, konsumenci zyskają systemową ochronę i pewność, że wybierane przez nich produkty są rzeczywiście bardziej przyjazne środowisku niż ich alternatywy. Dotychczas bowiem nierzadko bywało tak, że rzekomo ekologiczny produkt niewiele różnił się od swojego „nieekologicznego” odpowiednika.

- Nieuczciwe praktyki mogły zniechęcać do rzeczywiście lepszych, zrównoważonych wyborów i jednocześnie stawiać w trudniejszej pozycji te firmy, które ponosiły realne, często wyższe koszty, by działać w sposób odpowiedzialny. Teraz mamy szansę to zmienić – podsumowuje prezeska stowarzyszenia Zero Waste.

Nasza rozmówczyni wyjaśnia, że dla przedsiębiorców nowe przepisy to konieczność większej przejrzystości i rzetelności. Oznacza to m.in. obowiązek udostępniania konkretnych informacji o trwałości produktów, możliwości naprawy, czy ekologicznych formach dostawy.

- To wyzwanie, ale i szansa, gdyż firmy, które rzeczywiście zainwestują w zrównoważony rozwój, zyskają przewagę nad tymi, które dotąd tylko udawały – przekonuje Kądziołka.

Więcej trudności związanych z propozycją nowych przepisów widzi Roksana Kałużna-Bałazy, adwokat i założycielka kancelarii odpowiedzialnego biznesu Kalużna Legal. Nasza rozmówczyni przypomina, że choć dziś nie ma w polskim prawie formalnej definicji greenwashingu, to prezes UOKiK postawił zarzuty 4 spółkom (patrz: grafika). Nowe przepisy rozszerzą katalog praktyk podlegających karom prezesa UOKiK.

- Działania UOKiK mogą mieć tzw. efekt mrożący w postaci zaprzestania komunikowania zielonych działań spółek, co było jednym z motorów ekologicznej transformacji. Greenwashing to nie tylko jawne kłamstwa, jak np. komunikowanie, że flota jest w 100 proc. elektryczna, gdy wszystkie pojazdy są spalinowe, lecz również brak precyzji, przedstawienia kontekstu lub nadmierne uproszczenie, które mogą wprowadzać w błąd – wyjaśnia mec. Kałużna-Bałazy.

To właśnie ta niejednoznaczność greenwashingu i możliwość karania za brak precyzji albo niewystarczające zarysowanie kontekstu użycia danego sformułowania budzi opór ze strony samych zainteresowanych. Przedsiębiorcy obawiają się, że już niebawem aktywność prezesa UOKiK na polu tropienia i karania za greenwashing znacząco wzrośnie.

Etap legislacyjny:

Projekt ustawy wpisany do wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów