Powstanie centralna baza, w której każdy będzie mógł za darmo zastrzec swój numer PESEL, tak aby uniemożliwić wzięcie na niego pożyczki

Polacy, którzy padli ofiarą wycieku lub kradzieży danych, byli dotychczas pozostawieni samym sobie. Jedyne, co mogli zrobić, to szukać pomocy w jednym z komercyjnych serwisów pozwalających monitorować, czy ktoś nie próbuje wziąć kredytu lub pożyczki na ich nazwisko. Państwo umywało ręce. Niebawem jednak ma się to zmienić. Jak dowiedział się nieoficjalnie DGP, rząd rozpoczął prace koncepcyjne nad stworzeniem państwowej bazy, w której każdy będzie mógł za darmo zastrzec swe dane.
- Takie rozwiązanie bez wątpienia zwiększy bezpieczeństwo naszych danych i sprawi, że w przypadku ich wycieku będziemy mieli możliwość szybkiej reakcji i działania prewencyjnego, by nie dopuścić do ich wykorzystania na naszą niekorzyść. Gdy już powstanie, ważne będzie uświadomienie Polaków o korzyściach z tego rozwiązania, tak aby było ono powszechnie stosowane w razie zagrożenia - mówi Witold Chomiczewski, radca prawny i wspólnik w kancelarii Lubasz i Wspólnicy.

Banki i telekomy

Na razie nie wiadomo, jak konkretnie ma działać nowy serwis. Trwają prace koncepcyjne nad jego stworzeniem. Z nieoficjalnych informacji wynika, że będzie to strona internetowa w domenie gov.pl, za pośrednictwem której każdy będzie mógł zastrzec swoje dane. Takie zastrzeżenie zostanie odnotowane w bazie, w której instytucje finansowe i firmy telekomunikacyjne będą miały obowiązek sprawdzić informacje przed zawarciem każdej umowy. Dlaczego akurat te dwie branże? Bo w nich najczęściej dochodzi do oszustw związanych z kradzieżą tożsamości.
Jeśli okaże się, że numer PESEL jest zastrzeżony, to firma nie będzie mogła udzielić kredytu lub pożyczki ani zawrzeć umowy telekomunikacyjnej. Klient w razie potrzeby będzie musiał na chwilę zdjąć blokadę, żeby skorzystać z ich usług. Potem, w razie potrzeby, założy ją ponownie.
- To bardzo ważne rozwiązanie, na które wszyscy czekaliśmy - w końcu państwo zaczyna czuć się odpowiedzialne za ochronę nas wszystkich przed skutkami kradzieży tożsamości. Jej ofiary przestaną być same ze swoim problemem - wkracza państwo, nakładając obowiązek sprawdzania przez pewne sektory gospodarki, czy aby konkretne dane osobowe nie zostały skradzione. Bez wątpienia spowoduje to spadek ryzyka negatywnych skutków kradzieży tożsamości - nie ma wątpliwości dr Paweł Litwiński, adwokat z kancelarii Barta Litwiński.

Nie tylko za pieniądze

Projekt ministra cyfryzacji jest tym ważniejszy, że zagrożenia związane z przejęciem danych z roku na rok są coraz większe. Nie szukając daleko - na początku roku prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych nałożył prawie 5 mln zł kary na Fortum Marketing and Sales Polska, której baza danych 137 tys. klientów została skopiowana, a kopia ta nie była wystarczająco zabezpieczona i osoby postronne miały do niej dostęp. Mogły przejąć dane, takie jak imię i nazwisko, adres zamieszkania, PESEL, numer dokumentu tożsamości, adres e-mail i numer telefonu. Z takimi sytuacjami będziemy mieć do czynienia coraz częściej z prostego powodu - nasze dane są zbierane i przechowywane przez coraz większą libczę różnych podmiotów, a co za tym idzie, coraz więcej jest potencjalnych źródeł wycieków.
- Na poziomie europejskim dostrzeżono to już ponad 10 lat temu, postulując wprowadzenie rozwiązań, które upraszczają postępowanie w przypadku kradzieży tożsamości i zdejmują z ofiary obowiązek informowania o tym fakcie kolejnych instytucji. Dobrym przykładem może być Francja, która wciąż rozwija swój system i w marcu tego roku umożliwiła zgłaszanie przypadków kradzieży tożsamości na policję on-line, bez wychodzenia z domu - zauważa dr Paweł Litwiński.
Planowany w Polsce system, nawet jeśli nie zapewni stuprocentowej ochrony (bo ta pewnie jest niemożliwa do osiągnięcia), to jednak znacząco zwiększy bezpieczeństwo Polaków. Co ważne, będzie darmowy. Dostępne dzisiaj usługi pozwalające na monitorowanie, czy ktoś nie bierze na nasze dane kredytu lub pożyczki, świadczone są jedynie na zasadach komercyjnych i potrafią kosztować ponad 300 zł rocznie. Na dodatek nie zapewniają pełnej ochrony, gdyż monitoring jest prowadzony tylko przez te firmy, które zawarły z danym serwisem umowy o współpracy. ©℗
ikona lupy />
Coraz więcej zgłoszeń o wyciekach / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe