Grzegorz Schetyna może nie ubiegać się o reelekcję, są pomysły, że może on namaścić na swego następcę Jacka Jaśkowiaka, gdyby dobrze wypadł w prawyborach - uważa senator Bogdan Zdrojewski, który sam zamierza startować w wyborach szefa PO.

Jego zdaniem szef klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej Borys Budka, który zadeklarował start w wyborach szefa PO, może nie podołać trudom, jakie będą się w najbliższych latach wiązać z kierowaniem Platformą. Zdrojewski uważa, że kandydować na szefa partii może również obecny europoseł Bartosz Arłukowicz.

PAP: Mówił pan w Polskim Radiu, że wygrana w Senacie nastąpiła nie dzięki, ale raczej wbrew Grzegorzowi Schetynie. Dlaczego pan tak uważa?

Bogdan Zdrojewski: To był oczywiście skrót myślowy. Obserwowałem jak wyglądają wybory do Senatu. Łatwe okręgi wyborcze z punktu widzenia Platformy były obsadzone przez osoby, które są blisko związane z Grzegorzem. Natomiast te, które były niepewne i w których była potrzebna walka, wręcz odwrotnie. Druga rzecz - sam obserwowałem, jak rozwija się sytuacja na Dolnym Śląsku i byłem przekonany, że Senat zostaje tam oddany walkowerem.

Z tego też powodu na Twitterze napisałem, że ja i moja żona Basia startujemy bez względu na decyzję Grzegorza Schetyny. Wtedy doszło do rozmowy z przewodniczącym Schetyną, zaproponował mi Wrocław Fabryczną, gdzie od ośmiu lat nie wygraliśmy, a żonie zaproponował tzw. obwarzanek, w którym wcześniej straciliśmy połowę wyborców. Podjąłem to wyzwanie, choć zamieniliśmy się z żoną okręgami wyborczymi. Zarówno ja, jak i Barbara wygraliśmy. Ale obserwowałem bój w Jeleniej Górze, Wałbrzychu czy też w innych okręgach wyborczych i miałem wrażenie, że przewodniczący zdecydowanie nie postawił na Senat. Wszystkie siły skierował na sukces w Sejmie, dlatego mówię, że do wygranej w Senacie doszło wbrew jego decyzjom.

PAP: Ale tzw. pakt senacki chyba zadziałał?

B.Z.: Pakt senacki zadziałał, ale trzeba pamiętać, kto był jego pomysłodawcą. Był nim Marek Borowski.

PAP: Była możliwość zdobycia większej liczby mandatów w Senacie, gdyby wystawiono w niektórych okręgach innych kandydatów?

B.Z.: Gdyby kilka decyzji było lepiej przemyślanych, można było uzyskać 3-4 mandaty więcej.

PAP: Ma pan na myśli jakieś konkretne okręgi?

B.Z.: Mam na myśli konkretne okręgi, ale nie będę ich wymieniać.

PAP: Jest pan pewien, że będzie pan kandydował na przewodniczącego Platformy?

B.Z.: Docierają do mnie różne sygnały. Cały czas ktoś ze mną rozmawia - szefowie regionów, założyciele PO, jak i nowsi członkowie. Sytuacja wygląda tak, że niemal wszyscy mówią, że potrzebna jest zmiana. Poza bardzo wąską, elitarną grupką nikt nie sądzi, że trwanie Grzegorza Schetyny na stanowisku przewodniczącego jest dobre dla Platformy.

Natomiast są duże różnice, jeśli chodzi o pomysł na to, kto powinien zarządzać Platformą po Schetynie i w jakim kierunku Platforma powinna pójść. Z tego powodu postanowiłem, że nie czekając na 14 grudnia ogłoszę zamiar startu i będę niemal każdego dnia podawać punkt po punkcie na Twitterze czy na Facebooku propozycje, jak Platforma powinna się pozycjonować, jak powinna wyjść z kryzysu oraz co powinno być najważniejsze, jeśli chodzi o pryncypia. Najbliższą perspektywą są wybory na przewodniczącego Platformy, natomiast kolejną wybory prezydenckie. Moim zdaniem obecne kierownictwo PO raczej gwarantuje porażkę niż daje szanse na sukces naszego kandydata.

PAP: Dlaczego?

B.Z.: Dlatego, że dziś w Platformie wagoniki pchają lokomotywę, a nie odwrotnie.

