Przed poprzednimi wyborami parlamentarnymi w Niemczech Partia Piratów była prawdziwym objawieniem. Na sprzeciwie wobec ACTA w sondażach nowopowstała partia mogła liczyć na 10 proc. poparcia. Dziś, mimo skandalu z Edwardem Snowdenem, PP oscyluje na granicy progu wyborczego. Czy Partia Piratów ma jeszcze szanse na rynku politycznym w Niemczech?

Partia została założona 10 września 2006 przez ok. 50 osób, podczas spotkania w klubie c-base w Berlinie. Pierwszym przewodniczącym został wybrany Christof Leng, pracownik naukowy Uniwersytetu Technicznego w Darmstadt, który zajmuje się badaniem komunikacji peer-to-peer.

Historia partii jest silnie związana z aferami dotyczącymi Internetu w ostatnich latach. Założenie partii zbiegło się z zamknięciem serwisu The Pirate Bay (największego serwisu zajmującego się wymianą plików). Rozkwit popularności to afera związana z ACTA. Wyprzedzili wtedy w sondażach „Zielonych”, co spotkało się ze sporym entuzjazmem ze strony niemieckich komentatorów.

Dziś notowania Piratów poprawia afera związana z Edwardem Snowdenem. Jeszcze parę miesięcy temu poparcie dla Piratów wynosiło 2 proc., a na parę dni przed wyborami zbliżyło się do progu wyborczego i wynosi 4 proc. Obserwatorzy wyborów w Niemczech podkreślają jednak, że Piraci nie do końca wykorzystali potencjał tej afery do zbudowania swojego poparcia.

"Socjalnoliberalna siła społeczeństwa informacyjnego"

Piraci od początku stronili od określania się na osi lewica-prawica. Według Bernda Schloemera Piraci chcą być "socjalnoliberalną siłą społeczeństwa informacyjnego". Potwierdza to internetowa analiza Adriana Longa na bazie serwisu Political Compass, która wskazuje, że partia ta jest mocno lewicowa na skali ekonomicznej i libertariańska na osi światopoglądowej. Z drugiej strony badania Instytutu Forsa wskazały, że na skali od 1 do 10 na osi lewica-prawica piracki elektorat lokuje się blisko centrum z wynikiem 4,7.

Podstawę ich programu stanowi postulat legalizacji wolnej wymiany plików w celach niekomercyjnych i sprzeciw wobec inwigilacji internautów. Powiewem świeżości był także postulat większej demokratyzacji partii. Dlatego, wykorzystując Internet, wszyscy członkowie mogli wspólnie pracować nad dokumentami partyjnymi. Postulat ten zbiegł się w czasie z rosnącym niezadowoleniem Niemców z funkcjonowania UE i podejmowaniem decyzji na szczeblu europejskim ponad głowami obywateli.

Pierwsze wybory, w jakich Piraci wystawili swoją reprezentację nie były sukcesem. W wyborach lokalnych w Hesji 27 stycznia 2008 partia zdobyła zaledwie 0,3% głosów, ale już rok później w wyborach parlamentarnych Piraci otrzymali 2% głosów - najlepszy wynik spośród wszystkich partii, które nie osiągnęły pięcioprocentowego progu wyborczego.

W wyborach do parlamentu Berlina w 2011 roku zdobyli 9 proc. głosów. Na liście wyborczej partii znalazło się 15 osób i wszystkie weszły w skład parlamentu. W wyborach do Landtagów Saary i Nadrenii Północnej Westfalii Piraci uzyskali odpowiednio 7 i 7,8 proc. głosów.

Ze szczytu na dno

To co wydawało się być siłą Piratów szybko obróciło się przeciwko nim. Wspólna praca nad ustalaniem stanowisk zamieniła się w Internetowe przepychanki, a brak jasno określonej linii ideologicznej powodował napięcia i nieporozumienia w obozie Piratów. O rozszerzenie programu wyborczego o kompletne rozwiązania dotyczące rządzenia państwem mocno zabiegają szwedzcy Piraci. Ich współtwórca - Rick Falkvinge opracował koncepcję „pirackiego koła”, czyli wzajemnie powiązanych tematów z różnych dziedzin życia.

Na partii mocno odbiły się także doniesienia o infiltracji organizacji przez osoby działające wcześniej w skrajnie prawicowej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD).

