- Jedno jest pewne: Polska w XXI wieku nie będzie krajem dzielonym między Tuska i Kaczyńskiego. Pokolenie ojców i matek założycieli, które tworzyło wolną Polskę, powinno ustąpić miejsca następnej generacji - mówi Michał Kobosko szef sztabu wyborczego Szymona Hołowni, dziennikarz, były redaktor naczelny „DGP”, „Wprost” i „Forbesa” oraz wydawca „Newsweeka”. Były szef polskiego oddziału waszyngtońskiego think tanku Atlantic Council

Magazyn DGP 13 grudnia 2019 / Dziennik Gazeta Prawna
Opus Dei za tym stoi?
Za czym? Za Szymonem Hołownią?
Tak.
Nie, nie stoi za nim Opus Dei. Nie stoją jezuici, nie stoi Dominika Kulczyk. Bardzo szanuję pana profesora Grodzkiego, marszałka Senatu, ale zaskoczyła mnie jego wypowiedź na temat Szymona Hołowni. Powiedział, że Hołownia jest kandydatem, za którym stoi lobby finansowe. Pytam pana marszałka, na jakiej podstawie tak mówi?
Zapytał go pan osobiście?
Nie, teraz pytam. Osobiście nie miałem okazji. Przecież to jest marszałek Senatu, ważna osoba w państwie, który dopiero zaczyna sprawować tę funkcję i ma szansę odegrać istotną rolę w polskiej polityce. Jak taki polityk może rzucać fake newsy – i jako przedstawiciel partii, która w nazwie ma obywatelskość. Jak może podchodzić w ten sposób do obywatelskiego kandydata? Usłyszałem od wielu osób, że skoro Dominika Kulczyk zdementowała doniesienia, że finansuje kampanię Hołowni, to znaczy, że na pewno jednak finansuje. I informacja zaczyna żyć własnym życiem. Pewnie byłoby wygodnie dla nas wszystkich w zespole Szymona Hołowni, gdyby jacyś wielcy sponsorzy ze świata czy z kraju byli zaangażowani. Świadomie idziemy inną drogą. Będziemy konsekwentnie odpierać fałszywe ataki i hejt oraz pokazywać, że można w Polsce działać transparentnie.
Sztab już jest, siedziba jest.
Nie ma jeszcze kampanii. Ale tak, jest miejsce, są ludzie. Można to nazwać start up'em politycznym.
Start-up to ludzie bez doświadczenia, zaczynający własną drogę.
Start-up to ludzie łączący wiele doświadczeń w innowacyjny projekt. W naszym zespole wiele osób ma doświadczenie w kampaniach wyborczych i działalności publicznej. Szymon przyciąga najlepszych specjalistów w swoich dziedzinach. Ludzi z pasją, którzy chcą realnej zmiany i nie boją się zacząć działać. To jest ogromny kapitał. Już pierwsze ruchy inicjatywy Szymona pokazują, że przyszła kampania może dać polskiej polityce nowe standardy i jakość na miarę XXI wieku. W 24 godziny od ogłoszenia startu totalnie zawojowaliśmy Internet. To była najważniejsza informacja polityczna minionego weekendu. Wygenerowaliśmy gigantyczne zasięgi na poziomie 68 mln, a dominujące były komentarze pozytywne. Najczęściej pojawiające się w nich słowa, poza „Szymon Hołownia”, to „dobry”, „powodzenia”, „kandydat”, „pozdrawiam”. To dla nas jasny sygnał, że ludzie czekają na tę kandydaturę.
DGP
Ilu was jest?
Kilkadziesiąt osób i ciągle dołączają kolejne.
I to wszystko Szymon Hołownia finansuje ze swoich oszczędności?
Wszystko, czym dysponujemy, to legalne pieniądze. Sporo osób chce nam pomagać bez zapłaty, codziennie mamy zgłoszenia chętnych, to jest jak kula śnieżna. Jak wiadomo, w Polsce pieniądze są tematem tabu, najbardziej drażliwym. Kiedy zacząłem współpracować z Szymonem, zorientowałem się, że on inwestuje własne oszczędności w przygotowania do podjęcia decyzji o starcie. Nie myślę nawet o prekampanii. To był długi proces. Szymon zaczął od rozmów z ludźmi z różnych kręgów. Kiedy się ze mną spotkał, zlecił już pierwsze badania, był po licznych spotkaniach ze znanymi postaciami polskiej polityki, Kościoła. I nie, nie powiem z kim konkretnie, ale z ludźmi związanymi z PO i PiS, z tymi z kręgów na prawo od PiS.
