Wzrost napięcia wokół Ukrainy to taktyka wymuszania na przeciwniku ustępstw w systemie, w którym władza legitymizowana jest poprzez wojnę.
Trazymach z Chalcedonu w „Państwie” Platona jest porównywany do zwierzęcia. Jego żywiołem jest walka. A głównym celem pozbawione moralnego wymiaru dążenie do zdobycia przewagi nad przeciwnikiem. Dla Trazymacha ważne jest to, co korzystne dla silniejszego. Prawa wyrażają interes tego, kto ma władzę. Obowiązują rządzonych, a nie rządzących. Sankcją, która pomaga władzy egzekwować prawo i swoje interesy, jest naga siła. Częściej groźba jej użycia. „Sprawiedliwość polega na tym, iż się czyni to, co mocniejszemu korzyści przynosi” – czytamy u Platona, który przytacza słowa Trazymacha.
Były doradca trzech republikańskich prezydentów – Reagana, Busha seniora i Busha juniora – Peter Wehner na łamach „New York Timesa” w roli współczesnego Trazymacha obsadził Władimira Putina. Rosyjski prezydent niemal w pełni oddaje naturę greckiego sofisty. Łamiąc porządek prawny, który zakładał nienaruszalność granic państwowych – na nowo ustalił, czym jest w jego mniemaniu sprawiedliwość. Wypowiadając zachodniemu światu wojnę, zdecydował, że właśnie w ten sposób będzie legitymizował swoją władzę. Nie poprzez względną stabilność państwa, którą przez lata zapewniały wpływy z surowców energetycznych, lecz poprzez konflikt. Niczym Trazymach odrzuca inne źródła legitymizacji. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Jak komentuje tekst Wehnera, na stronach ośrodka analitycznego Center for European Policy Analysis, Edward Lucas – kluczowe w putinizmie jest „kto, kogo”, a „kompromisy i obietnice są jedynie potrzebą chwili”. Jak dodaje Lucas, system ten ma jednak poważną słabość. Funkcjonuje dobrze tylko wtedy, gdy sprawy idą w odpowiednim kierunku. Gdy interesy silnego gracza są realizowane. Oderwanie od zasad powoduje, że w razie porażki rządzący nie może liczyć na lojalność ekipy. Dla sąsiadów Rosji – szczególnie dla Ukrainy – to zła wiadomość. Jeśli założymy, że porównanie Wehnera jest słuszne, a Putin zbudował system Trazymacha, każda metoda jest dopuszczalna, by skutecznie osiągać założone cele. Łącznie z wojną na znacznie większą skalę niż hybrydowa rozgrywka z Europą, aneksja Krymu czy poparcie dla budowy parapaństw w Donbasie.
Szantaż
Przed zaplanowanym na weekend szczytem G20 w chińskim Hanghzou możemy w praktyce prześledzić, jak działa system przymuszania, albo jak mówił w rozmowie z nami jeden z bliskich współpracowników prezydenta Andrzeja Dudy – zamęczania – zbudowany przez Putina. Tak jak u Trazymacha, groźba użycia siły jest metodą uprawiania polityki. Na długo przed Hanghzou Rosjanie zwiększyli intensywność ostrzałów w Donbasie. W połowie sierpnia oskarżyli Ukraińców o dokonanie dywersji na Krymie (strona ukraińska przekonywała, że w rzeczywistości doszło do strzelaniny między pijanymi żołnierzami rosyjskimi). Podbijaniu stawki służyło również ujawnienie informacji o ćwiczeniach wojsk wewnętrznych i regularnych oddziałów rosyjskich w graniczącym od zachodu z Ukrainą, separatystycznym Naddniestrzu. Trenowano skoki spadochronowe i odbijanie zakładników.
Rosjanie doskonale zdają sobie sprawę, że dla Kijowa to, co dzieje się w Naddniestrzu, ma kluczowe znaczenie. W 2014 r. z tego kierunku miało zostać poprowadzone uderzenie, którego celem było zdobycie kontroli nad Odessą i utworzenie wokół niej kolejnej separatystycznej republiki. Aby zwiększyć wrażenia wojenne, w Donbasie po stronie separatystów zmieniono nawet metodologię liczenia ostrzałów (uwzględniano również pojedyncze strzały z broni lekkiej, czego do tej pory nie praktykowano). W efekcie, jak pisze warszawski Ośrodek Studiów Wschodnich, w miejsce wcześniejszych kilku, kilkunastu notowano kilkaset ostrzałów na dobę. Elementem spektaklu gróźb są również zaplanowane na wrzesień zakrojone na szeroką skalę ćwiczenia Kaukaz 2016, w których udział wezmą żołnierze południowego okręgu wojskowego i flota czarnomorska. Zaledwie kilka dni temu w Rosji zmobilizowano nie tylko wojsko, ale również administrację cywilną. Jak w warunkach wojny – na wielką skalę.
Po powrocie na Kreml Władimir Putin dał jasno do zrozumienia, że ważni są ludzie od wojny, a nie od reform. Pod ręką zawsze są co prawda Aleksiej Kudrin i German Gref, mityczni liberałowie, którzy mieli zmienić Rosję w państwo wolnorynkowe. Esencją władzy są jednak ludzie tacy jak minister obrony Siergiej Szojgu
Aktywność Rosjan nałożyła się na zmęczenie Europy Ukrainą. Paryż i Berlin zaangażowane są w zapobieganie kolejnym aktom terroru. Londyn ma na głowie skonsumowanie Brexitu. Urzędnicza Bruksela zastanawia się, czy w UE nie dojdzie do podziału na starą i nową Europę, twarde jądro i peryferie. A Stany Zjednoczone szykują się do wyborów prezydenckich. Jeśli to wszystko zsumować, otrzymuje się prostą konkluzję – Władimir Putin szykuje kolejną wojnę przeciw Ukrainie. Po pewnym namyśle widać jednak, że cała ta seria wydarzeń jest raczej tańcem wojennym niż rzeczywistym szykowaniem się do walki (choć nie można wykluczyć, że Ukraina, która w znacznym stopniu odbudowała swoje siły zbrojne i poczuła się silniejsza niż tuż po upadku Wiktora Janukowycza, w końcu da się sprowokować. Tak jak w sierpniu 2008 r. dał się sprowokować do wojny z Rosją prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili).
