Ministerstwo Infrastruktury wycofało się z kontrowersyjnego rozwiązania, które miało pomóc ograniczyć tzw. białe plamy transportowe. Sceptyczny był resort edukacji, samorządy również miały wątpliwości.
Ministerstwo Infrastruktury wycofało się z kontrowersyjnego rozwiązania, które miało pomóc ograniczyć tzw. białe plamy transportowe. Sceptyczny był resort edukacji, samorządy również miały wątpliwości.
Rząd za cel postawił sobie poprawę funkcjonowania transportu publicznego, w tym przeciwdziałanie wykluczeniu komunikacyjnemu obywateli mieszkających na terenach oddalonych od aglomeracji miejskich. Dane GUS pokazują, że o ile jeszcze w 2014 r. w Polsce było ponad 15 tys. linii regularnej komunikacji autobusowej o długości ponad 788 tys. km, o tyle przez lata te liczby malały, żeby w 2021 r. sięgnąć nieco ponad 9 tys. linii, których długość nie przekroczyła 400 tys. km. Rozwój przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej ma zapewnić uruchomiony w 2019 r. Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych (dalej: FRPA, patrz: infografika).
Jednak Ministerstwo Infrastruktury (MI) szuka również innych rozwiązań, które mają przywrócić świetność transportowi publicznemu. Stąd prace nad nowelizacją ustawy o zmianie ustawy o publicznym transporcie zbiorowym oraz niektórych innych ustaw. Jednym z zaproponowanych rozwiązań miało być udostępnienie autobusów szkolnych nie tylko uczniom, lecz także innym pasażerom (patrz: ramka). - Takie rozwiązanie pozwoli na zapewnienie szerszego dostępu do przewozów autobusowych dla pasażerów poprzez umożliwienie korzystania przez pasażerów z dotychczas „zamkniętych” przewozów szkolnych realizowanych autobusami szkolnymi - argumentował resort w uzasadnieniu do projektu. W najnowszej wersji dokumentu z 21 lutego br., do której dotarł DGP, przepis ten jednak zniknął.
Zastrzeżenia do otwarcia przewozów szkolnych zgłosiło Ministerstwo Edukacji i Nauki w ramach uzgodnień międzyresortowych. Resort wprawdzie wyraził zrozumienie dla chęci zwiększenia oferty komunikacyjnej, szczególnie osobom starszym, niemającym samochodów, ale wskazywał, że przepis musi być rozszerzony o zapisy dotyczące bezpieczeństwa uczniów. - Zgłaszaliśmy uwagi, ponieważ chodziło nam o bezpieczeństwo dzieci. Powinno być ono zapewnione przy używaniu autobusów szkolnych do komunikacji zbiorowej. Ministerstwo Infrastruktury uznało, że tę uwagę należy uwzględnić - komentuje Dariusz Piontkowski, wiceminister edukacji i nauki.
Eksperci podkreślają jednak, że już dziś zaledwie ok. 30 proc. gmin realizuje dowozy dzieci do szkół w ramach przewozów regularnych specjalnych, o których była mowa w przepisie, i ta liczba systematycznie maleje. Samorządy wolą rozwijać biletowane przewozy regularne i sięgać po środki z FRPA. - 70 proc. gmin ma już dowozy dzieci do szkół w formie przewozów regularnych, z zakupem biletów miesięcznych dla uczniów. Bilety dla tych uczniów są w 49 proc. refundowane z budżetu państwa, niektóre szkolne linie mają 3 zł dopłaty i praktyka pokazuje, że absolutnie nic, przeciwko czemu sprzeciwia się MEiN, nie ma miejsca - wskazuje Marcin Gromadzki z firmy Transport Consulting.
Swoje zastrzeżenia do propozycji MI zgłaszał Związek Powiatów Polskich (ZPP), chcący doprecyzowania, który organ gminy ma decydować o ewentualnym otwarciu przewozów szkolnych. ZPP uważało również, że przepis powinien wprost wskazywać, iż umożliwienie korzystania z autobusów szkolnych innym osobom nie będzie traktowane jako powstanie nowej linii umożliwiającej uzyskanie dopłaty z Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych. Wątpliwości budziło również zastosowanie przepisu w praktyce.
- Otworzenie takich kursów usuwa wykluczenie transportowe jedynie na papierze. Dla osób chcących skorzystać z usług publicznych czy chociażby zrobić zakupy jest to zbyt duży odstęp, dla osób pracujących na etacie godzina powrotu jest za wczesna, dla osób chcących pojechać dalej - godziny nie będą zgrane z kursami przesiadkowymi. Wprowadzona zmiana jest zatem słuszna - tłumaczy Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich.
W ocenie Marcina Gromadzkiego lepszym rozwiązaniem byłoby jednak pójście krok dalej, niż proponowało to MI w lakonicznie sformułowanym przepisie, i niemal całkowite zastąpienie przewozów specjalnych tymi regularnymi, poza uzasadnionymi przypadkami, takimi jak transport dzieci z niepełnosprawnościami. Wątpliwości resortu edukacji mogłoby rozwiać natomiast zapewnienie dodatkowego personelu podczas takich kursów (w przewozach specjalnych uczestniczy opiekun).
Ministerstwo nie przychyliło się natomiast do postulatu ZPP, aby zmienić kolejność pierwszeństwa dopłat z FRPA. Nowelizacja zakłada, że przysługiwać będzie ono odpowiednio: gminom, związkom międzygminnym, związkom powiatowo-gminnym, powiatom, związkom powiatów, województwom.
- Dalej uważamy, że spójny system publicznego transportu zbiorowego nie jest w stanie zamknąć się w granicach jednej gminy; naturalną skalą przestrzenną jest w tym przypadku powiat. Za minimum uważamy przesunięcie na pierwsze miejsce związków powiatowo-gminnych i związków międzygminnych. Należy bowiem promować współpracę między jednostkami samorządu terytorialnego - podkreśla Grzegorz Kubalski.
Nie będzie również corocznej waloryzacji stawki dopłaty za 1 wozokilometr, która w 2020 r. została podniesiona do 3 zł. Samorządy nie będą jednak dalej forsowały tego postulatu, licząc na to, że do rozmowy o waloryzacji uda się wrócić w ciągu najbliższych dwóch lat, ponieważ konsultowana ma być tzw. duża nowelizacja ustawy o publicznym transporcie zbiorowym.
- Ministerstwo uważa, że docelowo organizatorem powinno być województwo. Ja mam jednak wątpliwości, czy z poziomu Gdańska będzie widać wszystkie problemy sołectw oddalonych o 150 km. Uważam, że powiaty są lepszym rozwiązaniem - podsumowuje Marcin Gromadzki.
Opinię o projekcie nowelizacji ma wydać Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego podczas dzisiejszego posiedzenia plenarnego. ©℗
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama