W USA COVID-19 przybrał na sile tak bardzo, że niektóre stany na nowo zamrażają swoje gospodarki.
Przykładami są chociażby Floryda i Teksas, gdzie w ciągu ostatnich dwóch tygodni doszło do gwałtownego wzrostu liczby przypadków. Sytuacja jest tam na tyle zła, że władze stanowe postanowiły cofnąć rozmrażanie niektórych dziedzin życia. Gubernator Florydy zakazał więc konsumpcji alkoholu w lokalach (można go jednak sprzedawać na wynos). Teksas poszedł jeszcze dalej i nakazał całkowite zamknięcie barów.
‒ Jest jasne, że wzrost liczby przypadków jest spowodowany głównie pewnymi typami aktywności Teksańczyków, w tym gromadzeniem się w barach – mówił w piątek gubernator stanu Greg Abbott. Na potwierdzenie zabronił również organizacji spływów rzecznych po tym, jak w jednym z hrabstw taka impreza stała się ogniskiem wirusa.
Łącznie w USA stwierdzono ponad 2,5 mln zakażeń; z powodu infekcji zmarło 125 tys. osób. Co niepokojące, od dwóch tygodni liczba nowych przypadków rośnie w ponad połowie stanów, najbardziej na południu i na zachodzie kraju. Oprócz wspomnianych wyżej Florydy i Teksasu nowym epicentrum stała się również Arizona. Łącznie dziennie w Stanach wykrywa się ok. 40 tys. nowych zakażeń – to więcej niż podczas całej pandemii w Polsce.
Zdania co do tego, dlaczego pomimo trzech miesięcy walki z patogenem znów doszło do wzrostu liczby przypadków, są podzielone. W weekend wiceprezydent Mike Pence na antenie programu „Face the Nation” mówił, że na ponurą statystykę składają się dwa czynniki: większa ilość wykonywanych testów oraz nieodpowiedzialne zachowanie młodzieży. W podobnym tonie w niedzielę wypowiadał się gubernator Florydy Ron DeSantis.
Zdaniem części ekspertów za nagły wzrost liczby przypadków odpowiada zbyt wczesne zniesienie ograniczeń w mobilności społecznej. Wśród nich jest m.in. postrzegany za czołowego specjalistę od pandemii Anthony Fauci, szef Narodowego Instytutu Badań nad Alergią i Chorobami Zakaźnymi (NIAID), państwowej agencji badawczej. – Decyzja o rozmrożeniu została w niektórych stanach podjęta zbyt pochopnie – mówił dyrektor w niedzielnym wywiadzie dla telewizji CNN. W gronie stanów, które najwcześniej zaczęły się rozmrażać, są m.in. Floryda i Teksas.
Ale na pogarszanie się sytuacji mają wpływ także sprzeczne sygnały płynące z samego rządu. O ile Centra Kontroli i Prewencji Chorób – agencja odpowiedzialna za zwalczanie chorób zakaźnych – zalecają noszenie maseczek, o tyle do tego nie stosuje się sam prezydent Donald Trump. Lokator Białego Domu stwierdził nawet w wywiadzie dla „Wall Street Journal”, że niektórzy Amerykanie noszą maseczkę, aby wyrazić niechęć do jego władzy. Dla odmiany wiceprezydent Pence w weekend powiedział, że środki ochrony osobistej „pomogą wygrać z wirusem”.
Wirus zaczyna zresztą dawać o sobie znać w sondażach. Według portalu FiveThirtyEight z Trumpa jest niezadowolonych 56,1 proc. Amerykanów. Ostatni raz prezydent był tak słabo oceniany w drugiej połowie 2017 r. po tym, jak nie udało mu się cofnąć reformy ubezpieczeń społecznych z czasów Obamy i kiedy pod koniec roku urzędnicy federalni zostali wysłani na przymusowe urlopy do domu po fiasku w rozmowach budżetowych. Zgodnie ze średnią różnych sondaży wyliczoną przez ten sam portal Trump przegrałby dzisiaj wybory o 9 pkt. proc. z kandydatem demokratów Joe Bidenem (50,7 do 41,4).