PAP: Spośród kandydatów, którzy są zgłoszeni do prawyborów - Małgorzata Kidawa-Błońska i Jacek Jaśkowiak, kto jest panu bliższy?

B.Z.: Będę wspierać Małgorzatę Kidawę-Błońską. Uważam, że to jest kandydatka, która gwarantuje po pierwsze zakończenie wojny polsko-polskiej, poszerzenie elektoratu, poważne traktowanie zarówno lewego, jak i prawego skrzydła. Ma też możliwość zbudowania przesłania, że napięcia w obszarze państwa zostaną zredukowane. Ceniąc prezydenta Poznania uważam, że jest to człowiek walki. A to jest ostatnia rzecz, którą życzę obecnie Polsce.

PAP: Może skoro jest człowiekiem walki, będzie lepszy na kampanię i przez to ma większe szanse wygrać z Andrzej Dudą?

B.Z.: Nigdy nie patrzę na kampanię jako obszar celu. Uważam, że trzeba patrzeć dalej, czyli zobaczyć, co w wyniku kampanii zostanie zbudowane, a co zniszczone. Wolałbym by kampania nie niszczyła.

PAP: Kandydowanie na przewodniczącego Platformy zadeklarował też Borys Budka. Nie sądzi pan, że gdyby wygrał może zagwarantować wystarczającą zmianę w PO?

B.Z.: Borys Budka jest interesującą propozycją i nie neguję zarówno jego kompetencji, jak i predyspozycji. Uważam, że jego rozpoznanie sytuacji w Platformie nie gwarantuje jednak wystarczającej efektywności. Trzeba pamiętać, że po wyborach prezydenckich będą trzy lata bez żadnych wyborów. To będzie okres wymagający bardzo pozytywistycznej pracy, dużej cierpliwości, rozmaitych kompetencji i doświadczeń. Nie jestem przekonany, czy będąc aktywnym w samym Sejmie będzie w stanie podołać wszystkim trudom, jakie będą na niego spadały. Ale nie wykluczam, że mogę się w tej materii mylić. Uważam, że jest tak dużo pracy, że trzeba podzielić się zadaniami, funkcjami i odpowiedzialnością. Sądzę też, że Borys Budka powinien być w tym czołowym zespole.

PAP: Jest pan w stanie się z nim porozumieć jeszcze przed wyborami w PO?

B.Z.: Jest to możliwe.

PAP: Będzie mu pan proponował, żeby zrezygnował z kandydowania np. za funkcję wiceprzewodniczącego lub szefa klubu parlamentarnego?

B.Z.: Takich propozycji nie będę składał, byłoby to nie fair. Tak działał w 2016 Grzegorz Schetyna i najpierw z rywalizacji wycofała się Ewa Kopacz, potem Borys Budka i na koniec Tomasz Siemoniak. W efekcie Schetyna nie miał kontrkandydata. Mam żal do Budki czy Siemoniaka, że zostawili wtedy Platformę bez wyboru. Ale sam nie uczestniczę w takich propozycjach.

PAP: Ale sam pan mówi o porozumiewaniu się z Budką.

B.Z.: Będę na pewno z Borysem Budką rozmawiał. Uważam, że im mniej napięć, mniej agresywnych czy nieuczciwych wojen w tej kampanii, tym lepiej. Na pewno nie będę proponować wojny tylko uczciwą rywalizację.

PAP: Sądzi pan, że Grzegorz Schetyna na pewno będzie kandydował?

B.Z.: Nie wiem. Wydaje mi się, że sam Grzegorz jeszcze tej decyzji nie podjął. Jestem przekonany, że ma poczucie pewnej porażki, wie, że ta porażka jest po części pokłosiem jego błędów. Wydaję mi się też, że ma poczucie pewnego zawodu. Chyba też brakuje mu już w tej chwili motywacji i przekonania, że powinien swoją misję kontynuować.

PAP: Możliwe, że nie będzie kandydował?

B.Z.: Jest to możliwe.

PAP: Słyszał pan, czy ktoś jeszcze zamierza startować?

B.Z.: Może wystartować Bartosz Arłukowicz. Są również pomysły, że gdyby Jaśkowiak uzyskał dobry rezultat w prawyborach, byłby naturalnym kandydatem Grzegorza Schetyny na jego następcę. Ale za 10 dni będziemy wszystko wiedzieć.