Niemcy debatują o rasizmie w policji. DGP zapytał o zdanie Karlheinza Gaertnera, byłego policjanta z 44-letnim stażem, autora książek o pracy mundurowych.
DGP
Czy politycy partii Zielonych i Lewicy mają rację? Niemiecka policja ma problem z rasizmem?
Ta kwestia w niemieckiej policji została nakręcona przez wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. Nie ma to nic wspólnego z sytuacją w Niemczech. Nie ma żadnego argumentu, który uzasadniałby twierdzenie, że policja jest rasistowska. Oczywiście w policji, tak samo jak w innych grupach zawodowych, zdarzają się osoby, które mają rasistowskie przekonania i należy się temu przeciwstawiać. Osobiście jednak w ciągu 44 lat pracy nie zetknąłem się z sytuacją, żeby funkcjonariusz na służbie działał z pobudek rasistowskich.
Statystyki są jednak jednoznaczne: niemieccy policjanci relatywnie częściej legitymują i kontrolują obcokrajowców.
Brałem udział w ponad 5 tys. zatrzymań. Przy każdym ja i moi ludzie byliśmy obrażani. Wszyscy podejrzani mówią, że są kontrolowani bez powodu – bo mają czarne włosy, bo są obcokrajowcami czy dziwnie się ubierają. Rzeczywistość jest jednak taka, że jako policjant dokonuję kontroli tylko wtedy, kiedy jestem do tego zobowiązany przepisami, np. ruchu drogowego, lub gdy z powodu doświadczenia zawodowego i życiowego wiem, że coś mi w danej sytuacji nie gra. Kiedy coś wydaje mi się podejrzane.
Jakiś przykład?
Jadę ulicą Karl-Marx-Straße w berlińskiej dzielnicy Neukölln i o trzeciej w nocy widzę kogoś przed domem. Osoba ta nerwowo rozgląda się na lewo i prawo, a ulica jest poza tym pusta. Jako policjant mam podejrzenie, że coś tu nie gra. Więc sprawdzam tę osobę. I nie ma przy tym żadnego znaczenia, czy jest ona żółta, zielona czy biała. Ten człowiek sam dał pretekst do kontroli. Oczywiście może być tak, że cała sprawa jest zupełnie niewinna – może czekać na przyjaciół, którzy jadą taksówką. Ale taka sytuacja o trzeciej w nocy jest podejrzana i jako policjant mam obowiązek to sprawdzić. W tym konkretnym przypadku mężczyzna stał na czujce, a trzech jego wspólników robiło włam do jubilera metodą Rififi (przez ścianę albo sufit – red.). Z zewnątrz tego rzecz jasna nie było widać. Takie momenty, w których powstaje podejrzenie, są rozstrzygające dla podjęcia decyzji o przeprowadzeniu kontroli. I nic poza tym. Mogę mówić w imieniu większości kolegów: nie mamy żadnego interesu, żeby kontrolować kogoś, kto ma inny kolor skóry czy dziwnie się ubiera. To tak nie działa. W trakcie swojej służby nigdy się z czymś takim nie zetknąłem. Mam też wielu przyjaciół w policji pochodzących z innych krajów – od Palestyńczyków przez Turków po Polaków. Rzekomy rasizm policji nigdy nie był dla nich żadnym tematem, dlatego że na ulicy byli traktowani tak samo jak funkcjonariusze Niemcy.
Skąd więc takie dane statystyczne?
Powtarzam, konieczność kontroli jest niezależna od czyjegoś pochodzenia. Ale jeśli przejdzie się pan do niektórych parków w Berlinie, to natknie się pan tam na dilerów marihuany. Handel konopiami indyjskimi w Berlinie to domena imigrantów z Afryki Subsaharyjskiej. To oczywiste, że są często kontrolowani w tych miejscach. Jeśli jestem na patrolu w Neukölln czy na Kreuzbergu, siłą rzeczy kontroluję obcokrajowców relatywnie często, bo ich odsetek w tych dzielnicach jest wyjątkowo wysoki. W tym momencie jedna czwarta mieszkańców Berlina to imigranci.
Imigranci częściej stają się przestępcami niż Niemcy?