Wszystko to przełożyło się na dramatyczny spadek poparcia w sondażach z 12 proc. do 2 proc. Nie pomogło definitywne odcięcie się od skrajnej prawicy ani wymiana kierownictwa partii, które objęła pochodząca z Polski Katharine Nocun. W trakcie zjazdu w Bochum ustępujący przewodniczący partii przeprosił wyborców za wewnętrzne spory personalne w ugrupowaniu, które doprowadziły do gwałtownego spadku notowań Piratów. "Czas dostrzec, że chcemy uprawiać politykę razem, bez obrażania, lekceważenia czy ignorowania siebie nawzajem. Ja też popełniłem błędy i przepraszam za nie" - mówił Schloemer.

Piraci stracili poparcie nawet w grupie osób, która stanowiła jej (rodzący się) sztywny elektorat. Według badań Uniwersytetu w Lipsku w przeciwieństwie do większych partii wśród sympatyków Piratów dało się wyróżnić sporą grupę dobrze wykształconych osób młodych, zarabiających poniżej tysiąca euro miesięcznie. Średnia wieku pirackiego elektoratu to 33,9 lat, podczas gdy następnych w kolejności młodości Zielonych – już 41,6, a w „partiach ludowych” – CDU oraz SPD – odpowiednio aż 58 oraz 53,8 lat.

Program na wybory

Analitycy podkreślali, że w tej sytuacji dla Piratów dobrą taktyką na wrześniowe wybory byłaby rezygnacja z dalszego rozszerzania programu i ponowne skupienie się na kwestiach, w których głos partii brzmi najbardziej kompetentnie. Sprzyjała temu afera z Edwardem Snowdenem. Jednak rok temu na zjeździe w Bochun Piraci uchwalili nowy, bardziej kompleksowy, program partii.

Piraci zdystansowali się w nim od polityki gospodarczej innych ugrupowań. Opowiedzieli się za ustawową płacą minimalną, która powinna być jednak tylko rozwiązaniem przejściowym, do czasu ustanowienia systemu "bezwarunkowego zapewnienia egzystencji", czyli zagwarantowania pewnego minimalnego dochodu dla wszystkich, bez względu na to, czy pracują czy nie.

Partia Piratów chce też rezygnacji z energii atomowej w ciągu trzech lat i postuluje odpowiedzialną politykę surowcową. W polityce zagranicznej zaś jej głównym celem jest "zaangażowanie na rzecz praw człowieka i sprawiedliwego porządku gospodarczego oraz społecznego". Opowiada się za stworzeniem "odpowiednich warunków ramowych dla rozwoju wolnego rynku i wymiany informacji", jak również za przejrzystością przy negocjacjach i zawieraniu traktatów międzynarodowych. Piraci domagają się też przyjęcia konstytucji dla Unii Europejskiej.

Sondaże przed wyborami

Sondaże wskazują, że zwycięży rządząca obecnie chadecja, czyli CDU Angeli Merkel. Na drugim miejscu będzie największa partia opozycyjna SPD - czyli socjaldemokraci z Peerem Steinbrückiem na czele. Nie wiadomo jednak, jak rozłożą się pozostałe mandaty, a więc i niepewny jest los koalicji, zwłaszcza że notowania współrządzących obecnie liberałów z FDP są bardzo słabe.

Komentator z "DIE ZEIT" Jörg Lau wyjaśnia, że niezależnie od wyniku Angela Merkel pozostanie kanclerzem. "Nie widzę, w jaki sposób by się to miało zmienić, aby Steinbruck został kanclerzem. Musiałoby się naprawdę coś wydarzyć w nadchodzących dniach. A więc w tych wyborach naprawdę chodzi o to kto powinien rządzić z Merkel"- podkreśla Jorg Lau.

Pozostałe partie, które mają szanse wejść do Bundestagu, czyli przekroczyć próg wyborczy to Zieloni, Lewica i dwie nowe partie protestu - Piraci oraz Alternatywa czyli AFD.

Choć socjolog doktor Viola Neu z Fundacji Konrada Adenauera wątpi w to, że nowe partie zgromadzą wystarczające poparcie, bo trudności będzie miał nawet dotychczasowy koalicjant. "Osobiście typuję, że nie uda się to ani FDP, ani Piratom, ani AFD. Ale to oczywiście spekulacje, bo ten ostatni tydzień ma niebywałą dynamikę jeśli chodzi o zmianę opinii"- podkreśla Viola Neu.