Stowarzyszenie Filmowców Polskich (SFP) pozwało Skarb Państwa o odszkodowanie dla twórców i producentów filmowych z powodu nieimplementowania do prawa polskiego dyrektywy 2001/29 o harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych w społeczeństwie informacyjnym (dalej: dyrektywa). Argumentują, że w rezultacie naruszenia tego obowiązku przez państwo nie otrzymali godziwej rekompensaty za korzystanie z ich utworów w ramach dozwolonego użytku osobistego. Jak informuje reprezentujący SFP dr Tomasz Targosz, adwokat i partner w kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy, pozew został złożony do Wydziału Własności Intelektualnej Sądu Okręgowego w Warszawie. Stowarzyszenie nie zwróciło się do organów unijnych, bo te mogłyby jedynie wymusić zmianę prawa. – Natomiast nie byłoby możliwości dochodzenia tą drogą roszczeń finansowych – wyjaśnia dr Targosz.

KONFRONTACJE DGP
ikona lupy />
dr Tomasz Targosz adwokat i partner w kancelarii Traple Konarski Podrecki i Wspólnicy; reprezentuje SFP / Materiały prasowe
ikona lupy />
Tomasz Zalewski radca prawny, partner w kancelarii Bird & Bird / nieznane
Czy widzi pan szanse, że Stowarzyszenie Filmowców Polskich (SFP) uzyska od Skarbu Państwa 416 mln zł odszkodowania za brak
– jak twierdzi – godziwej rekompensaty za korzystanie z utworów w ramach dozwolonego użytku osobistego w latach 2020–2023?
dr Tomasz Targosz - TAK

Naszym zdaniem brak implementacji prawa unijnego jest niewątpliwy: system obowiązujący w Polsce nie spełnia wymogów dyrektywy, więc naruszenie jest oczywiste. Jeżeli chodzi o kwotę odszkodowania, to nasze wyliczenia są oparte na kalkulacjach, których podstawa jest opisana w pozwie i została zweryfikowana opiniami zewnętrznych ekspertów. Oczywiście nie możemy mieć pewności, jakie rozstrzygnięcie zapadnie co do samej kwoty, natomiast nie mamy wątpliwości, że powinna to być kwota znacząca – co wynika z tego, w jak rażący sposób obecny system opłat reprograficznych odstaje od choćby minimalnych wymogów stawianych przez prawo europejskie.

Podobne sprawy w Holandii i Danii zakończyły się wygraną tych, którzy dochodzili odszkodowania.

Tomasz Zalewski - NIE

Wydaje mi się, że jest to ze strony SFP głos rozpaczy i próba zmobilizowania naszego ustawodawcy, żeby wreszcie zajął się na poważnie problemem opłat reprograficznych. Bo rzeczywiście przez wiele lat było to zaniedbane. Rozporządzenie ministra kultury ustalające stawki opłaty jest już anachroniczne: wymienia urządzenia, które nie występują w obrocie i przez nikogo nie są używane. Próby nowelizacji tego rozporządzenia w ciągu ostatnich lat do niczego nie doprowadziły. Ministerstwo wskazywało, że najpierw płatnicy powinni się porozumieć z organizacjami zbiorowego zarządzania i dopiero wówczas zostanie to odzwierciedlone w nowelizacji rozporządzenia. Jednak te strony nigdy się ze sobą nie dogadały.

Czy smartfony, komputery i tablety powinny być objęte tą opłatą reprograficzną?
dr Tomasz Targosz - TAK

Te urządzenia są dziś najczęściej wykorzystywane do sporządzania kopii utworów w granicach dozwolonego użytku osobistego – czyli w celu, który ma rekompensować opłata. Logiczne wydaje się więc, że powinny zostać nią objęte. Takie modele obowiązują w większości państw członkowskich Unii Europejskiej stosujących opłaty reprograficzne. Natomiast w Polsce opłatą objęte są niemal wyłącznie urządzenia, których nie ma już nawet w obrocie – jak magnetowidy, nieprodukowane już w ogóle od 2016 r.

Obowiązkiem państwa członkowskiego jest zapewnienie twórcom godziwej rekompensaty za wyjątek dozwolonego użytku. Nie widzę możliwości, by rekompensata mogła osiągnąć godziwy poziom bez uwzględnienia najnowocześniejszych urządzeń.

W dyskusji na ten temat często przywołuje się argument, że w większości z muzyki i filmów korzysta się obecnie na platformach internetowych. Jednak, po pierwsze, legalny streaming nie jest jedynym sposobem korzystania z utworów w wersji cyfrowej – nadal dochodzi do tworzenia permanentnych kopii utworów. Po drugie, streaming także obejmuje kopiowanie. Do zwielokrotnienia utworów dochodzi np. w przypadku usług pozwalających użytkownikowi na pobieranie plików, do których chcą mieć dostęp offline. W części serwisów może to być objęte licencją, ale w części odbywa się właśnie w ramach użytku osobistego.

