Zespół Macieja opublikował komunikat, w którym odnosi się do najważniejszych tez, jakie padły podczas zakończonej wczoraj dwudniowej konferencji smoleńskiej. Lasek twierdzi, że prezentowane tezy przeczą zebranemu materiałowi dowodowemu.

Lasek podkreśla przede wszystkim, że nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, że brzoza w Smoleńsku została złamana w wyniku kolizji z rządowym tupolewem 10 kwietnia 2010 r. "Wskazują na to oględziny miejsca zdarzenia, dokumentacja fotograficzna oraz zapisy rejestratorów lotu i dźwięków w kabinie. W prezentacji na temat czasoprzestrzennej analizy wysokorozdzielczego obrazowania satelitarnego jej autor twierdził, że smoleńska brzoza została złamana kilka dni przed katastrofą. Swój wniosek wysnuł po przeanalizowaniu położenia brzozy metodami triangulacyjnymi na podstawie filmu nagranego przez motolotniarza oraz na zdjęciach satelitarnych, które sam zakupił. Nie posłużył się natomiast danymi będących współrzędnymi położenia drzewa. W rezultacie na swoich zdjęciach analizował inne elementy, nie brzozę" - pisze Maciej Lasek.

Po raz kolejny przewodniczący zespołu ds. wyjaśnienia przyzczn katastrofy smoleńskiej pisze także, że nie ma żadnych dowodów potwierdzających, że w samolocie lub innych miejscach doszło do wybuchu lub ich serii: "Nie ma jakichkolwiek śladów w zapisie rejestratorów lotu, takich jak skok ciśnienia różnicowego lub odgłosów wybuchu/wybuchów na zapisie rejestratora dźwięków w kabinie. Wrak samolotu Tu-154 analizowali bezpośrednio po katastrofie w Smoleńsku wojskowi specjaliści, (członkowie Komisji Millera), którzy niejednokrotnie mieli okazję badać wypadki związane z działaniem materiałów wybuchowych. Nie mieli oni wątpliwości, że wybuchu/wybuchów nie było" - pisze Lasek.

Zespół Macieja Laska odniósł się także do tezy o "sfałszowanych zapisach rejestratorów lotu". Jego zdaniem są one nieprawdzie, bo pisze w oświadczeniu: "Komisja Millera porównała dane z rejestratorów. Zrobiła to na podstawie trzech parametrów, które są niepowtarzalne dla każdego lotu: wysokości barometrycznej, przechylenia oraz pochylenia samolotu. Próbki tych parametrów zostały pobrane z każdego z trzech rejestratorów (MSRP 64, KBN oraz ATM). Porównując te dane Komisja ustaliła, że są ze sobą zgodne i zawierają przebieg tego samego lotu. Uzyskano w pełni wiarygodne i potwierdzone dane z lotu samolotu Tu-154M z dnia 10 kwietnia. Po odnalezieniu rejestratorów lotów na miejscu wypadku, (10 kwietnia) zostały one w obecności przedstawicieli polskiej prokuratury oraz Komisji Millera odczytane na specjalnych urządzeniach kopiujących. Rejestrator QAR produkcji polskiej firmy ATM rejestruje dane w sposób zakodowany i mógł być odczytany jedynie w Polsce. Taki odczyt został wykonany w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych w Warszawie. Dane z tego rejestratora w pełni uwiarygodniły kopię zapisów z pozostałych rejestratorów".

Maciej Lasek przypomniał także, że żaden z ekspertów posła Antoniego Macierewicza nie był w Smoleńsku, nie widział miejsca katastrofy, nie badał wraku ani zapisów rejestratorów lotów.

Oświadczenie kończy się stwierdzeniem, że zespól do spraw wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej "(...) nie będzie odnosił się do absurdalnych eksperymentów będących rzekomymi dowodami w kontekście katastrofy smoleńskiej, których wyniki były prezentowane podczas konferencji, takich jak: zgniecione puszki po napojach, kadr z animacji RIA Novosti pokazujący wybuch samolotu, czy parówka pękająca przy podgrzewaniu, która miała obrazować sposób, w jaki został zniszczony kadłub samolotu".