Na dachu przejętego przez demonstrantów Ukraińskiego Domu w Kijowie znaleziono pociski do broni automatycznej. Protestujący twierdzą, że przebywający tam funkcjonariusze strzelali do manifestujących.

Centrum konferencyjne „Ukraiński Dom” ma strategiczne położenie na placu Europejskim, na początku 2 ulic: Chreszczatyka i Hruszewskiego, gdzie już tydzień trwa walka o dostęp do dzielnicy rządowej. Z dachu budynku, gdzie znaleziono pociski, dokładnie widać tył antyrządowej barykady. Amunicję znaleźli mężczyźni z samoobrony Majdanu. Ich zdaniem, teraz już nikt nie może wątpić, że żołnierze strzelali do demonstrantów. „Nie można powiedzieć, że ktoś tutaj przechodził przez przypadek i zgubił kupę pocisków, tym bardziej, że są to naboje do wojskowej broni automatycznej” - powiedział jeden z nich.

Według lekarzy, od początku starć, czyli przez tydzień, zostało zastrzelonych 5 osób. W nocy półtora tysiąca manifestantów atakowało przez ponad 4 godziny Ukraiński Dom. Demonstranci obrzucali budynek kamieniami i koktajlami Mołotowa, wybili niemal wszystkie szyby na parterze. Po negocjacjach opozycyjnych deputowanych, około dwustu funkcjonariuszy opuściło Ukraiński Dom. Jak się okazało to prawdopodobnie kursanci szkoły milicyjnej, którzy jeszcze w czasie szturmu mówili dziennikarzom, że są gotowi się poddać.

MSW, które przekonuje, że Majdanem kierują ekstremiści wydało oświadczenie, w którym napisano, że demonstranci chcieli wziąć zakładników wśród funkcjonariuszy i potem wymienić ich na przebywających w aresztach oponentów władz.

To już piąty budynek, który zajęli manifestanci po 21 listopada. Obecnie są oni - oprócz Ukraińskiego Domu - w ratuszu, Ministerstwie Rolnictwa, siedzibie państwowych Związków Zawodowych, a także w Pałacu Październikowym. Na krótko przejęli także Ministerstwo Energetyki, ale wyrzucił ich stamtąd osobiście sam szef tego resortu Eduard Stawycki, który wytłumaczył, że kontroluje ono strategiczne dla państwa gałęzie.