Wielkie protesty mają powstrzymać rząd przed wprowadzeniem kolejnej bolesnej reformy społecznej. Mobilizują się przeciwnicy Macrona.
Gdyby prezydent Francji używał zwykłych środków transportu, miałby dziś spory problem z powrotem ze szczytu NATO w Londynie do Pałacu Elizejskiego. W ramach strajku kolej odwołała większość połączeń, w tym pociągi, które jadą tunelem pod kanałem La Manche. Zakłócenia dotkną też ruchu lotniczego.
Związki zawodowe chcą maksymalnie utrudnić komunikację, aby wywrzeć wpływ na rząd, który w przyszłym tygodniu ogłosi projekt reformy emerytalnej. Dzisiejszy termin jest nieprzypadkowy. 5 grudnia 1995 r. rozpoczęły się wielkie protesty przeciwko podobnym planom, które chciał wprowadzić Alain Juppé. Rząd się wycofał.
Macron wygrał w 2017 r. wyścig prezydencki, zapowiadając gruntowne reformy państwa. Przeprowadzenie zmian emerytalnych oddał w ręce premiera Edouarda Philippe’a, nie chcąc, aby spodziewany sprzeciw zaszkodził mu osobiście, tak jak stało się to w przypadku protestów „żółtych kamizelek” przeciw podwyżkom cen benzyny.
Reforma zakłada zlikwidowanie najbardziej skomplikowanego systemu w Europie, który składa się z 42 różnych podsystemów oferujących szereg przywilejów dla wybranych grup. Jej ideą jest wprowadzenie jednolitych zasad dla wszystkich i wyliczanie emerytury na podstawie systemu punktowego. Jej wysokość ma zależeć m.in. od stażu pracy.
Rola kolejarzy i pracowników miejskich środków transportu w dzisiejszych protestach też nie jest przypadkowa. W tych sektorach przejście na emeryturę możliwe jest dziś w wieku 52–55 lat. Udogodnienia przysługują też nauczycielom, pracownikom branży energetycznej i urzędnikom państwowym. Jeśli wprowadzenie reformy się uda, wszyscy będą musieli pracować minimum do 62. roku życia, który już teraz obowiązuje zatrudnionych w sektorze prywatnym.
Rząd wyciągnął lekcję z protestów „żółtych kamizelek”, które także ze względu na początkowy brak reakcji władz przerodziły się w bitwy z policją. Premier Philippe od miesięcy konsultuje projekt z partnerami społecznymi, a szczegóły ustawy ogłosi dopiero po dzisiejszych protestach.
Starania rządu nie zmniejszają ryzyka, że sprzeciw wobec zmian zamieni się w kolejny długotrwały ruch przeciwko polityce Macrona. Obok kolejarzy demonstrować mają także m.in. pracownicy szpitali, policji, nauczyciele i studenci. Francuzi muszą liczyć się z tym, że część oddziałów bankowych lub stacji benzynowych będzie zamknięta. A związki koordynujące akcję zapowiadają, że w przypadku braku reakcji władz będą demonstrować „do skutku”.
Francuzi są w sprawie reformy podzieleni. Z badań sondażowni Ifop wynika, że 76 proc. chce zmiany systemu. Ale 46 proc. popiera dzisiejsze protesty. Do wzięcia udziału w demonstracjach nawołuje dwóch skrajnych przeciwników centrowego prezydenta: Jean-Luc Mélenchon z lewicowej Niepokornej Francji i Marine Le Pen z prawicowego Zjednoczenia Narodowego.