Tomasz Zalewski - NIE

Ta opłata jest zadośćuczynieniem dla twórców za to, że w ramach przepisów o prawie autorskim wprowadza się dozwolony bezpłatny użytek osobisty utworów. Czyli np., gdy mam płytę, to mogę ją skopiować na drugi nośnik dla siebie albo kogoś z rodziny. Za takie kopiowanie twórcy nie otrzymują wynagrodzenia, co ma być rekompensowane opłatami reprograficznymi – zgodnie z art. 5 dyrektywy.

Te przepisy pochodzą z czasów, kiedy większość utworów, z których korzystaliśmy, była utrwalana na jakichś nośnikach. Model korzystania z dóbr kultury uległ jednak zmianie i dziś większość z nas korzysta z dóbr kultury za pomocą streamingu. Gdy chcemy coś obejrzeć lub czegoś posłuchać, to niczego nie ściągamy, tylko odtwarzamy z internetu. Nie dochodzi więc do kopiowania. Ponadto za streaming płacimy – w postaci reklam czy subskrypcji. Nie stanowi on zatem bezpłatnego użytku i nie wymaga rekompensaty.

Jak rozumiem, SFP powołuje się na to, że w innych krajach Unii Europejskiej pobiera się opłatę reprograficzną od smartfonów i innych nowoczesnych urządzeń. Nie znaczy to jednak, że tego rodzaju urządzenia rzeczywiście powinny być tą opłatą objęte. Proste analogie, że w Niemczech płaci się, powiedzmy, 5 proc. od wartości smartfona, nic nie znaczą – bo być może w Niemczech te opłaty też są anachroniczne i zostaną zmienione.

Czy w obecnym kształcie opłata reprograficzna spełnia jeszcze swoją funkcję?
dr Tomasz Targosz - TAK i NIE

Jeśli chodzi o sam model oparty na pobieraniu opłat od urządzeń i nośników używanych do korzystania z utworów w ramach dozwolonego użytku osobistego – to wydaje się, że nadal jest on funkcjonalny. Zwłaszcza że Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, iż środki na rekompensatę nie powinny płynąć bezpośrednio z budżetu państwa.

Natomiast nasz konkretny zaimplementowany w Polsce model zupełnie nie spełnia celu określonego w dyrektywie – z tego właśnie względu, że opiera się na pobieraniu opłat od urządzeń i nośników, które nie są sprzedawane w zauważalnych liczbach i nie są wykorzystywane przez użytkowników do celów, których dotyczy rekompensata. Mamy więc puste przepisy, odnoszące się do rzeczywistości, która nie istnieje. W rezultacie wpływy z tej opłaty systematycznie maleją. Kwoty uzyskiwane z tego tytułu w Polsce są na śmiesznie niskim poziomie w porównaniu z innymi państwami europejskimi.

Tomasz Zalewski - NIE

Powątpiewam, czy ona jeszcze ma sens. Streaming tak zawojował świat biznesu medialnego, że kopiowanie w ramach użytku osobistego to już raczej margines. Dlatego wydaje mi się, że ta opłata powinna zostać zreformowana z uwzględnieniem zmieniającego się modelu konsumpcji dóbr kultury.

Przy czym opłata reprograficzna nie jest opłatą za możliwość korzystania z dóbr kultury, jak przedstawiają to organizacje zbiorowego zarządzania. Gdy słucham muzyki lub oglądam coś w streamingu, to, owszem, korzystam z dobór kultury, ale nie dochodzi przy tym do kopiowania w ramach użytku osobistego. A tylko tego dotyczy opłata reprograficzna.

Jeżeli zaś chodzi o zreformowanie tego systemu, to podstawą nowych stawek i katalogu urządzeń i nośników, od których pobiera się opłaty, powinny być wyniki badania, w jaki sposób konsumenci korzystają obecnie z utworów oraz czy i w jakim zakresie używają smartfonów, laptopów i tabletów do ich kopiowania.

Czy opłata reprograficzna może być wykorzystana do dofinansowania składek artystów na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, jak przewidywał projekt ustawy o artystach zawodowych?
dr Tomasz Targosz - NIE WIEM

Naszym zadaniem w tym postępowaniu jest dochodzenie odszkodowania dla SFP (a realnie dla uprawnionych). Nie ukrywam, że rozwiązania dotyczące opłaty reprograficznej przewidywane w tym projekcie zostały uwzględnione w naszych kalkulacjach. Natomiast nie chcę się wypowiadać w kwestii ubezpieczeń dla artystów. Wymagałoby to dodatkowych analiz.

Tomasz Zalewski - NIE

Zgodnie z literalną wykładnią dyrektywy nie byłoby to możliwe. Natomiast Trybunał Sprawiedliwości UE kilka razy zastanawiał się nad taką dystrybucją tych opłat, że nie trafią one bezpośrednio do poszkodowanych, tylko zostaną przeznaczone na cele związane z rozwojem kultury bądź wspieraniem artystów – i doszedł do wniosku, że to jest możliwe. System taki powinien jednak zapewniać, że pieniądze trafią – choćby pośrednio – tylko do uprawnionych z tytułu praw autorskich, podczas gdy założenia ustawy przewidywały bardzo szeroką definicję artysty, która odbiega od pojęcia twórczości na gruncie prawa autorskiego. ©℗

Przygotowała Elżbieta Rutkowska