Kardynał Konrad Krajewski, jałmużnik papieski, jest doradcą Hołowni?
Nie będę wymieniał żadnych nazwisk.
Doradza?
To nie jest czas, żeby ujawniać nazwiska. Nad Szymonem nie ma żadnego namiestnika, który mówi mu, co robić. To jedna z jego kluczowych przewag wobec konkurentów, on nie ma ani przewodniczącego, ani prezesa, do którego musi raportować. Szymon ma swoje poglądy i opinie, znane od lat, które wzbudzają emocje w Episkopacie, bo to są opinie bardzo często krytyczne wobec konkretnych zachowań przedstawicieli Kościoła.
Mówi pan o pedofilii.
Na przykład. Nie wszyscy korzystają z tego prawa, by będąc tak blisko Kościoła, być wobec niego krytycznym.
Czym minister Jacek Cichocki zajmuje się w sztabie Hołowni?
Nie wiem, czy będzie członkiem sztabu, nie podejmuje decyzji razem z nami. Mogę skorzystać z jego doświadczenia, zadać mu pytanie, poprosić go o radę. Jest sympatykiem idei i widziałem, że jako sympatyk pojawił się w Gdańsku, w Teatrze Szekspirowskim, na spotkaniu z Szymonem.
Jak to pan widział? Przecież wcześniej pan wiedział, że będzie.
No tak. Jacek Cichocki pracował i w Ośrodku Studiów Wschodnich, i w rządzie Donalda Tuska.
Przez jakiś czas był mózgiem tego rządu. Wspiera was – to proste.
Powiedziałem, że od początku sympatyzuje z naszym przedsięwzięciem. Jest więcej osób, które z ciekawością i nadzieją patrzą na to, co robimy. Chciałbym, żeby każdy rząd, każda partia miały takich ludzi, jak Jacek Cichocki, z takim kręgosłupem moralnym, z zasadami, doświadczeniem...
Z jego powodu zapytałam o Opus Dei.
Ja nie jestem członkiem Opus Dei.
Szymon Hołownia też nie jest?
Nic mi o tym nie wiadomo.
Jest pan jego prawą ręką, więc powinien pan o nim wiedzieć w zasadzie wszystko.
Odbyliśmy długą rozmowę.
Wyspowiadał się panu?
To była rozmowa, nie spowiedź. W obie strony. Powiedzieliśmy o sobie dużo. Jeśli mamy ze sobą współpracować, musimy sobie ufać.
Elektorat katolicki będzie miał za złe, że szef sztabu jest rozwodnikiem.
Nie sądzę, żeby dla Polaków było to istotne. Każdy z nas ma jedno życie i pełne prawo do sterowania nim według własnego uznania. Znamy się z Szymonem z „Newsweeka”. Wtedy nawiązaliśmy na tyle fajną więź, że spotykaliśmy się prywatnie. Potem przez kilka lat mieliśmy przerwę, choć powiedział mi, że śledził moją działalność.
Prawie został zakonnikiem, dominikaninem.
To są jego decyzje życiowe.
Mówił o tym publicznie.
Nie robił z tego tajemnicy. Mogę powiedzieć, że z dzisiejszej perspektywy bardzo się cieszę, że nie został zakonnikiem.
Musi się pan spodziewać, że ta część jego życia będzie opisywana, sprawdzane będą informacje, czy został wyrzucony, czy sam odszedł.
Mogę uciąć spekulacje – sam zrezygnował. Liczymy się z różnymi formami ataków, nie będziemy nic ukrywać.
Myślałam raczej o opowiadaniu historii.
Szymon będzie odpowiadał na wszystkie pytania. Nie ma mrocznych sekretów, które można by wydłubać, wyciągnąć. I tym większą budzi teraz złość w kręgach politycznych. Nie jest łatwo go zmiażdżyć, zabić gazetą. Ważniejsza dla nas historia jest o tym, jaka może być Polska.
Zakon to jedna sprawa...
Robi pani zarzut z tego, że ktoś próbował pójść do zakonu.
Chyba pan nie zrozumiał.
Przecież w naszym kraju większość ludzi deklaruje się jako katolicy. Różnie, jak wiemy, jest z tą wiarą i wypełnianiem przykazań, ale ja bym jednak przestrzegał przed robieniem Szymonowi zarzutu z tego, że chciał wzmocnić polski Kościół.
Nie robię zarzutu, tylko mówię o newralgicznych punktach w życiorysie pana szefa.
Jakich?
Rodzina bardzo późno założona.
To też pani zdaniem zarzut? Życie to nie jest zbiór newralgicznych punktów, ale doświadczeń. Zmyślone informacje będziemy dementować. Wiem, że będzie ich więcej, bo Szymon wzbudza dziś ogromne zainteresowanie i emocje. Proszę się zastanowić, czy życie osobiste, sprawy rodzinne, doświadczenia innych kandydatów, polityków też są tak dogłębnie analizowane i oceniane. Czy nie jest tak, że wobec Hołowni są stosowane inne standardy niż wobec innych osób w polskim życiu publicznym?
Standardy celebryckie.
U nas to określenie funkcjonuje jako obelga, protekcjonalny opis. Czy ktoś się zastanowił, co ono oznacza w jego przypadku? Z czego składa się jego sława? Mam wrażenie, że Szymon powinien codziennie udowadniać, że ma po pięć palców u rąk. Przecież są w Polsce partie, które mają na ustach Boga i wartości chrześcijańskie, a których liderzy i znani członkowie nie mają nic wspólnego z Bogiem i tymi wartościami. No może oprócz tego, że pojawiają się w kościele obok dostojników. I te partie wykorzystują wiarę do tego, żeby prowadzić kampanię polityczną. Namawiałbym wszystkich, również dziennikarzy, by traktowali Hołownię jak innych polityków i nie pokazywali go jak jakiegoś dziwnego stwora, bo się ożenił po czterdziestce, został ojcem, ma małą córeczkę i nie kryje się ze swoim katolicyzmem.
Żona wie, że jeśli Hołownia zostanie prezydentem, będzie musiała przestać być pilotem?
W MiG-u 29 nie ma miejsca dla oficerów Służby Ochrony Państwa, którzy mieliby towarzyszyć pierwszej damie. Prawdę mówiąc, inaczej sobie tego nie wyobrażam. Wiem, że taka rozmowa między Szymonem a Ulą się odbyła, jeszcze długo zanim zaprosił mnie do współpracy. Dla niego rodzina jest bardzo ważna. Oczywiście chciałbym jego czasem zarządzać nawet 24 godziny na dobę, ale wiem, że to jego kotwica. Do Szymona nie jest łatwo się przyczepić, ale można zmyślać na jego temat dosłownie wszystko. Żyjemy w wariackich czasach, w których internet miał być naszym wspólnym błogosławieństwem, a stał się przekleństwem.
Podobnie mówiła Olga Tokarczuk w swoim wykładzie noblowskim.
Ten wykład stał się ważnym punktem odniesienia dla nas wszystkich – Olga Tokarczuk genialnie nazwała to, co czuje wielu z nas – że potrzebna jest nowa wizja świata, że te klisze, którymi również w Polsce żyjemy, przestały trafnie opisywać rzeczywistość. I Szymon, wprowadzając nowe idee do polskiej polityki, próbuje na tę pustkę, anachroniczność, odpowiedzieć. Proszę zwrócić uwagę, że tacy jak on kandydaci pojawiają się dziś na całym świecie: Słowacja, Francja, Stany Zjednoczone – wszędzie tam wchodzą nowi ludzi i próbują wprowadzać zmianę, bo system się wyczerpał. Z tej perspektywy pojawienie się Szymona Hołowni nie jest żadną egzotyczną niespodzianką. Ale my oczywiście wolimy doszukiwać się teorii spiskowych. Przez parę lat działałem na froncie geopolitycznym, w instytucji amerykańskiej, transatlantyckiej. Im więcej wiedziałem, tym mocniejszego nabierałem przekonania, że od fake newsa może się kiedyś rozpocząć wojna. Analizując to, łatwo zdać sobie sprawę, że wszyscy jesteśmy poddawani praniu mózgów i zbiorowemu oszustwu.