To, co dziś robi Putin, jest raczej próbą wywrócenia stolika przed Hanghzou. Wymuszenia na zajętym swoimi problemami Zachodzie ustępstw w sprawach ukraińskich. Wykluczenia Kijowa z rozmów o swojej własnej przyszłości. Doprowadzenia do federalizacji Ukrainy (a raczej legalizacji separatystycznych republik – ługańskiej i donieckiej – w Donbasie) i zaakceptowania aneksji Krymu. Wojenny ton ma również wymiar wewnątrzrosyjski. 18 września odbędą się wybory do Dumy. Retoryka konfliktu zapewne umocni poparcie dla partii władzy. Tym bardziej że w tym roku – w związku z trudną sytuacją gospodarczą – nie będą waloryzowane emerytury Rosjan (poza jednorazowym dodatkiem w wysokości 5 tys. rubli, który zostanie wypłacony w styczniu 2017 r.).
Nowe reguły
Taniec wojenny przed szczytem G20 potwierdza trend, który w zasadzie nie jest nowy. Rosja podąża nim od 2012 r. Po powrocie na Kreml Władimir Putin dał jasno do zrozumienia, że ważni są ludzie od wojny, a nie od reform. Pod ręką są co prawda Aleksiej Kudrin i German Gref, mityczni liberałowie, którzy mieli zmienić Rosję w zderegulowane państwo wolnorynkowe. W praktyce to jednak nie najdłużej urzędujący minister finansów – Kudrin (urząd zajmował od 2000 r. do 2011 r.) ani nie były minister rozwoju – Gref definiują system w Rosji. Esencją władzy są ludzie tacy jak minister obrony Siergiej Szojgu.
Realne reformowanie archaicznego państwa – nawet w obliczu niskich cen surowców energetycznych – ma w tym wariancie znaczenie drugorzędne. Znacznie ważniejsze są likwidowanie wrogów politycznych (jak w przypadku zabójstwa Borysa Niemcowa), modernizacja sił zbrojnych (wiara w zbrojeniówkę jako motor wzrostu w państwie) i wzmacnianie ekspedycyjnych zdolności wojska (wyprawa syryjska, militaryzacja Krymu, wspieranie separatystów w Donbasie). Nie ma już próby rozgrywania sprzecznych interesów różnych grup wokół prezydenta (biznes kontra resorty siłowe, umiarkowani kontra twardogłowi, zorientowani na Zachód kontra zwolennicy euroazjatyzmu). Zapanował system nakazowy, czego potwierdzeniem może być ostatnia degradacja Siergieja Iwanowa, który z zaufanego człowieka prezydenta został jego pełnomocnikiem do spraw ekologii (wcześniej pełnił funkcję szefa administracji głowy państwa; cały czas pozostaje członkiem Rady Bezpieczeństwa, która tworzy wewnętrzny krąg władzy Putina). To jasny sygnał, że nawet wobec ludzi nie do ruszenia możliwe jest zastosowanie kija.
Władza legitymizowana wojną dokonuje również przetasowania w strukturach siłowych. Pierwszym sygnałem była reforma wojsk wewnętrznych. Od 2014 r. zaczęto zastępować je Gwardią Narodową. Na czele wojsk wewnętrznych najpierw stanął zaufany Putina – Wiktor Zołotow, który jeszcze w czasach petersburskich był szefem jego ochrony. Dotychczasowy dowódca Nikołaj Rogożkin dostał „prestiżową” rolę przedstawiciela prezydenta w Syberyjskim Okręgu Federalnym. Ostatecznie w kwietniu tego roku wojska wewnętrzne przestały istnieć. Na mocy dekretu Putina powołano wspomnianą wcześniej Gwardię Narodową. Rośnie również znaczenie Komitetu Śledczego przy prokuraturze generalnej. Kierujący nim Aleksandr Bastrykin (prywatnie kolega Władimira Putina z roku na studiach prawniczych w Leningradzie) ma ambicje przekształcenia go w supersłużbę specjalną o znacznie szerszych kompetencjach niż Federalna Służba Bezpieczeństwa. Rywalizacja między FSB i KŚ w systemie Putina jest sytuacją idealną. Znacznie łatwiej zarządzać strukturami siłowymi, które rywalizują między sobą o wpływy i dostęp do ucha prezydenta.
Ile jest siły w systemie
Model władzy, który uzasadnia się wojną, wcześniej czy później musi się jednak wyczerpać. Bo wojna nie może trwać wiecznie. Nawet najbogatsze państwo nie ma nieograniczonych zasobów, które by na coś takiego pozwoliły. Nie ma ich również w gruncie rzeczy słaba strukturalnie Rosja. Nawet Trazymach był pragmatykiem. Oprócz miłości do siły potrafił liczyć pieniądze. Przemawiał, pobierając opłatę. System Putina stawia tylko na siłę. Wcześniej czy później musi zbankrutować. Paliwem, które będzie trzymało go przy życiu, mogą być prawdziwe i domniemane sukcesy militarne Rosji. I to jest w nim najbardziej niebezpieczne.