Część polityków PO nie wyklucza, że ostatecznie kandydat na prezydenta będzie inny niż aktualna dwójka startująca w prawyborach.
Wariant bazowy zakłada, że 7 grudnia dojdzie do otwartej debaty pomiędzy Małgorzatą Kidawą-Błońską i Jackiem Jaśkowiakiem. Jak mówią nam politycy PO, prawdopodobnie zostanie ona zorganizowana w Warszawie. Jednocześnie, jak słyszymy, szerokim echem w Platformie odbił się poniedziałkowy sondaż prezydencki dla DGP i RMF FM (wykonany przez IBRiS), w którym Jacek Jaśkowiak mógł liczyć na ponad 16-proc. poparcie w I turze (alternatywnie Kidawa-Błońska zdobyłaby ponad 23 proc.), a w II turze z Andrzejem Dudą – na ponad 30 proc. (Kidawa-Błońska zdobyłaby wówczas niemal 39 proc.).
Jego kandydaturze sprzyja otoczenie Grzegorza Schetyny. Zdaniem części polityków PO Jaśkowiak może szybko nadrobić dystans do Kidawy-Błońskiej. – Za 10 czy 20 dni będzie w zupełnie innej sytuacji, także jeśli chodzi o rozpoznawalność. Kidawa-Błońska może nie udźwignąć tempa kampanii – ocenia jeden z rozmówców. Zwraca uwagę, że na razie to ona ma większe szanse, bo partia i sam Grzegorz Schetyna sporo w nią zainwestowali. Ale ostatni sondaż IBRiS dla DGP i RMF w porównaniu z poprzednim pokazuje spadek poparcia dla Kidawy-Błońskiej. Dwa tygodnie temu miała 28 proc. poparcia teraz 23 proc. – Przestała się pokazywać, słabnie i to będzie widoczne – ocenia ważny polityk PO. Z kolei kilka pierwszych wypowiedzi Jaśkowiaka m.in. w RMF FM na temat małżeństw jednopłciowych spowodowała krytyczne reakcje w części aparatu PO. – Widać, że rośnie frustracja w związku z kolejnymi wypowiedziami Jaśkowiaka. Istnieje obawa, że wciągnie Platformę i samą Kidawę-Błońską w tematy, z których trudno będzie się wytłumaczyć lub je obronić – ocenia informator z obozu opozycji.
Prawyborczy finisz ma nastąpić 14 grudnia na konwencji PO. Wtedy dojdzie do ostatecznego starcia i wyboru kandydata. – Zapewne nie ograniczy się to do samego głosowania. Kandydaci będą mieli szansę zwrócić się do członków konwencji, myślimy także o innych elementach programu – mówi nasz rozmówca. Po tym, jak delegaci na konwencję dokonają wyboru, kampania prezydencka PO powinna ruszyć na dobre. A równocześnie w partii zacznie się procedura wyboru szefa PO.
Część rozmówców sugeruje jednak, że na prawyborach sprawa może się nie skończyć. Ich zdaniem, gdyby się okazało, że kandydat dołuje w sondażach, można dokonać jego wymiany. Taki scenariusz mógłby zostać uruchomiony w styczniu. Na giełdzie nazwisk tych, którzy mogliby wejść do gry w styczniu czy po zakończeniu prawyborów, pojawia się m.in. nazwisko Bartosza Arłukowicza, byłego ministra zdrowia. On sam odmówił komentarza. Ponownie pojawia się też nazwisko Rafała Trzaskowskiego. Choć on sam zaprzecza.
Niektórzy sugerują, że z komunikatem o możliwym scenariuszu awaryjnym wychodzą współpracownicy Grzegorz Schetyny. Takie zamieszanie miałoby być częścią gry o utrzymanie się w fotelu lidera PO. Ale polityk z jego otoczenia zaprzecza. Jak podkreśla, skoro prawybory są pomysłem Schetyny, to podważając ich wynik, sam by sobie przeczył. Choć zaznacza, że „znane są w przyrodzie przypadki, gdy pewniak przestaje być kandydatem i trzeba szukać rozwiązania”. – Pamiętamy, jak Cimoszewicz zostawił lewicę w środku kampanii – komentuje.
Zdaniem kolejnego polityka prawybory zakończą wybór. – Ludzie nie zrozumieliby innego scenariusza. Najpierw inwestujemy w prawybory, a potem je przekreślamy. To mogą podpowiadać ci, którzy sami chcą się wypromować – mówi.
Prawybory w szeregach PO są drażliwą kwestią w relacjach z ludowcami. PSL dążył do tego, by zorganizować je w wersji rozszerzonej – w ramach Europejskiej Partii Ludowej, do której zalicza się tak Platforma, jak i PSL. To miałoby zwiększać szanse Władysława Kosiniaka-Kamysza. Ale taki wariant odrzucili politycy PO-KO. – To Kosiniak-Kamysz rozmontował Koalicję Obywatelską i spowodował, że polaryzacja przestała działać na naszą korzyść. Gdyby nie on, dziś siedzielibyśmy w kancelarii premiera, a nie w Sejmie – przekonuje nasz rozmówca z otoczenia Grzegorza Schetyny.