Mówi pan o Hołowni?
Nie, choć takie argumenty już padały: że ktoś go wymyślił, że jakieś mroczne siły, kosmici... To są opowieści tych czasów. Elvis Presley żyje, Jan Kulczyk spędza czas na jakiejś odległej wyspie... Hołownia budzi ogromną irytację, szczególnie w dwóch największych partiach politycznych w Polsce. Nie wiem, czy zostanie wykorzystany aparat państwa, żeby w niego uderzyć. Ale nie możemy tego wykluczyć.
Jacek Cichocki wie wszystko o aparacie państwa.
Był koordynatorem służb specjalnych, ale to już dość dawno temu. Teraz doszło do sytuacji, że obie partie jednym głosem krytykują Szymona. Przekazy dnia, które dostają posłowie PiS, mogłyby być przekazami dnia PO. Że Hołownia to celebryta, że partia TVN. Może i celebryta, ale bardzo nietypowy. Nie robił ustawek, ścianek, nie pokazywał rodziny, nie było sesji z żoną, panią oficer, pilotem MiG-a 29. Nie chwalił się też specjalnie swoją działalnością fundacyjną. Można powiedzieć, że to jest teraz trochę kłopot, bo my musimy od nowa opowiadać, co Szymon Hołownia w życiu realnie zrobił. On jest self-made manem, chłopakiem z Białegostoku, który przebił się bez wykorzystywania tajnych sił. Sam osiągnął bardzo wiele, ma masę energii, chce mu się. A jest nadal młodym człowiekiem, reprezentantem pokolenia, które ma dużą przyszłość w życiu publicznym. Oglądamy uważnie „Fakty” TVN i Szymona Hołowni w zasadzie w nich nie ma. To może pokazywać, jaki problem ma stacja z osobą, która była jej współpracownikiem. Politycy, dziennikarze mówią, że komik, że na zająca. Dokładnie przewidzieliśmy, jakie będą reakcje na decyzję Szymona, ponieważ od lata były robione badania na ten temat. Zestawialiśmy go z innymi potencjalnymi kandydatami, sprawdzaliśmy, jakie mogą być reakcje. Gdybym był agentem sił wrogich Polsce, to już na podstawie tych paromiesięcznych doświadczeń wiedziałbym, na których strunach zagrać, żeby uzyskać zamierzone efekty.
I na jakich pan gra?
Na razie widzę, że polska polityka jest słabej jakości.
Każdy, kto wchodzi do polityki, tak mówi. Kukiz tak mówił, Petru tak mówił.
Bo to prawda. Polska polityka jest przewidywalna, zupełnie nietwórcza, płaska. I nie, nie chodzi mi o sam system partyjny, tylko o jego dzisiejsze funkcjonowanie. To, co się dzieje, jest tak naprawdę hamulcem w rozwoju kraju, narodu, społeczeństwa.
I rozumiem, że wchodzi Hołownia, cały na biało.
Nie, Szymon jest propozycją zaburzającą układ wstrzymujący rozwój Polski i Polaków. Jest nas 38 mln, ludzi, którzy są najbardziej kreatywni i dynamiczni w Europie Środkowej, a może i całej Europie. A czujemy, jakbyśmy mieli kajdanki albo przynajmniej kule przy nogach. Wszystko dlatego, że trwa wewnątrzpartyjna wojna polityczna, do której wciągane jest społeczeństwo. Wojna dwóch grup, stosunkowo niewielkich, ale które były w stanie narzucić swoje wersje opowieści. Jesteśmy tym konfliktem od lat zatruwani, a nasza energia, którą z pewnością można by przeznaczyć na rozwój, jest wypalana. Wmówiono nam, że nic nas nie łączy. To jest dla sprawujących władzę po prostu wygodne. Szymon uczestniczył w ostatnich latach w setkach spotkań z ludźmi. Jest jak maszyna jeżdżąca po kraju. Był w prawie 400 miastach. To były spotkania otwarte i zamknięte, gromadzące tłumy. Ci ludzie chcą zmiany, innej Polski. Nie Polski raz Tuska, raz Kaczyńskiego.
