Po ujawnieniu przez "Wprost" pierwszych nagrań zarejestrowanych nielegalnie rozmów członków rządu szef CBA Paweł Wojtunik miał stwierdzić, że "puszczenie taśmy z jego rozmową zamknie temat i rząd upadnie". "Wprost" ustalił o czym Wojtunik rozmawiał z wicepremier Elżbietą Bieńkowską podczas spotkania, które też miało zostać nagrane.

Do spotkania Wojtunik-Bieńkowska doszło w restauracji "Sowa&Przyjaciele" - tej samej, w której nagrano m.in. rozmowę szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza z prezesem NBP Markiem Belką. W czasie spotkania - jak twierdzi "Wprost" - szef CBA krytycznie oceniał szefa MSZ Radosława Sikorskiego w związku z jego nastawianiem do działań CBA w sprawie podejrzanego, wartego wiele milionów przetargu na obsługę polskiej prezydencji w UE. Sikorski miał mieć pretensje do CBA o sposób, w jaki biuro zajęło się tą sprawą (w związku ze śledztwem zatrzymano m.in. Monikę F., naczelnik wydziału zamówień publicznych w MSZ).

Wojtunik miał też w czasie rozmowy z wicepremier krytykować ostro Sienkiewicza za to, jak ten kieruje resortem spraw wewnętrznych.

Według komentatorów "Wprost" mogą istnieć związki między spotkaniem Bieńkowska-Wojtunik a przeszukaniem biura poselskiego oraz pokoju sejmowego szefa klubu PSL Jana Burego. Do przeszukania doszło w ramach śledztwa dotyczącego powoływania się na wpływy przez dwóch biznesmenów z Leżajska. Dziennikarze wskazują na znajomość szefa klubu PSL z Piotrem Nisztorem, za którego pośrednictwem nagrania ze spotkań polityków trafiły do tygodnika. Sam Nisztor mówi, że Jana Burego zna słabo a rozmawiał z nim "może dwa razy w życiu".

Tygodnik opisuje też konflikt szefa klubu PSL z biznesmenem Stanisławem Bortkiewiczem. Według autorów publikacji ten drugi, mając żal do Burego, miał "rozpocząć krucjatę" przeciw posłowi za pośrednictwem znajomych dziennikarzy i PR-owców. Ich zadaniem miało być pisanie o rzekomych związkach PSL z aferą podsłuchową.
W tym kontekście dziennikarze przytaczają opinię anonimowego rozmówcy ze służb. Jego zdaniem przeszukanie pokoju i biura poselskiego Jana Burego mogło nie być przypadkowe, ale posłużyć jako pretekst do sprawdzenia, czy szef klubu PSL nie ma przypadkiem taśm z nagranymi rozmowami. Jak dodaje rozmówca "Wprost", mogła to być też przestroga dla tych, którzy są w posiadaniu jeszcze nieujawnionych nagrań.