Komisja Europejska zapowiada rewolucję w podejściu do kryzysu migracyjnego. Zamiast zatrzymywać uchodźców u bram Starego Kontynentu, chce tak poprawić sytuację w ich rodzimych krajach, aby nie chcieli z nich wyjeżdżać. Propozycja Komisji zakłada przeznaczenie znacznie większych środków na pomoc rozwojową dla krajów afrykańskich. Miałoby się to odbyć dwutorowo.
Liczba migrantów przybyłych do Europy przez Morze Śródziemne / Dziennik Gazeta Prawna
W perspektywie krótkoterminowej zastrzyk w wysokości dodatkowego miliarda euro miałby otrzymać Nadzwyczajny Fundusz Powierniczy dla Afryki, powołany po szczycie migracyjnym na Malcie w ub.r. celem finansowania inwestycji. W perspektywie długoterminowej Komisja chciałaby jednak stworzyć zupełnie nowy instrument – Zewnętrzny Plan Inwestycyjny – który dysponowałby środkami o łącznej wysokości między 31 a 62 mld euro.
Pieniądze te zostałyby przeznaczone na inwestycje w infrastrukturę, tworzenie nowych miejsc pracy i poprawę warunków socjalnych, a w zamierzeniu Komisji przyczyniłyby się dodatkowo także do pobudzenia wzrostu gospodarczego.– Musimy zrobić więcej, aby poprawić jakość życia w krajach, z których pochodzą migranci, w taki sposób, aby desperacka ucieczka nie była ich jedyną szansą – mówił wczoraj w Strasburgu wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans, który prezentował pomysł razem z wysoką przedstawicielką Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Federicą Mogherini.
Bruksela nie ma oczywiście takich pieniędzy, dlatego chce sięgnąć po mechanizm przetestowany już w przypadku planu Junckera. Unijne środki przeznaczone na jego realizację nie służą bezpośrednio realizacji inwestycji, ale stanowią zabezpieczenie dla operacji przeprowadzanych przez Europejski Bank Inwestycyjny (EBI). Mają one zapewnić docelowy poziom finansowania w wysokości 315 mld euro.
Podobnie miałoby stać się w tym przypadku. Komisja i państwa członkowskie musiałyby wyłożyć tylko 3,1 mld euro, aby uzyskać w ten sposób możliwość finansowania inwestycji w wysokości od 31 do 62 mld euro. To między innymi dlatego wczoraj w Strasburgu jeden z europosłów ochrzcił pomysł mianem „drugiego planu Junckera”.
Eurodeputowani odnieśli się do propozycji Komisji z ostrożnym optymizmem, wskazując m.in. na regulacje, których musi się trzymać Europejski Bank Inwestycyjny, a które przewidują, że bank będzie angażował się tylko w inwestycje o niskim stopniu ryzyka.
Posłowie zwrócili też uwagę, że plan nie może wystartować, dopóki nie zostanie opracowany mechanizm przewidujący konsekwencje dla tych krajów afrykańskich, które chcą być odbiorcami inwestycji, ale nie chcą przyjmować do siebie z powrotem migrantów, którym państwa członkowskie odmówiły prawa pobytu.
Pojawiło się także kilka głosów sceptycznych. – Czy Komisja proponuje przekupienie afrykańskich krajów? Przecież te pieniądze zostaną wydane, a problem zostanie. To może od razu płaćmy terrorystom za pokój w Paryżu i Brukseli? – grzmiał Rolandas Paksas, były premier i prezydent Litwy, europoseł należący do eurosceptycznej frakcji Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej.
– Unia nie potrzebuje więcej, ale mniej polityki imigracyjnej – wtórował mu Gerolf Annemans z grupy Europa Narodów i Wolności.
„Drugi plan Junckera” jest tylko jednym z elementów działań, które Bruksela chciałaby podjąć w najbliższej przyszłości. Do innych należy przede wszystkim uderzenie w dochody przemytników ludzi, tak aby uczynić proceder nieopłacalnym, a także zapewnienie legalnej drogi do Europy we współpracy z Organizacją Narodów Zjednoczonych. Komisja planuje również podpisanie z kilkoma krajami – w tym z Jordanią, Libanem, Nigrem, Nigerią, Senegalem, Mali, Etiopią – nowych umów o współpracy.
Z kolei niemiecki minister rozwoju Gerd Mueller zaproponował w ub. tygodniu przeznaczenie 10 proc. unijnego budżetu na kwestie walki z migracją.