Wydarzeń ostatnich dni na Ukrainie nie można określać jako początku wojny domowej. Takiego zdania jest szwedzki minister spraw zagranicznych Carl Bildt, który uważa, że nawet na terenach wschodniej Ukrainy jest silne poparcie dla istnienia zjednoczonego państwa ukraińskiego.

"Na pewno występują regionalne różnice poglądów na temat przyszłego kształtu tego państwa. Ale tak jest niemal w każdym kraju, również i w Szwecji" - powiedział minister.

Jednocześnie szef szwedzkiej dyplomacji zwrócił uwagę na fakt, iż Rosja zaczyna się mimo woli przyznawać do swego wpływu na wydarzenia w południowej i wschodniej Ukrainie.

Świadczy o tym dzisiejsza wypowiedź rosyjska w związku z uwolnieniem porwanych obserwatorów OECD. Ich zatrzymanie miało wynikać właśnie z utraty kontroli przez Moskwę nad prorosyjskimi "siłami samoobrony". Oznacza to, że wcześniej Moskwa jednak sprawowała nad nimi nadzór.

Możliwość utraty kontroli Rosji nad prorosyjskimi siłami na Ukrainie odrzuca też ekspert sztokholmskiego Instytutu Studiów Obronnych, Gudrun Persson, Uważa ona, że Moskwa nadal posiada zdecydowany wpływ na te siły. Jej zdaniem, dowodzi tego choćby fakt, iż Rosja mogła skierować na wschodnią Ukrainę swego wysłannika Władimira Łukina, który przyczynił się do uwolnienia porwanych, wojskowych obserwatorów OECD.