Tak bym tego nie ujął, ale faktem jest, że część ciężkich przestępstw, jak rozbój z pobiciem czy gwałt, jest znacznie częściej popełniana przez osoby pochodzące z konkretnych regionów świata: ze stref wojny lub gdzie panuje inna religia. Dane Federalnego Urzędu Kryminalnego jednoznacznie pokazują nadreprezentację pewnych grup etnicznych w określonych kategoriach przestępstw. Można to wyjaśnić ich pochodzeniem i odmiennym modelem socjalizacji, w którym pozycja mężczyzny jest znacznie wyższa niż kobiety, mniej liberalnym niż w Niemczech czy Polsce. Mają oni też często traumatyczne doświadczenia, które wynieśli z konfliktów zbrojnych.
Berliński parlament landowy przyjął w czerwcu ustawę antydyskryminacyjną, która wprowadza domniemanie winy funkcjonariuszy. Osoby czujące się pokrzywdzone ze względu na płeć, niepełnosprawność, ale też pochodzenie etniczne, mogą dochodzić odszkodowania. Jak ta ustawa wpłynie na zwalczanie przestępczości wśród imigrantów?
Ktoś, kto wie, jak wygląda sytuacja na ulicy, zdaje sobie sprawę, że oznacza ona katastrofę. Odbiera kolegom i koleżankom resztki autorytetu i sankcjonuje wyzywanie ich od niemieckich psów, rasistów i nazioli. Przyzwala na brak szacunku wobec policjantek i obrzucanie ich obelgami z podtekstem seksualnym.
Dlaczego zatem została przyjęta?
To typowe działanie landowego rządu złożonego z Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, Lewicy i Zielonych. Jedno z wielu posunięć, których normalny obywatel nie jest w stanie zrozumieć. Niektórzy politycy, np. burmistrz Kreuzberga Monika Herrmann, mówią o policji jak o wrogu. Takie nastawienie powoduje, że również część obywateli zaczyna traktować policję jak wroga i czuje przyzwolenie na obrażanie czy wręcz fizyczne atakowanie. I niczego teraz nie zmyślam. Na osławionej Rigaer Straße, gdzie wiele budynków jest zajętych przez squaty, patrole są codziennie obrzucane kamieniami przez lewicowych ekstremistów. Zresztą lewicowi radykałowie od dziesięcioleci mogą robić w Berlinie, co chcą. Nie stosuje się wobec nich przepisów prawa. Jak to się mówi, Berlin jest ślepy na lewe oko. Tylko że nie jest to niezawinione kalectwo, lecz polityczna decyzja.
Jakie jest jej tło?
Ludzie, którzy na początku lat 70. ubiegłego wieku jako studenci i uczniowie brali udział w rewolcie, teraz zajmują stanowiska, na których podejmują ważne decyzje. Wychowują swoje dzieci i wnuki w niechęci do państwa, a policja jest jego reprezentantem. Choć jednocześnie oczekują od państwa świadczeń w postaci mieszkań, ciepłej wody i zasiłków. Logicznie nie da się tego wytłumaczyć.
Czyli pana zdaniem pytanie o rasizm w policji jest po prostu przykładem niechęci wobec instytucji państwowych określonych środowisk politycznych? Może zatem warto byłoby dokładnie zbadać sprawę i raz na zawsze uciąć spekulacje?
Problem w tym, że sama decyzja o przeprowadzeniu takiego studium zostałaby odebrana jako wyrok. Wszyscy policjanci staliby się podejrzani. Takie jednostronne działania są niesprawiedliwe i niewłaściwe. To ciekawe, że w całej tej dyskusji mówi się tylko o rasizmie Niemców wobec innych, ale milczy się o rasizmie między poszczególnymi grupami obcokrajowców. Brałem kiedyś udział w interwencji w szkole w związku z naruszeniem nietykalności cielesnej. Okazało się, że szkoła była areną konfliktu między obywatelami Rumunii, którzy napłynęli w niedawnym czasie, a Arabami. Rumuni byli w okropny sposób szykanowani przez Arabów. Arabscy rodzice przenosili swoje dzieci do innych szkół, bo nie chcieli, żeby uczyły się – tu cytat – „z brudasami”. Mówili tak wprost. Mógłbym wyliczać podobne sytuacje bez końca.