Kraje UE buntują się przeciw porozumieniu z Londynem. Boją się obcięcia przywilejów dla migrantów oraz wtrącania się UK do spraw strefy euro.
Choć David Cameron i pozostali liderzy Unii nie chcą, by Wielka Brytania z niej wystąpiła, to im bliżej rozpoczynającego się dziś szczytu, tym więcej państw zgłaszało obiekcje co do porozumienia z Londynem. Różnice znacznie wykraczają poza sprzeciw Europy Środkowej wobec pomysłu ograniczenia prawa do świadczeń socjalnych dla imigrantów z pozostałych państw UE. Wczoraj przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk miał rozesłać do państw członkowskich propozycję porozumienia uaktualnioną w stosunku do wersji z początku lutego. Pierwotny projekt został źle przyjęty w Wielkiej Brytanii, bo wszystkie cztery główne żądania Camerona zostały w nim rozwodnione i pozbawione szczegółów.
Najbardziej sporną sprawą – zarówno z punktu widzenia brytyjskiej opinii publicznej, jak i Polski – jest kwestia ograniczenia świadczeń dla imigrantów. W propozycji Tuska czteroletni okres przejściowy dla imigrantów z pozostałych państw UE, który chce wprowadzić Cameron, zastąpiono tzw. hamulcem bezpieczeństwa. Państwo doświadczające nagłej presji migracyjnej mogłoby wprowadzić ograniczenia w dostępie do świadczeń, ale tylko za zgodą Unii i na pewien czas. Natomiast zasiłki na dzieci pozostające w kraju pochodzenia byłyby wypłacane według lokalnych, a nie brytyjskich stawek.
Polska, Czechy, Słowacja i Węgry chcą, aby te zasady dotyczyły tylko tych imigrantów, którzy przyjadą po wejściu w życie zmian. Ponadto, obawiając się, żeby inne kraje nie wprowadziły podobnych obostrzeń, domagają się, żeby prawo do tego miały tylko kraje, które od początku otworzyły rynki pracy, czyli Irlandia, Szwecja i Wielka Brytania. Podobne zastrzeżenia jak państwa Grupy Wyszehradzkiej ma też Bułgaria, zaś Rumunia chce, by hamulec bezpieczeństwa był stosowany tylko w nadzwyczajnych okolicznościach i na bardzo krótki okres.
Węgry ponadto żądają, by imigranci spoza UE nie mogli być lepiej traktowani w Wielkiej Brytanii niż Węgrzy, co jest niemożliwe z racji dwustronnych umów Londynu z kilkoma państwami. Stanowisko Europy Środkowej popiera Hiszpania, której wielu obywateli w trakcie kryzysu wyjechało do pracy na północ Europy. Ale zapisu, by hamulec bezpieczeństwa był ograniczony tylko do Wielkiej Brytanii, chce także Dania, popierająca większość postulatów Camerona i przyjmująca emigrantów zarobkowych.
Zasiłki nie będą jedynym punktem spornym dzisiejszego szczytu. Francja nie zgadza się w szczególności na wprowadzanie zmian do unijnych traktatów, bez czego moc tego kompromisu będzie osłabiona. Nie chce wykreślenia zapisu, że celem państw jest „stale zacieśniająca się Unia”, ani postulatu, by decyzje strefy euro nie mogły wpływać na państwa pozostające poza nią. Londyn chce, by kraje z własnymi walutami mogły zablokować decyzje Eurogrupy, które będą miały znaczenie dla całej UE. Propozycja jest oceniana zgodnie jako radykalna: Cameron chce, by wystarczył sprzeciw jednego kraju spoza strefy. Kraje przychylne Brytyjczykom skłaniają się do opcji jeden kraj strefy euro plus jeden spoza niej. Większość żąda, by do zablokowania decyzji potrzeba było większej liczby państw.
Stanowisko Paryża w sprawie „stale zacieśniającej się Unii” popiera Belgia, która – obawiając się, że Wielka Brytania znajdzie naśladowców – chce wyraźnie zapisać, że nikt inny nie może być zwolniony z dalszej integracji. Z kolei Hiszpania boi się, że postulat gwarancji praw dla krajów spoza strefy euro ograniczy rolę nadzorczą Europejskiego Banku Centralnego. Wątpliwości co do praktycznego funkcjonowania EBC ma także Finlandia. Według brukselskich źródeł mniejsze zastrzeżenia do dotychczasowego projektu porozumienia mają też Luksemburg, Portugalia i Włochy.
Jakby tego było mało, to – zakładając, że w piątek zostanie ogłoszone porozumienie – problemem może być jego zatwierdzenie przez Parlament Europejski, co zasugerował po wtorkowym spotkaniu z Cameronem Martin Schulz. – Szczerze mówiąc, żaden rząd nie może przyjść do PE i powiedzieć: „To jest nasza propozycja i macie ją przyjąć” – wyjaśnił. Porozumienie w ogóle musi być zawarte. W optymistycznej wersji rozmowy, które zaczną się dziś po południu, mogą potrwać do rana. W bardziej pesymistycznej – aż do soboty, bo do tego dnia zarezerwowano obsługę szczytu. Ale brytyjska prasa dopuszcza też taki scenariusz, że jeśli Cameron będzie naciskany w sprawie dalszych ustępstw, może zerwać rozmowy. W takiej sytuacji pod koniec miesiąca odbyłby się jeszcze jeden szczyt. Inaczej, jak mówił cytowany przez RMF Tusk, ryzyko rozpadnięcia się UE jest realne.