Opłata reprograficzna powinna być odprowadzana od wszystkich urządzeń umożliwiających kopiowanie utworów – uznał sąd w precedensowym wyroku zapadłym po 13 latach procesu.

Pozew przeciwko firmie Sony wniosło w 2012 r. Stowarzyszenie Artystów Wykonawców (SAWP). Zażądało ono od firmy Sony zaległej opłaty od urządzeń i czystych nośników sprzedanych między 2007 r. a 2010 r. Dużo istotniejsza od uzyskania samej zapłaty była próba udowodnienia, że opłatą reprograficzną są objęte nie tylko urządzenia wskazane w rozporządzeniu ministra kultury i dziedzictwa narodowego w sprawie określenia kategorii urządzeń i nośników służących do utrwalania utworów oraz opłat od tych urządzeń i nośników z tytułu ich sprzedaży przez producentów i importerów (Dz.U. z 2003 r. nr 105, poz. 991 ze zm.). I to organizacji udało się uzyskać. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że twórcom należy się rekompensata od „wszystkich urządzeń zdolnych do pozyskiwania kopii w ramach własnego użytku osobistego”. Zlecona na potrzeby procesu opinia biegłego potwierdziła zaś, że smartfony, tablety czy notebooki zaliczają się do takich urządzeń. Stąd wniosek, że producenci i importerzy tego sprzętu muszą odprowadzać od nich opłaty na rzecz organizacji zbiorowego zarządzania, które następnie są dzielone między twórców.

Liczy się przede wszystkim ustawa

Rolą opłaty reprograficznej jest rekompensowanie twórcom strat wynikających z własnego użytku osobistego. To uprawnienie do kopiowania i korzystania z utworów na własny użytek, ale także użytek najbliższych osób. Przepisy unijne zobowiązują do tego, by pewna kwota ze sprzedaży urządzeń, które takie kopiowanie umożliwiają, trafiała do twórców.

Polska ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 2509 ze zm.) wprowadza omawianą opłatę w art. 20. Mowa w nim o magnetofonach, magnetowidach i „innych podobnych urządzeniach”. Te ostatnie wskazano we wspomnianym wcześniej rozporządzeniu, które wymienia m.in. odtwarzacze MP3, twarde dyski komputerowe czy nagrywarki CD/DVD. Dotychczas uznawano, że wskazany w akcie wykonawczym katalog jest zamknięty. W opisywanym wyroku sądu podważył ten tok rozumowania.

„Rolą tego rozporządzenia nie jest określenie przedmiotowego zakresu tych opłat. O tym rozstrzyga ustawa, a więc przepis wyższej rangi niż rozporządzenie. (…) Wspólnym mianownikiem (jak wynika z brzmienia art. 20 ust. 1 prawa autorskiego) jest odniesienie obowiązku opłat do wszystkich urządzeń «umożliwiających pozyskiwanie kopii całości lub części egzemplarza opublikowanego utworu w zakresie własnego użytku osobistego». Odesłanie uregulowania zakresu obowiązku przedmiotowego opłat byłoby sprzeczne z zasadami wykładni prawa i w konsekwencji z zasadami konstytucyjnymi określającymi hierarchię aktów prawnych, według których obowiązki adresatów norm prawnych stanowią materię ustawową. Ustawodawca miał świadomość tego, że przedmiot opłat ma charakter dynamiczny i stanowi funkcję szybkiego postępu techniki oraz że wobec szybkiego postępu w sferze informatyki i techniki cyfrowej regulacja zamrażająca regulację wysokości opłat oznaczałaby, że omawiane przepisy rychło odnosiłyby się do obiektów z muzeum techniki” – podkreślił w uzasadnieniu wyroku Sąd Okręgowy w Warszawie (sygn. akt XXV C 1487/12). Orzeczenie zapadło w maju, ale dopiero niedawno ukazało się jego uzasadnienie.