Tuska już nie ma w Polsce.
A mimo to jest ciągłym punktem odniesienia dla polskiej polityki! Jego duch jest cały czas obecny. A i ciałem pan premier coraz bardziej wraca.
Tylko w listopadzie odbyło się kilkanaście spotkań. Pod płaszczykiem promocji swoich książek Hołownia robił już kampanię wyborczą.
Kampania wyborcza w Polsce zacznie się wtedy, kiedy marszałek Sejmu zarządzi wybory prezydenckie. Nie wiem, jak inni kandydaci, ale Szymon nie prowadzi kampanii. Na razie jest kandydatem na kandydata.
Jeśli nie kampania, to co to jest?
Otwarte spotkania z osobami, które są zainteresowane aktywnością i działalnością Szymona. Wielu ludzi przychodzi, bo zna go z książek, wielu z telewizji. Przychodzą, bo chcą zestawić jego wizerunek z rzeczywistością, posłuchać tego, co ma do powiedzenia o Polsce.
O wegetarianizmie, niejedzeniu mięsa.
To nie jest temat priorytetowy.
Wegetarianizm może pogrążyć kandydata?
Szymon nie je mięsa i rzeczywiście ma na ten temat bardzo konkretne poglądy. Ale nie będzie nakłaniał swoich wyborców do wegetarianizmu. Jesteśmy krajem o pewnej kulturze, tradycji.
Czyli wycisza pan wegetarianizm Hołowni?
Na pewno Szymon nie będzie prowadził kampanii pod hasłem: ludzie, nie jedzcie mięsa. Ma swoje poglądy i się ich nie wstydzi, natomiast żyjemy w takich realiach, w jakich żyjemy.
Doradził pan, żeby nie mówił, że schabowy to zło, czy nie?
Myślę, że każdy, kto by przygotowywał kampanię prezydencką, sugerowałby nieeksponowanie tego elementu. Ale ostatecznie w ogóle nie o to chodzi! W polskiej polityce jest gigantyczny brak tolerancji na odmienność. Możemy mieć poglądy w różnych sprawach – czy chodzi o wegetarianizm, czy o inne ważne zagadnienia – i się między sobą różnić. To, że prezydent ma jasno określony światopogląd, nie ma oznaczać, że będzie zajmował się jego promocją i uszczęśliwiał ludzi na siłę. Tak dzieje się dziś – albo jesteś z nami, albo jesteś wrogiem. A powinno być inaczej. Zadaniem prezydenta jest rozumieć i szanować różnorodność poglądów i mediować pomiędzy różniącymi się stronami. I właśnie taką otwartość i szacunek dla drugiego człowieka ma w sobie Szymon Hołownia. To nie ładna deklaracja, tylko fakty.
Jeszcze parę lat temu mówił, że zakazałby aborcji, teraz już poglądy zmienił.
O programie i poglądach Hołowni będzie mówił sam Hołownia. Nie będę teraz wchodził w dyskusję, czy temat aborcji parę metrów w lewo, czy w prawo.
To kim pan jest w tym sztabie Hołowni?
Kandydatem na szefa sztabu.
Był pan dziennikarzem, redaktorem naczelnym.
I kilka razy miałem propozycje wejścia do polityki. Nie jest wielką tajemnicą, że na początku tworzenia się Nowoczesnej wspierałem Ryszarda Petru. Uważam, że wówczas podjąłem słuszną decyzję, by nie pójść krok dalej. Szymon przekonał mnie do swojego projektu. Nie w pięć minut. Moja pierwsza reakcja była dość naturalna. Pomyślałem, że oszalał.
Kiedy to było?
Ponad pół roku temu. Po chwili, gdy zaczęliśmy rozmawiać, poczułem, że mówi poważnie i że ma marzenie o Polsce, które jest realne. Wiem, że od paru lat dojrzewały w nim myśli o wejściu do życia publicznego, od dwóch lat to bardzo mocno. A najmocniej od morderstwa Pawła Adamowicza.
Dlaczego wybrał pana?
