Idea współpracy krajów położonych między Adriatykiem, Bałtykiem i Morzem Czarnym nie jest fanaberią PiS. Znaczenie dla jej sukcesu ma jej trafne umieszczenie w ramach unijnej polityki Polski.
Głęboka polaryzacja Polski dotyczy także polityki zagranicznej. Najróżniejsze inicjatywy są z góry potępiane w czambuł lub wyśmiewane bez poważniejszej dyskusji tylko z powodu zgłoszenia ich przez określone środowisko. Kolejnym problemem jest podejście zero-jedynkowe. Zamiast dostrzegać pewną ciągłość polityki zagranicznej i wkład różnych sił politycznych, niektóre idee są zawłaszczane przez jedną opcję polityczną. Jak w soczewce te zjawiska łączy idea Międzymorza – obecnie określana także jako Trójmorze. Stała się ona znakiem firmowym obecnej ekipy rządzącej. PiS twierdzi, że poprzednia władza zupełnie zaniedbała współpracę regionalną. Natomiast opozycja oskarża PiS, że pomysł Trójmorza jest zupełną fantazją oderwaną od rzeczywistości i szkodliwą dla polskich interesów narodowych. Natomiast jak zwykle prawda jest bardziej skomplikowana, niż to widać z polskiego piekiełka. Choć Polska pod rządami PiS zwiększyła zaangażowanie w ramach ABC, to ten region nie jest dla Warszawy tabula rasa. Wiele inicjatyw skierowanych do regionu pojawiło się pod rządami koalicji PO-PSL, a nawet wcześniej. Ta sytuacja wynika z faktu, że idea Trójmorza jest głęboko zakorzeniona w polskiej historii i geopolityce. Zdamy sobie z tego sprawę, patrząc na Polskę na osi Północ-Południe, a nie wyłącznie jako kraj położony między Wschodem i Zachodem.
Równie ważne dla sukcesu tego projektu jest ujęcie Trójmorza jako integralnej części Europy, w tym dzisiaj Unii Europejskiej. Pojawia się kluczowe pytanie: czy PiS, główny promotor tej idei, potrafi do niej podejść właśnie w taki sposób – czyli szeroko wykraczając poza Grupę Wyszehradzką i traktując ją jako integralną część unijnego projektu?
Lekcja geografii, geopolityki i historii
Pierwszym podstawowym problemem, jaki wiąże się z koncepcją Trójmorza, jest określenie jego granic. Najłatwiej można powiedzieć, że chodzi o kraje położone na osi Północ-Południe między Niemcami a Rosją. Sama nazwa Trójmorze jest następczynią określenia Międzymorze (Bałtyk, Morze Czarne).
W ramach Trójmorza chodzi o trzy akweny: Adriatyk, Bałtyk, Morze Czarne – wówczas w języku polskim od pierwszych liter tych akwenów morskich można utworzyć skrót ABC. Jednak sprawa bynajmniej nie jest taka prosta. W najszerszej formule mówi się o krajach od Skandynawii po Turcję. Otwartym pytaniem pozostaje, czy wymienione państwa zaliczać, czy też nie do kategorii Trójmorza. Jeśli Turcja, to czy także Grecja? Kolejny problem to granice Trójmorza na wschodzie i zachodzie. Czy włączać do niego kraje Europy Wschodniej (Białoruś, Mołdawię, Ukrainę)? Czy należy do niego Austria? W efekcie za inicjatywy i projekty związane z tą koncepcją najlepiej uznawać wszystkie, które rozciągają się na osi Północ-Południe i obejmują co najmniej kilka państw położonych nad przynajmniej jednym z tych trzech mórz. Ta nieprecyzyjność granic geograficznych wynika z niezwykłego zróżnicowania tego regionu w wielu wymiarach.
W przypadku historii Polski należy dostrzec stałą obecność myślenia kategoriami Międzymorza lub Trójmorza w polityce zagranicznej. Jak zauważył wybitny polski mediewista Henryk Samsonowicz, „monarchia odbudowana przez Kazimierza Wielkiego [...] przypominała wrzeciono skierowane od północnego zachodu do południowego wschodu. Rzut oka na ten kształt pozwala sformułować przypuszczenie, że przypominał niejako obudowanie szlaku łączącego Bałtyk z Morzem Czarnym”. Najbliżej zjednoczenia całego obszaru Trójmorza była dynastia Jagiellonów, która na przełomie XV i XVI w. panowała nad większością krajów ABC, mając dostęp do każdego z tych mórz. W XIX w. motywem przewodnim polityki księcia Adama Czartoryskiego, lidera polskiej emigracji politycznej, stała się idea odtworzenia – przy wsparciu brytyjskim, francuskim i tureckim – Rzeczypospolitej sfederowanej z Czechami, Rumunią, Słowacją, Węgrami i Słowianami południowymi. Do koncepcji Międzymorza Polska powróciła po odzyskaniu niepodległości. Była ona próbą stworzenia przeciwwagi dla Moskwy i dla Berlina. Często łączono ją z koncepcją prometejską (wyzwolenia nierosyjskich narodów ZSRR).
