Euro 2012 poprawiło ukraińską infrastrukturę sportową i transportową. Są jednak kłopoty z zapełnieniem stadionów. Mistrzostwa nie spowodowały także napływu turystów na Ukrainę.

Stadiony w Doniecku i Charkowie są w rękach prywatnych. Tam stały się one już częścią miasta, przede wszystkim otoczona parkiem Donbass Arena, która jest miejscem rozrywki dla całych rodzin.

Gorzej jest w Kijowie. Na stołecznym, należącym do państwa, stadionie odbywają się mecze międzynarodowe reprezentacji i kijowskiego Dynama oraz koncerty i inne imprezy. Jednak trudno mówić o tym, że Olimpijski przynosi dochód.

Najgorsza sytuacja jest we Lwowie. Stadion położony jest z dala od centrum i nie gra na nim największy miejscowy klub piłkarski - Karpaty. Dziennikarz Andrij Kapustin, który śledził przygotowania do Euro 2012, podkreśla w rozmowie z Polskim Radiem, że nie ma także szans na to, aby odbywały się tam koncerty, czy festiwale, ponieważ jest to bez sensu w mieście, które dysponuje piękną starówką idealną dla tego typu imprez.

Wbrew oczekiwaniom, liczba turystów przyjeżdżających na Ukrainę nie wzrasta, a wręcz przeciwnie, spada. W tym roku ten kraj odwiedzi 900 tysięcy osób, najmniej od 5 lat. Euro 2012 nie polepszyło bowiem złego wizerunku Ukrainy za granicą, który jest zdominowany przez prześladowania polityczne i korupcję.

Dziennikarka tygodnika „Korrespondent” Kristina Berdinskich powiedziała Polskiemu Radiu, że Mistrzostwa pokazały, jak ważne są kontakty z obcokrajowcami w kraju, którego większość mieszkańców nigdy nie była za granicą. "Nie wiadomo, kiedy oni pojadą za granicę, ale tę zagranicę, która do nich przyjechała, zapamiętają na długo" - podkreśla dodając, że atmosfera w czasie Euro 2012 była wspaniała. Ukraińcy pokazali swoją gościnność. Najlepiej zapamiętano kibiców ze Szwecji, którzy przez długi czas mieszkali w Kijowie. W Charkowie także pozytywne wrażenie sprawili Holendrzy.