Prezydent Donald Trump wkrótce po tym jak zasugerował możliwość odroczenia listopadowych wyborów prezydenckich, wycofał się z tych słów i powiedział, że nie chce przełożenia głosowania, ale niepokoi się, że przekazanie milionów głosów za pośrednictwem poczty może stworzyć problemy.

"Chcę wyborów i ich rezultatu o wiele, wiele bardziej niż wy. Nie chcę odroczenia. Chcę wyborów. Ale również nie chcę musieć czekać trzy miesiące i później przekonać się, że głosy zniknęły i wybory nie mają znaczenia" - powiedział prezydent w czwartek dziennikarzom w Białym Domu.

Trump powołał się przy tym na informacje mediów o możliwych problemach ze zbyt późnym dostarczaniem głosów oddanych za pośrednictwem poczty. Dodał, że rozwiązanie tych problemów może potrwać tygodnie, miesiące a nawet lata.

"Czy chcę zmiany daty (wyborów) ? Nie, ale nie chcę zmanipulowanych wyborów" - podkreślił.

Wcześniej w czwartek prezydent wyraził na Twitterze pogląd, że "z uniwersalnym głosowaniem pocztowym w 2020 będą to najbardziej niedokładne i sfałszowane wybory w historii. To będzie wielki wstyd dla USA. Przełóżmy wybory do czasu, kiedy ludzie będą mogli prawidłowo i bezpiecznie zagłosować?"

Zaznaczył jednak równocześnie, że uważa dotychczasowe regulacje pozwalające na głosowanie pocztą za "dobre".

Prezydent nie ma bezpośredniej możliwości zmiany daty wyborów bez zgody Kongresu, którego niższa izba kontrolowana jest przez opozycyjnych Demokratów. Na podstawie ustawy Kongresu od 1845 roku wszystkie wybory prezydenckie odbywają się w pierwszy wtorek po 1 listopada.

Trump wielokrotnie w tym roku zarzucał, bez przedstawienia dowodów, że zwiększenie możliwości głosowania pocztą doprowadzi do sfałszowania wyborów. Głosowanie korespondencyjne jest od dawna dozwolone we wszystkich stanach, choć różne są warunki, które trzeba spełnić, by to zrobić.

Rozszerzenie głosowania pocztowego w związku z pandemią koronawirusa planuje w tym roku wiele stanów. (PAP)

jm/