Konsultacje dotyczące reformy łowiectwa zorganizowane przez resort środowiska weszły w etap konkretów, a raczej problemów. Punktem spornym jest odstrzał ptaków wodno-błotnych.

Tydzień temu rozpoczął się sezon polowań na niektóre dzikie ptaki. Wcześniej powołany w czerwcu zespół ds. reformy łowiectwa dyskutował o skróceniu listy 13 gatunków łownych. Punktem wyjścia była opinia Państwowej Rady Ochrony Przyrody (PROP), która rekomendowała zwiększenie ochrony pięciu gatunków, w tym zagrożonych wyginięciem głowienki i czernicy. Sierpniowe spotkanie opuścili jednak przedstawiciele Polskiego Związku Łowieckiego (PZŁ).

– Według Koalicji „Niech żyją!” ochronę tę należałoby rozszerzyć w sumie na 12 z 13 gatunków łownych. Wynika to z przypadków mylenia gatunków pospolitych z chronionymi i rzadkimi, a nawet zagrożonymi wyginięciem – mówi DGP Adam Zbyryt z Uniwersytetu w Białymstoku. Podaje przykład gęsi małej, mylonej z gęsią białoczelną. – Jedynym wyjątkiem, który mógłby pozostać na liście gatunków zwierząt łownych, jest bażant, który jest gatunkiem obcym, ale pod warunkiem, że myśliwi zaprzestaną jego wypuszczania do środowiska – dodaje.

– Usunięcie gatunków wodno-błotnych z listy zwierząt łownych spowoduje, że myśliwi przestaną być prawnie zobowiązani do ochrony ich siedlisk, ponadto stracą motywację do tego typu działań – mówi z kolei Mateusz Murzyn, rzecznik PZŁ. Związek uważa, że to spowodowałoby ekspansję drapieżników i regres populacji ptaków łownych. – Z kolei myślistwo stanowi tylko 2,6 proc. spośród wszystkich czynników wpływających na populacje ptaków. O wiele większą presję wywołują np. urbanizacja (w tym rekreacja w terenie), stanowiąca 16,8 proc., czy gatunki inwazyjne, stanowiące 6,8 proc. – mówi rzecznik.

Ptaki są ranione

Profesor Rafał Kowalczyk z Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży, który także uczestniczy w pracach zespołu, dodaje, że niektóre ptaki są ranione podczas polowań, ale inne płoszone. – Brakuje nam danych pozwalających oszacować wpływ łowiectwa na gatunki chronione. W dodatku w przypadku polowań na ptaki często mają one charakter czysto rekreacyjny – trudno je uzasadniać chęcią pozyskania mięsa czy rozwiązywania konfliktów, np. z rolnikami – dodaje profesor. Podkreśla, że przy okazji giną też chronione gatunki, trudne do rozpoznania w locie.

Unaoczniło to zdjęcie, którym pochwalił się kilka dni temu jeden z myśliwych, który jednak nie odróżnił nawet po oddaniu strzałów gatunku chronionego od łownego (a konkretnie gołębia siniaka od grzywacza). Mateusz Murzyn przekazuje DGP, że zgłoszenie w tej sprawie zostało przekazane do właściwego okręgowego rzecznika dyscyplinarnego. – Nawet doświadczeni ornitolodzy miewają problemy z rozróżnieniem niektórych gatunków ptaków w locie i muszą posiłkować się dobrymi fotografiami przy ich identyfikacji, a i wtedy poprawne oznaczenie gatunku zajmuje czasami kilka minut. Jak więc myśliwi mają rozpoznawać konkretny gatunek lecącego ptaka, często z dużej odległości, w słabych warunkach oświetleniowych? – pyta Adam Zbyryt. Dodaje, że z badań naukowych prowadzonych na Stawach Zatorskich wynika, że od kilku do kilkudziesięciu procent odnajdowanych zabitych ptaków w okresie polowań stanowią gatunki chronione. – O niektórych dowiadujemy się właśnie ze zdjęć publikowanych przez samych myśliwych – mówi.

Według prof. Kowalczyka konieczne jest przeanalizowanie listy gatunków łownych oraz okresów polowań, aby uwzględnić zmiany, jakie zachodzą, jeśli chodzi o stan populacji niektórych gatunków czy zmiany klimatu, które wpływają na biologię zwierząt. – Prawo łowieckie zostało uchwalone niemal 30 lat temu i jest oparte na dość archaicznych zasadach, nieprzystosowanych do obecnych standardów zarządzania zasobami przyrody – mówi.

Badania okresowe myśliwych

Kwestią sporną jest też zwiększenie bezpieczeństwa polowań, co miałyby zapewnić badania okresowe myśliwych. – Z wiekiem wzrasta częstość chorób cywilizacyjnych, pogarszają się stan wzroku, koordynacja ruchowa, zdolności poznawcze itd. Myśliwi mogą mieć problem z identyfikacją celu bądź ze zmniejszeniem celności oddawanych strzałów, spowodowanych problemami ze wzrokiem czy drżeniem rąk – mówi lek. med. Anna Gdula z fundacji Niech Żyją!

Próby wprowadzenia obowiązku wykonania badań lekarskich i psychologicznych przez myśliwych co pięć lat były już parokrotnie podejmowane, jednak za każdym razem rządzący się z tego wycofywali. – Taki obowiązek miał zacząć obowiązywać w 2023 r., jednak na początku roku ustawa została znowelizowana i wyłączono myśliwych z grupy osób objętych przepisem. Zrobiono to w formie tzw. wrzutki do ustawy o zmianie ustaw w celu likwidowania zbędnych barier administracyjnych i prawnych – mówi Anna Gdula.

Wiceministrem odpowiedzialnym za łowiectwo był wtedy Edward Siarka z Suwerennej Polski. – Każdy, kto ma zostać myśliwym, przechodzi badania, w tym psychologiczne. One są podstawą do tego, żeby otrzymać pozwolenie na broń. Wprowadzanie badań okresowych nic nam nie daje, ponieważ jest to tylko narażanie myśliwych na zupełnie niepotrzebne koszty, a one nie są małe. Takie badania okresowe kosztują kilkaset złotych co kilka lat – mówi w rozmowie z DGP. Według niego ewentualne przypadki postrzelenia nie wynikają ze stanu zdrowia, tylko z nieostrożnego posługiwania się bronią. Siarka powołuje się na badania wykonane w ministerstwie, z których wynikało, że w przypadku wprowadzenia cyklicznych badań z łowiectwa zrezygnowałaby jedna trzecia myśliwych. Tymczasem celem ówczesnego wiceministra było zwiększenie liczby myśliwych. ©℗