Trzeba jego spytać. W swojej pracy dziennikarskiej zarządzałem zespołami w sytuacjach dużych wyzwań. Odszedłem z „Gazety Wyborczej” w 1996 r. Wtedy, kiedy nikt stamtąd nie odchodził. Wydawało się, że świat nie istnieje poza Czerską. Zrobiłem to świadomie. Potem byłem naczelnym „Forbesa”. Przeszedłem do „Newsweeka”, który znalazł się w ogromnym kryzysie po odejściu redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego. Następnie wziąłem na siebie odpowiedzialność za połączenie dwóch redakcji – „Gazety Prawnej” i „Dziennika Polska Europa Świat”. To dla wielu osób był projekt nie do zrobienia, a do dzisiaj „DGP” istnieje i jestem pod wrażeniem tego, jak ta gazeta funkcjonuje. Lubię trudne wyzwania.
Szymon Hołownia – emocjonalny, ekstrawertyczny, pan – spokojny. Są tacy, którzy o panu mówią „nudziarz”.
Wiem, że tak mówią. Wiele razy słyszałem.
Chodzi o równowagę?
Myślę, że dzięki swoim doświadczeniom zawodowym i profilowi osobowościowemu jestem w stanie spiąć ten trudny projekt. Obejmuje on i połączenie wielu osobowości, które Szymona wspierają, i koordynację pracy sztabu wyborczego. Od niedzieli grubo ponad tysiąc osób zgłosiło się do nas jako kandydaci na wolontariuszy. Widać ogromną chęć działania.
8-9 proc. poparcia to żaden wynik.
Naprawdę? Na samym starcie? Na początek to świetny wynik i zachęta do bardzo ciężkiej roboty. Zdajemy sobie sprawę, że dla prawaków Szymon jest lewakiem czy katolewakiem, a dla elektoratu liberalnego jest kościółkowy i prawicowy. Przyzwyczailiśmy się do zbyt uproszczonych klasyfikacji. A jak się do końca nie mieści, to ma problem. Partie polskie zajmują się same sobą, a o wyborcach przypominają sobie raz na cztery lata przed wyborami. Dwie partie, dokładnie z tego samego pnia Solidarności, złożone z ludzi, którzy tworzyli wolną Polskę po 1989 r. i różnie się w niej odnaleźli, ścigają się ze sobą. Po naszym wydarzeniu w Gdańsku przeczytałem komentarz Bogusława Chraboty, naczelnego „Rzeczpospolitej”. Napisał, że stosunek do kandydatury Hołowni pokaże, czy my jesteśmy już dojrzałą demokracją, czy też krajem desperatów. Ten protekcjonalny ton to nasza kolejna specjalność. U nas się nie rozważa „za” i „przeciw”, nie analizuje sytuacji. U nas się od razu wie.
Czyli de facto obraził pana szefa.
Nie zgadzam się po prostu z ustawianiem Hołowni po stronie desperatów. Chyba że desperatów walczących o normalność i szanse dla dzieci i wnuków. Jedno jest pewne: Polska w XXI wieku nie będzie krajem dzielonym między Tuska i Kaczyńskiego. Pokolenie ojców i matek założycieli, które tworzyło wolną Polskę, powinno ustąpić miejsca następnej generacji. Młodsi politycy, z różnych bajek – od Kosiniak-Kamysza, przez Dulkiewicz, po Emilewicz i Kurtykę – rozumieją wyzwania XXI wieku, w przeciwieństwie do swoich poprzedników.
Zna się pan z byłym premierem Donaldem Tuskiem. Rozmawiał pan z nim na temat Hołowni?
Nie rozmawiałem. Przecież Donald Tusk trzymał nas wszystkich w napięciu, czy sam zechce wystartować, czy nie.
I dlatego wy trzymaliście w tajemnicy waszą decyzję.