Gospodarka, głupcze!
Pomimo poważnego zróżnicowania regionu nie można uznać, że idea Trójmorza jest po prostu marzeniem oderwanym od rzeczywistości. W ostatnich latach widać, że w różnych wymiarach rozwija się współpraca na osi Północ-Południe. Kluczowe znaczenie ma gospodarka. Państwa „wąskiego” Trójmorza (członkowie UE przyjęci po 2004 r.) łączą nierzadko wspólne interesy ekonomiczne w ramach UE. Dały temu wyraz w przeszłości (np. budżet unijny, projekty infrastrukturalne i energetyczne, pakiet klimatyczny), zajmując wspólne stanowisko na forum unijnym. Ważną rolę w rozwoju tej współpracy odegrała Grupa Wyszehradzka, która ustanowiła mechanizm V4 Plus skierowany do swoich sąsiadów na południu i północy. Rozwój współpracy na osi Północ-Południe ma uzasadnienie także w dynamice ekonomicznej państw na niej położonych. Większość z nich należy do najszybciej rozwijających się gospodarek w UE. W tym kontekście należy tłumaczyć wielkie projekty infrastrukturalne ciągnące się od Skandynawii do Morza Śródziemnego. Via Carpathia zakłada utworzenie korytarza transportowego poprzez rozwój infrastruktury komunikacyjnej (drogi ekspresowe, autostrady) łączącej Kłajpedę na Litwie z portami nad Morzem Śródziemnym (Saloniki w Grecji), Morzem Czarnym (Konstanca) oraz Swilengradem na granicy bułgarsko-tureckiej. Droga przebiegać ma przez Litwę, Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię i Grecję. Przewidywana jest także budowa odgałęzień w kierunku na Ukrainę, Turcję i Białoruś i w kierunku portów w Gdyni i Gdańsku. W marcu 2016 r. w Warszawie przedstawiciele Litwy, Węgier, Polski, Rumunii, Słowacji, Turcji i Ukrainy podpisali deklarację ws. Via Carpathia. Później dołączyła do nich Bułgaria. Na Bałkanach oraz w Europie Środkowej Via Carpathia krzyżuje się ze szlakiem komunikacyjnym TRACECA, do którego należą UE oraz kraje basenu Morza Czarnego (Mołdawia, Ukraina, Turcja), Kaukazu Południowego i Azji Centralnej. Na północy Via Carpathia łączy się z Via Baltica – częściowo zrealizowaną jako droga ekspresowa z Warszawy do Tallinna, biegnącą z Polski przez Litwę i Łotwę do Estonii. Pełni ona funkcję najważniejszego połączenia drogowego pomiędzy krajami bałtyckimi. Równolegle do Via Baltica funkcjonuje Rail Baltica – linia kolejowa łącząca Warszawę, Kowno, Rygę, Tallinn i Helsinki.
Bardzo ważnym testem dla idei Trójmorza będzie zdolność krajów Europy Środkowej do współfinansowania wielkiego projektu budowy kanału łączącego Dunaj, Odrę i Łabę. Stworzyłby on bardzo ważny szlak komunikacyjny między Bałtykiem, Morzem Czarnym i Północnym. W tym roku wreszcie po wielu latach dyskusji ma powstać studium wykonalności tego projektu. Koszty tej inwestycji przekraczają 10 mld euro.
Znaczenie ekonomiczne Trójmorza zostało dostrzeżone także przez wielkich graczy. W 2012 r. została powołana inicjatywa 16+1, w której biorą udział członkowie UE z Trójmorza przyjęci do UE po 2004 r. oraz kraje Bałkanów Zachodnich (bez Kosowa) i Chiny. Współpracę z „16” Pekin wpisał w swoją koncepcję Nowy Jedwabny Szlak (Jedna Droga, Jeden Pas) zakładającą rozwój na wielką skalę infrastruktury przez Eurazję między Chinami a UE.
Bezpieczeństwo i wielka polityka
Współpracy w ramach Trójmorza nie można jednak sprowadzić wyłącznie do gospodarki. Dobrym przykładem jest wspomniana inicjatywa 16+1. Chińczycy zapewniają, że chodzi im tylko o ekonomię. Jednak warto pamiętać, że chińska polityka zagraniczna wszędzie na świecie traktuje gospodarkę jako narzędzie do promowania własnych interesów geopolitycznych, w tym przypadku budowę swojego lobby w UE. Słuchając polityków PiS wypowiadających się na temat Chin, można odnieść wrażenie, że tego nie dostrzegają.
