Dziś w Sejmie odbędzie się wysłuchanie publiczne w sprawie kontrowersyjnych projektów ustaw, które miały zobowiązać usługodawców internetowych do przechowywania danych o klientach i przekazywania ich na żądanie służb.

Chodzi o projekt ustawy - Prawo komunikacji elektronicznej (druk nr 2861; dalej: p.k.e.). O kontrowersjach, jakie budzi, może świadczyć fakt, że do głosu zapisało się aż 200 osób. Projekt interesuje szczególnie szeroko pojętą branżę cyfrową, w tym sektory telekomunikacji i telewizji, oraz obrońców prywatności. Przy czym największej uwagi nie przyciągają zasadnicze zapisy p.k.e., które poprawiają pozycję konsumenta wobec operatorów. Skupia się ona na dwóch wątkach: inwigilacji i telewizji.
Tej pierwszej sfery dotyczą zapisy zobowiązujące przedsiębiorców komunikacji elektronicznej (np. dostawców poczty elektronicznej czy komunikatorów), aby przez 12 miesięcy przechowywali informacje o wykonywanych przez ich klientów połączeniach i udostępniali je policji oraz innym służbom. Burza, jaką to wywołało - w tym publikacje DGP - sprawiła, że posłowie PiS złożyli poprawki rezygnujące z tego pomysłu.

Jesteśmy pod wodą

- Zgodnie z deklaracjami ministra Pawła Lewandowskiego rząd wycofuje się z rozszerzenia na przedsiębiorców komunikacji elektronicznej obowiązku przechowywania danych na potrzeby służb. Czyli nie obejmie on np. dostawców poczty elektronicznej i czatów. Ale to nie zmienia faktu, że zostaną powtórzone zapisy z obecnego prawa telekomunikacyjnego (t.j. Dz.U. z 2022 r. poz. 1648 ze zm.; dalej: pr.t.) zobowiązujące do tego firmy telekomunikacyjne. Rząd zamierza więc nadal ignorować orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w tej dziedzinie - mówi Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon.
Kwestię orzeczeń TSUE podniósł też minister ds. europejskich, który w przesłanym do marszałek Sejmu piśmie stwierdził, że powszechny i niezróżnicowany (pod względem geograficznym i podmiotowym) obowiązek zatrzymywania szerokiego katalogu danych telekomunikacyjnych jest według TSUE niezgodny z przepisami unijnymi.
- Pozostanie przy obecnych zapisach z Pr.t. oznacza więc, że wprawdzie nie schodzimy głębiej, ale nadal jesteśmy pod wodą - podsumowuje Wojciech Klicki.
Na dzisiejszym wysłuchaniu zamierza też podnieść kwestię poprawki, jaką partia rządząca zgłosiła do projektu na etapie prac w komisji.
- Zaproponowano przepisy budzące obawy, jeśli chodzi o prywatność użytkowników - stwierdza. - Na firmy telekomunikacyjne ma być nałożony obowiązek instalacji aplikacji bądź urządzeń przekazanych przez UKE, a służących do pomiaru jakości świadczonych usług. Ze strony telekomów rodzi to obawy o bezpieczeństwo sieci. Natomiast moje wątpliwości dotyczą tego, jakie dane będą w ten sposób przekazywane do UKE. Nie ma przecież gwarancji, że urząd nie będzie zbierał informacji o sposobie korzystania z internetu - np. o odwiedzanych stronach - mówi prawnik z Panoptykonu.

Kto pierwszy na pilocie

Drugą kwestią sporną jest telewizja. Gdy poseł Arkadiusz Marchewka wnioskował na początku lutego o wysłuchanie publiczne, argumentował, że „tuż przed kampanią wyborczą rząd chce zaprogramować Polakom piloty”. Projekt ustawy wprowadzającej p.k.e. zmienia bowiem ustawę o radiofonii i telewizji (t.j. Dz.U. w 2022 r. poz. 1722 ze zm.). Na liście stacji, które muszą się znaleźć w każdej ofercie telewizji płatnej (must carry/must offer), znajdzie się więcej kanałów Telewizji Polskiej: do obecnych TVP 1, TVP 2 i TVP 3 dojdą TVP Info i TVP Kultura. Ponadto tę piątkę operatorzy będą musieli umieszczać na pierwszym miejscu listy dostępnych programów (dlatego w branży dano projektowi nazwę „lex pilot”).
Przeciwko tym zapisom występuje m.in. Polska Izba Komunikacji Elektronicznej (PIKE). Dlaczego nie chce, żeby TVP zajmowała pierwsze miejsca na pilotach?
- W ten sposób odbiera się operatorowi to, co jest jego prerogatywą i w pewnym sensie bronią. Kolejność na pilocie to ważny argument biznesowy w negocjacjach operatora z nadawcami. Jeśli będzie regulowana ustawowo, to negocjować będzie można dopiero od szóstego miejsca, co jest dużo mniej atrakcyjną pozycją - odpowiada Jerzy Straszewski, prezes PIKE.
Izby gospodarcze krytykują też próbę wprowadzenia obowiązku sprzedaży wszystkich oferowanych w pakietach kanałów także indywidualnie (a la carte). Paweł Lewandowski, podsekretarz stanu w KPRM w dziale cyfryzacji, w rozmowie z DGP podkreślał, że to „zmiany na korzyść konsumenta”, który „nie będzie już musiał kupować całego pakietu, żeby uzyskać dostęp do jednego kanału”. „Teraz np. kluczowe stacje informacyjne są oferowane tylko z innymi kanałami - których ludzie nie oglądają. A muszą za nie płacić” - argumentował.
Według prezesa PIKE wygląda to korzystnie dla obiorcy tylko na pierwszy rzut oka.
- Ale za taki kanał à la carte zapłaci pani 10 razy drożej niż za obecny pakiet - mówi Jerzy Straszewski. Dlaczego? - W systemie pakietowym programów jest dużo i ich zasięgi są większe, więc można je sprzedawać taniej. Pojedynczo to bez podniesienia ceny nie opłaci się to ani nadawcy, ani operatorowi. W związku z tym nie opłaci się też klientowi - wyjaśnia. Jak przytacza, Polsat już zaproponował operatorom telewizji kablowej swoje kanały à la carte, z odpowiednio wyższą ceną. - Na 1,7 mln klientów Vectry korzysta z niej niespełna tysiąc osób - stwierdza.
Skoro rynek i tak to reguluje, na czym polega problem z tymi zapisami?
- Mówimy o biznesie, który musi się opłacać. Jeżeli operator ma wprowadzać nową ofertę tylko dla zasady, to nie będzie to dobre dla biznesu: poniesie koszty takiej oferty, a nie zarobi na niej - podkreśla Straszewski. Jak wylicza, żeby zapewnić wszystkie kanały à la carte, operatorzy będą musieli wymienić wiele urządzeń oraz systemów, w tym billingowych do zarządzania relacjami z klientami (CRM) i dostępowych.
Trzeba też będzie wymienić dekodery u widzów. Dotyczyłoby to prawie wszystkich klientów telewizji płatnej, których jest ponad 10 mln. Koszt?
- Szacujemy, że będzie to kilka miliardów złotych - odpowiada prezes PIKE.
©℗
Służby sięgają po miliony danych / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe
Etap legislacyjny
Projekt po I czytaniu