– Sąd bez wątpienia wszedł tu w rolę prawodawcy, ale miał ku temu uzasadnione powody. Skoro bowiem dostrzegł sprzeczność rozporządzenia z ustawą, to musiał orzec w zgodzie z tą ostatnią. A sprzeczność jest oczywista, co podnosimy od lat – system opłat reprograficznych w naszym kraju dawno przestał odpowiadać współczesnym realiom i nie stanowi odpowiedniej rekompensaty dla twórców i twórczyń. Potwierdzają to jednoznacznie dane – Polska jest na ostatnim miejscu w UE pod względem wpływów z tytułu opłaty reprograficznej na głowę mieszkańca – mówi Karol Kościński, zastępca dyrektora generalnego Stowarzyszenia Autorów ZAiKS, które również uczestniczyło w tym postępowaniu.

Rozstrzygnie sąd wyższej instancji

Sąd nakazał Sony zapłacić 576 tys. zł.

„Nie podzielamy argumentacji sądu i złożyliśmy w tej sprawie apelację” – stwierdza krótko biuro prasowe firmy w odpowiedzi na nasze pytania.

Gdyby wyrok utrzymał się w II instancji, to można spodziewać się wysypu kolejnych pozwów wobec kolejnych firm. Roszczenia będą mogły sięgać do 10 lat wstecz, gdyż dopiero po tym okresie, zgodnie z orzeczeniem warszawskiego sądu, ulegają przedawnieniu. Łącznie chodzić może o miliardy złotych. Zgodnie z wyliczeniami Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego roczne wpływy z opłaty od samych tylko smartfonów mogłyby osiągać kilkaset milionów złotych (w zależności od ich wysokości; patrz: grafika). Właśnie o smartfony toczy się główna gra.

– Dla mnie swego rodzaju papierkiem lakmusowym tego, czy system rekompensat jest właściwie skonstruowany, jest właśnie to, czy uwzględnia smartfony. To jest bowiem dziś podstawowe i najpopularniejsze urządzenie do eksploatacji utworów – mówi Michał Błeszyński, radca prawny z kancelarii Błeszyński i Partnerzy, która reprezentowała SAWP w tej sprawie.

Z oczywistych względów orzeczenie wywołało duży niepokój w branży producentów i importerów.

– Przede wszystkim urządzeń, od których sąd nakazał naliczyć opłatę reprograficzną, nie ma w rozporządzeniu – przekonuje Michał Kanownik, prezes Związku Cyfrowa Polska. – Na wyroku zaważyła opinia ekspercka, która w mojej ocenie jest kuriozalna i nie sposób się z nią zgodzić. Kierując się dziwnym tokiem rozumowania, biegły w błędny sposób podszedł do definicji urządzeń objętych opłatą, tak jakby miała być naliczana za możliwość słuchania muzyki, a nie – zgodnie z unijną dyrektywą i polską ustawą – za kopiowanie artystycznych wykonań na własny użytek – dodaje. I ostrzega, że gdyby wyrok miał ukształtować nową linię orzeczniczą, to efektem będą podwyżki cen smartfonów, a więc ostatecznie zapłacą konsumenci.

Jego zdaniem przepisy wykluczają jednak smartfony z opłaty. Przekonuje, że smartfony służą głównie do słuchania muzyki z serwisów streamingowych, a nie do zachowywania jej w pamięci urządzeń.

– O tym, że kopia techniczna, tworzona na potrzeby streamingu, nie stanowi kopii w rozumieniu dyrektywy, orzekł zaś Trybunał Sprawiedliwości UE. A teraz warszawski sąd swoim wyrokiem podważa to orzeczenie i samą dyrektywę – podkreśla Michał Kanownik.

– Jest jednocześnie powszechnie wiadomo, że smartfony umożliwiają prywatne kopiowanie utworów, a więc i ich artystycznych wykonań, i funkcja ta jest wykorzystywana na wielką skalę. Wysokość opłat powinna być proporcjonalna, tzn. powinna uwzględniać skalę tego wykorzystania – polemizuje z tym stanowiskiem mec. Michał Błeszyński.

Według danych przekazanych DGP przez ZAiKS opłata reprograficzna od smartfonów jest pobierana w niemal całej UE z wyjątkiem Bułgarii, Irlandii, Luksemburga i Polski.

Pozostało wiele wątpliwości

Specjalizujący się w prawie autorskim prawnicy, których poprosiliśmy o skomentowanie wyroku, mają do niego sporo zastrzeżeń.