Szczyty prezydentów Europy Środkowej w szerokich formatach odbywają się co roku od 1994 r. Ich agenda dotyczy też kwestii politycznych i bezpieczeństwa. Dwukrotnie w takich spotkaniach w 2011 i 2014 r. wziął udział prezydent USA Barack Obama. Jeszcze bardziej istnienie nieekonomicznego wymiaru Trójmorza potwierdza kwestia współpracy między państwami wschodniej flanki NATO. W listopadzie 2015 r. odbył się w Bukareszcie – z inicjatywy Polski i Rumunii – nieformalny szczyt przywódców Estonii, Litwy, Łotwy, Polski, Rumunii, Bułgarii, Słowacji, Węgier i przedstawiciel parlamentu czeskiego, a także zastępca sekretarza generalnego NATO. To spotkanie doprowadziło do wypracowania wspólnego stanowiska przed szczytem Sojuszu w Warszawie w lipcu 2016 r. Polska i Rumunia jako kraje posiadające największy potencjał militarny na Wschodzie są predestynowane do promocji takiej formy współpracy. W tym kontekście należy rozpatrywać powołanie w 2012 r. trójkąta Polska-Rumunia-Turcja. W jego ramach co pół roku spotykają się ministrowie spraw zagranicznych na konsultacje ws. bezpieczeństwa. Zostały też podpisane pierwsze umowy na temat współpracy w tym wymiarze.
PiS-owski sen o potędze
Niektórzy politycy PiS zaklinają, że idea Trójmorza nie ma konotacji geopolitycznych i nie jest wymierzona przeciw komukolwiek. Ugrupowanie podporządkowało jednak politykę zagraniczną kwestiom wewnętrznym w stopniu dotąd niespotykanym. W konsekwencji nastąpiła jej wyjątkowa ideologizacja (Polska jako prawdziwy „niezepsuty” Zachód i wyspa wolności otoczona przez dyktaturę politycznej poprawności). Dlatego nie powinno dziwić, że Jarosław Kaczyński podczas debaty z premierem Węgier Viktorem Orbanem na ostatnim Forum Ekonomicznym w Krynicy przeciwstawił współpracę regionalną w Europie Środkowo-Wschodniej hegemonii Niemiec w UE. Obaj politycy powierzyli regionowi misję cywilizacyjnej rekonkwisty UE (kontrrewolucja kulturowa). W miękkiej wersji przekonanie o konieczności odnalezienia własnej drogi przez region ABC przedstawił także prezydent Andrzej Duda podczas szczytu państw Trójmorza w Dubrowniku, gdy stwierdził, że „konieczne jest zniuansowanie układu relacji pomiędzy »centrum« i wskazanymi przez nie »peryferiami«, którego istotą jest jednokierunkowy transfer rozwiązań politycznych, ekonomicznych i kulturowych”. Zdaniem prezydenta Dudy „ofiarą tego procesu jest wiele cennych elementów bogatego dziedzictwa naszych narodów”.
Takie myślenie w wersji bardziej radykalnej może zaprowadzić Polskę na manowce. Według PiS celem spotkania z okazji rocznicy porozumień sierpniowych z krajami nienależącymi do UE, które odbyło się w Sejmie, było pokazanie, że Europa nie kończy się na Unii. Co więcej, marszałek Kuchciński stwierdził, że te kraje powinny zostać włączone w proces przebudowy UE. Marszałkowie Sejmu i Senatu w swoich wystąpieniach przedstawili UE w bardzo krytycznym świetle, wielokrotnie używając słowa „kryzys” czy sformułowań w rodzaju „niechlubny koncert mocarstw”. Nie dostrzegli w UE niemal żadnych pozytywnych zjawisk i cech. W efekcie ich ogólne poparcie dla dalszego rozszerzenia UE nie wypadło przekonująco. Suwerenność i solidarność zostały uznane za nadrzędne fundamenty planowanego na przyszły rok forum całej Europy Środkowo-Wschodniej (członkowie UE i jej sąsiedzi). Ani razu nie pojawiło się słowo „demokracja”. Marszałek Kuchciński stwierdził natomiast, że na przyszłorocznym forum spotkają się „przedstawiciele naszych parlamentów (przewodniczący, prezydia), czyli instytucji państwowych wybieranych przez suwerena – naród”. Takie podejście wrzuca polską demokrację do jednego worka z dyktaturami na Białorusi i w Azerbejdżanie. Oznacza także abdykację Polski z tradycyjnej roli promotora demokratyzacji krajów sąsiadujących z UE w jednym szeregu.
Bez złudzeń...
Z pewnością koncepcja Trójmorza nie jest myśleniem życzeniowym. Stoją za nią realne interesy. Jednak kluczowe znaczenie ma akceptacja ograniczeń współpracy wynikających z bardzo dużego zróżnicowania tego regionu. Jakkolwiek wizję Trójmorza jako alternatywy dla UE oraz jako opozycji wobec Niemiec w ramach Unii należy uznać za niebezpieczne złudzenie. Dla intensyfikacji współpracy w ramach Trójmorza niezwykle ważne jest więc twarde chodzenie po ziemi.

Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej