Na Półwyspie Apenińskim druga fala na razie wywołała co najwyżej stan podgorączkowy – inaczej niż we Francji, Hiszpanii czy Czechach
Podobnie jak w innych krajach europejskich, po zakończeniu wakacji także we Włoszech odnotowano wzrost liczby wykrywanych zakażeń. Od początku września waha się ona w granicach 1–2 tys. nowych przypadków dziennie. Jeszcze w lipcu wartość ta rzadko przekraczała 400. Ten wzrost na razie nie pociągnął jednak za sobą poważnego zwiększenia liczby zgonów. Jest ich 10–20. Dziennie. W trakcie wiosennego szczytu zachorowań codziennie umierało po kilkaset osób.

Włoska dyscyplina

Szok związany z przebiegiem pierwszej fali pandemii jest jednym z powodów, dla których Włochy na razie opierają się drugiej fali. Obrazy przepełnionych szpitali na północy kraju oraz wojskowych ciężarówek wywożących ciała z Bergamo wciąż są tutaj żywe. Efekt jest taki, że Włosi należą do najbardziej zdyscyplinowanych Europejczyków, jeśli idzie o przestrzeganie zaleceń sanitarnych związanych z koronawirusem: według sondażu brytyjskiej firmy YouGob 85 proc. społeczeństwa deklaruje noszenie maseczek.
Relatywnie słabszy jest też tutaj ruch osób sprzeciwiających się wprowadzaniu kolejnych ograniczeń bądź nieprzyjmujących do wiadomości faktu istnienia pandemii, chociaż zdarza się, że wychodzą oni na ulicę. Taka demonstracja miała miejsce na początku września w Rzymie. A przed weekendem studenci protestowali, ale przeciwko restrykcjom związanym z pandemią. Inna sprawa, że liczebność takich zgromadzeń ma się nijak do podobnych marszy np. w Niemczech.
W przeciwieństwie do innych krajów Europy włoscy politycy nie ignorują istnienia tych grup, ale aktywnie reagują na ich działania. – Ci ludzie nie wierzą w pandemię? To pokażemy im liczby – skwitował krótko premier Giuseppe Conte.
Wiosenne doświadczenie odcisnęło się również na polityce. Inaczej niż w Polsce politycy nad Tybrem i Padem bardzo szybko zaczęli pokazywać się w maseczkach, z których nie rezygnują właściwie do dziś. Kiedy pod koniec pierwszej połowy roku premier odsłonił na chwilę usta, aby przemówić w parlamencie, posłowie go zakrzyczeli, że ma natychmiast z powrotem je zasłonić. Nikt we Włoszech też nigdy nie ogłosił zwycięstwa nad wirusem; wręcz przeciwnie, przedstawiciele władz robili wszystko, co w ich mocy, aby Włosi nie popadli w samozadowolenie.
Czasami to zaangażowanie miało bardzo osobisty wymiar, jak w przypadku przewodniczącego jednego z włoskich regionów, który osobiście przeganiał spacerowiczów z nadmorskiej promenady czy patroli carabienieri, którzy w niektórych miejscowościach przywozili seniorom emerytury. Rząd w Rzymie nie spuścił też gardy po przejściu pierwszej fali i nie wahał się z wyprzedzeniem przywracać dopiero co zniesione środki ostrożności. W ten sposób bardzo szybko na nowo zostały zamknięte puby i dyskoteki, do których w ciepłe wieczory i noce tłumnie ruszyła młodzież. Zakaz funkcjonowania takich przybytków w Rzymie na razie obowiązuje do końca miesiąca, ale niewykluczone, że zostanie przedłużony.
Włosi bardzo szybko się przekonali, że dyscyplinę społeczną bardzo skutecznie wzmacniają dotkliwe finansowo mandaty. Kiedy pod koniec sierpnia 29-letni mężczyzna powiedział policjantom napotkanym przy rzymskiej fontannie Trevi, że nie nosi maseczki, bo koronawirus nie istnieje, otrzymał mandat w wysokości 400 euro (ok. 1820 zł). To dużo, nawet biorąc pod uwagę wyższą siłę nabywczą włoskiego konsumenta.
Włochy, inaczej niż np. Dania, nie zdecydowały się na powrót dzieci i młodzieży do szkół przed nadejściem lata. Teraz szkoły są już otwarte na nowo, ale gdzie to tylko możliwe z uwzględnieniem środków ostrożności, a więc przede wszystkim dystansowania społecznego. I chociaż parę placówek już zostało zamkniętych z powodu pojawienia się ognisk koronawirusa, to na razie jesienny eksperyment zdaje egzamin.

Mniej turystów

Do tego dochodzą również instytucje. Narodowy Instytut Zdrowia we Włoszech chwali się, że dwie trzecie wykrywanych przypadków to osoby, do których władzom udało się dotrzeć dzięki śledzeniu kontaktów. Innymi słowy: większość ludzi nie dowiaduje się, że ma koronawirusa, bo pojawiły się u nich objawy (i zdążyli już roznieść patogen wśród znajomych), ale dlatego, że skierowano ich na test jako potencjalnie zagrożonych.
Do niezłej sytuacji epidemicznej przyczynił się również spadek liczby turystów w stosunku do lat ubiegłych, co sprawiło, że na Półwyspie Apenińskim nie doszło do scenariusza znanego z Chorwacji czy Grecji, gdzie pandemia przybrała gorszy obrót po sezonie wakacyjnym. Między czerwcem a sierpniem kraj odwiedziło o dwie trzecie zagranicznych turystów mniej niż w 2019 r. Branża szacuje, że w tym roku straci ok. 100 mld euro (ok. 455 mld zł). Ale statystyki opisujące pandemię prezentują się korzystniej.
Pomimo fatalnych doświadczeń wiosennych we Włoszech zorganizowano w tym miesiącu referendum, w którym mieszkańcy podjęli decyzję o zmniejszeniu liczebności obydwu izb parlamentu.