Przypomnę, że jeszcze parę miesięcy temu jako potencjalni kandydaci byli wymieniani: Jerzy Owsiak, Aleksandra Dulkiewicz, Adam Bodnar, Marcin Matczak. W tym kontekście mnie bawią wypowiedzi publicystów, w tym Jacka Żakowskiego, którzy dalej snują opowieści, że Hołownia to nie, nie nadaje się, ale Bodnar, Matczak, a nawet nasza biedna noblistka Olga Tokarczuk byliby lepsi. Mogę tylko poprosić, błagać nawet: Jacku, koleżanki i koledzy, wróćcie już na ziemię, mówcie o realnych możliwościach i szansach, o osobach, które świadomie zadeklarowały chęć startu. Dziś realnym przeciwnikiem prezydenta Dudy jest Małgorzata Kidawa-Błońska lub Jacek Jaśkowiak, Władysław Kosiniak-Kamysz, Szymon Hołownia, no i za chwilę pojawią się kandydaci Lewicy i Konfederacji. Wszystkim tym, którzy żyją marzeniem o kandydacie idealnym, przypominam, że w drugiej turze trzeba zebrać 50 proc. + 1. Proszę spojrzeć jeszcze raz na tę listę i zastanowić się, która z wymienionych osób może powalczyć z Andrzejem Dudą, która może realnie przejąć część jego elektoratu? Czy potrafimy sobie wyobrazić wyborców PiS, którzy z pełnym przekonaniem głosują na panią Małgorzatę Kidawę-Błońską? Ale my nie chcemy analizować, wolimy się po raz kolejny obrazić na rzeczywistość, bo nie jest taka, jakbyśmy chcieli. A swoją drogą, to Szymon rozmawiał miesiące temu z tymi osobami, które były wymieniane jako kandydaci.
I z Bodnarem, i z Owsiakiem, i z Dulkiewicz?
Tak. Ze wszystkimi.
Prosił o poparcie?
Za wcześnie było na rozmowy o poparciu.
Aleksandra Dulkiewicz poprze?
Nie wiem, jakie plany polityczne ma pani prezydent Gdańska. Szymon z nią rozmawiał wielokrotnie, jednak ona działa w konkretnej konstelacji politycznej. Jest prezydentem popieranym przez PO. Na razie bardzo nas cieszy, że Janina Ochojska tak zdecydowanie poparła Szymona.
Oboje działają charytatywnie.
Myślę, że nie tylko to ich łączy. Mówiłem już, że musimy opowiadać o tym, co Szymonowi udało się zbudować od zera – bo ciągle słyszę, że nie ma doświadczenia, że się wyrywa przed szereg. Kilka dni temu słyszałem Pawła Wrońskiego, który w TOK FM, oceniając jego kandydaturę, powiedział z rozbrajającą szczerością, że dziennikarze mają z nią problem, bo pełnią rolę analityków, publicystów – a tu nagle jeden z nich decyduje się przejść od słów do czynów, bierze na klatę wejście do życia publicznego i utratę swojego dotychczasowego życia. Przecież zdecydował się utracić swoje dotychczasowe życie. Źle mu było? Osoba publiczna, lubiana, szanowana, chwalona. Po długich przemyśleniach wchodzi w świat, w którym wiele dobrego może go nie spotkać. Już teraz zakładamy ryzyka, wiemy, że możemy się różnych rzeczy spodziewać, również takich, które mogą utrudnić nam działania.
Jakich?
W 2014 r. byłem na otwarciu pięknego Teatru Szekspirowskiego, miejsca, które mogło nie powstać. Przecież zaczęło się od listu prof. Jerzego Limona do księcia Karola wysłanego błędnie na Pałac Buckingham... Na oficjalnym otwarciu był Donald Tusk. I co nastąpiło? Alarm bombowy. Ochroniarze wyprowadzali premiera. Dwie godziny przerwy w spektaklu... Nie będę wymieniał konkretnie, komu zagrażamy i szkodzimy, ale wystarczy posłuchać komentarzy na temat Hołowni, szczególnie w mediach prawicowych. Tam zapanował strach. Gdyby uznali Hołownię za nieważnego kandydata, to nie poświęcaliby mu tyle miejsca. Wszyscy poważni ludzie zdają sobie sprawę, że może mocno namieszać w polskiej polityce. I namiesza. ©℗
Magdalena i Maksymilian Rigamonti
Dokładnie przewidzieliśmy reakcje na decyzję Szymona, od lata były robione badania na ten temat. Zestawialiśmy go z innymi potencjalnymi kandydatami. Gdybym był agentem sił wrogich Polsce, to na podstawie tych paromiesięcznych doświadczeń wiedziałbym, na których strunach zagrać, by uzyskać zamierzone efekty
DGP