O 120 mln zł na zinformatyzowanie osiągnięć i badań walczy 30 platform, systemów i usług zgłoszonych przez różne instytucje. Ale jeżeli nie powstanie całościowy plan, projekty skończą się klapą. Tak, jak przy e-administracji.
„OZIN – Otwarte Zasoby Instytutów Naukowych” Instytutu Matematycznego PAN, „Leopoldina online – platforma integracji i udostępniania elektronicznych zasobów” Uniwersytetu Wrocławskiego, Repozytorium Robotyki przygotowane przez Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów, ale także „e-Puszcza”, czyli podlaskie cyfrowe repozytorium informacji przyrodniczej tworzone w Instytucie Biologii Ssaków PAN czy „e-NILBaza – cyfryzacja zasobów nauki w celu upowszechnienia wiedzy o leku i epidemiologii zakażeń” tworzony przez Narodowy Instytut Leków. To zaledwie kilka z już blisko 30 systemów zgłoszonych w pierwszym konkursie na cyfryzację nauki w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa.
Zainteresowanie jest spore, bo i suma dofinansowania niemała: z dotacji unijnych i nakładów państwowych do rozdzielenia jest 120 mln zł.
– Te dotacje to świetny sygnał, wskazujący ważny kierunek. Dziś nauka, by móc się rozwijać, nie może zamykać się w obrębie uczelni – tłumaczy Jakub Szprot, szef Platformy Otwartej Nauki w ICM na Uniwersytecie Warszawskim. Konieczne jest szerokie pokazywanie się, wychodzenie z badaniami, z publikacjami do biznesu, do mediów, do zwykłych ludzi zainteresowanych danym zagadnieniem. – Trzeba nie tylko cyfryzować i publikować wyniki badań naukowych, ale robić to na bieżąco i w wersji jak najbardziej „libre”, czyli opartej na otwartych, wolnych licencjach Creative Commons. Tak by można było te wyniki nie tylko czytać, ale i potem wykorzystywać – dodaje Szprot.
Ale choć ekspertom pomysł inwestowania w uwalnianie zasobów naukowych bardzo się podoba, to wskazują na trudności, z jakimi należy się liczyć. – Nie chodzi o samo stworzenie oderwanych od siebie systemów gdzieś w pojedynczych uczelniach. To nie da nam nowej jakości, co najwyżej pozwoli zdobyć pieniądze na mniej lub bardziej udane inwestycje – twardo ocenia Aneta Pieniądz z Obywateli Nauki. Aby poważnie myśleć o otwieraniu nauki, konieczne jest kompleksowe podejście do zadania. Należy zacząć od uświadomienia środowiskom naukowym, szczególnie humanistycznym, wagi dzielenia się wynikami prac.
– Dopóki prawo autorskie będzie tak restrykcyjne, ciężko będzie otwierać zasoby na otwartych licencjach i budować niezbędne repozytoria – tłumaczy Pieniądz. I dodaje, że to dzięki repozytoriom mogą być publikowane i otwierane dzieła naukowe. Dzięki nim można z wynikami prac docierać coraz szerzej. Mieć lepsze wyniki cytowalności, ale co również bardzo ważne – wyższą widoczność w sieci i pozycjonowanie w wyszukiwarkach. Te wszystkie elementy są dla dzisiejszej nauki niezbędne, by się przebić.
A jak na razie jest z tym w Polsce bardzo krucho. Wystarczy zerknąć w najnowsze zestawienie Webometrics, czyli Światowego Rankingu Centrów Badawczych przygotowywanego przez Najwyższą Radę Badań Naukowych w Madrycie. Ranking ten zawiera informacje o blisko 4 tys. instytucji naukowych z całego świata. Oceniane są pod względem praktycznego zastosowania wolnego dostępu do wyników naukowych oraz ich udostępniania w internecie. A miejsca w rankingu są przyznawane na podstawie rozpoznawalności instytucji, wielkości i bogactwa zasobów, jakie prezentuje w sieci. Oraz liczby cytowań według Google Scholar, czyli specjalistycznej wyszukiwarki służącej do przeszukiwania sieci pod kątem publikacji naukowych. Polskie instytucje pojawiają się w nim na odległych miejscach. Najwyżej w ostatnim styczniowym zestawieniu uplasował się Uniwersytet im. Adama Mickiewicza – zajął 218. miejsce.
W piątej setce mamy jeszcze Repozytorium Uniwersytetu Łódzkiego, Bibliotekę Cyfrową Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Cyfrową Bibliotekę Uniwersytetu Jagiellońskiego.
23 repozytoria naukowe znajdują się przy uczelniach
85 proc. naukowców korzysta z artykułów dostępnych w sieci. Z drukowanych i udostępnianych w bibliotekach tylko 52 proc.
20 proc. naukowców już umieściło swoją pracę w sieci