– Argumentacja sądu nie jest w pełni przejrzysta. Jeżeli jednak miałaby ona oznaczać, że w ocenie sądu opłatami są objęte wszystkie urządzenia, które posiadają zdolność zwielokrotniania utworów, a tym samym mogą być wykorzystane do ich zwielokrotniania w ramach dozwolonego użytku, to byłaby to teza niezwykle kontrowersyjna – ocenia dr Zbigniew Okoń, partner w kancelarii Rymarz Zdort Maruta.

– Teza nieuzasadniona w świetle prawa europejskiego. Zgodnie bowiem z wyrokiem TSUE w sprawie C-463/12, Copydan Båndkopi, prawo państwa członkowskiego może przewidywać w pewnych przypadkach zwolnienie z obowiązku zapłaty rekompensaty z tytułu dozwolonego użytku prywatnego, pod warunkiem że takie kopiowanie przynosi jedynie niewielki uszczerbek w dochodach twórców z udostępniania ich utworów – dodaje ekspert.

Orzeczenie niesie też ze sobą inny problem – jakiej wysokości opłatę pobierać od urządzeń, które nie są wskazane w rozporządzeniu, a które – zgodnie z wykładnią sądu – opłacie powinny podlegać?

– Niestety, w uzasadnieniu wyroku nie znajdziemy wyjaśnienia, jaka powinna być stawka opłaty naliczonej od takich urządzeń. Stawki opłat są wskazane bowiem w rozporządzeniu, a jeśli rozporządzenie nie wymienia jakiegoś urządzenia, to i nie podaje właściwej dla niego stawki opłaty – zauważa Tomasz Zalewski, radca prawny, partner w kancelarii Bird & Bird.

Konsekwencją stanowiska sądu byłoby zatem wyliczanie takiej stawki w ramach każdego postępowania sądowego, co teoretycznie jest możliwie, choćby z udziałem powoływanych każdorazowo biegłych.

– Rzecz jednak w tym, że byłoby to postawienie całego systemu opłat reprograficznych na głowie. Opłaty reprograficzne są rekompensatą dla uprawnionych z tytułu kopiowania utworów w ramach użytku osobistego. Wysokość tej rekompensaty powinna zatem być oparta na niebudzących wątpliwości dowodach dotyczących wysokości szkody ponoszonej przez uprawnionych – przekonuje mec. Zalewski. On również, podobnie jak Michał Kanownik, uważa, że kopiowanie utworów w ramach użytku osobistego ma coraz bardziej marginalny charakter.

– Modele biznesowe rynku kultury już dawno odeszły od fizycznych nośników jako formy udostępniania utworów i przeszły na model streamingowy lub model licencyjny, gdzie użytkownik nie ma jakiejkolwiek technicznej możliwości skopiowania utworu – przekonuje prawnik.

Zmiana przepisów w zawieszeniu

Dyskusja na temat rozszerzenia katalogu urządzeń objętych opłatą reprograficzną toczy się w Polsce od wielu lat. Na razie bez żadnych efektów. W maju 2021 r. resort kultury przedstawił projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego (w czerwcu 2022 r. przemianowany na projekt ustawy o artystach zawodowych). Przepisy miały włączyć artystów do powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych, a najmniej zarabiającym pomóc w opłacaniu składek. Pieniądze na to pochodziłyby z rozszerzonej opłaty reprograficznej. Wzrosnąć miała wysokość samej opłaty (dziś wynosi ona od 1 proc. do 3 proc. urządzenia, a miałaby wynosić od 2 proc. do 4 proc.), a do katalogu dodane zostałyby nowe urządzenia. Dyskusja dotyczyła także smartfonów, choć ich oficjalnie nie włączono do projektu rozporządzenia. Ostatecznie prace nad obydwoma projektami nie wyszły poza etap rządowy.

Poprosiliśmy MKiDN o odniesienie się do wyroku i spytaliśmy, czy wpłynie on na dalsze prace nad nowymi przepisami.

„Orzeczenie, jako nieprawomocne, może jeszcze ulec zmianie w wyniku rozpoznania apelacji” – odpowiedziało biuro prasowe resortu, dodając, że komentowanie wyroku byłoby w tej sytuacji przedwczesne.©℗

ikona lupy />
Smartfony najbardziej lukratywne / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe