Angela Merkel i Emmanuel Macron bardzo często się spotykają, ale coraz trudniej jest im znaleźć wspólny język w sprawach zasadniczych dla przyszłości Starego Kontynentu.
Sojusz Berlina i Paryża nadaje ton wspólnotowej polityce od zarania Unii Europejskiej. Obu stolicom najgłośniej sprzeciwiał się Londyn. Spodziewano się więc, że po brexicie Niemcy i Francja jeszcze bardziej zacieśnią więzy i umocnią swoją pozycję w Brukseli. Na razie jednak sojusz przechodzi najpoważniejszy kryzys od lat. Ostatnie miesiące pokazały, że kanclerz Angeli Merkel i prezydentowi Emmanuelowi Macronowi coraz trudniej przychodzi porozumienie w kwestiach dla Wspólnoty zasadniczych: reforma strefy euro, zmiany w instytucjach unijnych, obronność i nowa perspektywa finansowa dla UE. I jeśli ktoś nie dawał wiary tym pogłoskom, to ostatnie upokorzenie Paryża w europarlamencie stanowi niezbity dowód, że francusko-niemiecki tandem się psuje.

Zemsta europarlamentu

Chodzi o odrzucenie francuskiej kandydatki na komisarza Sylvie Goulard przez europosłów. Sojuszniczka Emmanuela Macrona miała odpowiadać w KE za wspólny rynek i przemysł obronny. Z jej kandydaturą od początku był problem ze względu na prowadzone wobec niej we Francji dochodzenie. Ale ta sprawa zatrudniania na fikcyjnych etatach w europarlamencie posłużyła jako pretekst do utemperowania ambicji francuskiego prezydenta. Z jedną z mocniejszych tek w KE Francja miała być zwycięzcą nowego rozdania w Europie, chociaż partia Macrona Republika Naprzód wybory do europarlamentu przegrała w kraju ze Zjednoczeniem Narodowym Marine Le Pen. Europejskim Bankiem Centralnym zarządzać będzie Francuzka Christine Lagarde, a szefem Rady Europejskiej ma zostać Belg Charles Michel, również sojusznik francuskiego prezydenta.
Odrzucenie Goulard jest dla Macrona upokorzeniem tym większym, że doszło do niego za przyzwoleniem Angeli Merkel (europosłowie z jej ugrupowania też głosowali przeciwko Goulard). Francuski prezydent odrobił lekcję pokory, bo kolejnego kandydata na komisarza ma zgłosić, dopiero kiedy będzie mieć pewność, że ma poparcie wszystkich sił w PE.

Francuskie weto

Macron i Merkel, by zatrzeć złe wrażenie z ostatnich miesięcy, spotykali się niemalże codziennie, ale trudno mówić o zbliżeniu. Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych, nie ma wrażenia, by intensywne spotkania dwójki najważniejszych unijnych przywódców zasadniczo zmieniały obraz tych relacji. – W kluczowych sprawach nie należy się raczej spodziewać decyzji w najbliższych miesiącach – mówi.
W ostatnim tygodniu doszło wręcz do kolejnego rozziewu pomiędzy Francją a Niemcami. Tym razem poszło o otwarcie rozmów akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną. Podczas gdy Berlin chciał dać zielone światło przynajmniej tej drugiej, Paryż pozostał nieugięty. Nie pomogła w nocy z czwartku na piątek narada unijnych przywódców na szczycie w Brukseli. Weto Macrona już zaczyna mieć skutki. Macedoński premier Zoran Zaew w obliczu zamknięcia się unijnych drzwi zapowiedział przyspieszone wybory, do których prawica ruszy z postulatem przywrócenia starej nazwy. Państwu, jak i całemu regionowi grozi destabilizacja.
– Wedle badań dwie trzecie Francuzów uznaje rozszerzenie UE za zbyt szybko postępujące – powody twardego stanowiska gospodarza Pałacu Elizejskiego tłumaczy dr Łukasz Jurczyszyn, ekspert ds. Francji w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych. – Także gdy Polska wchodziła do Unii, lęki budził mityczny „polski hydraulik”, który miał zabrać miejsca pracy Francuzom – przypomina i zwraca uwagę, że Albańczycy są drugim po Afgańczykach narodem, jeśli chodzi o liczbę składanych we Francji wniosków o azyl. – Macron w drugiej połowie swojej prezydencji, którą nazwał „Aktem II”, z uwagi na kryzys żółtych kamizelek, o wiele baczniej przygląda się opinii publicznej i uważa, by nie pozwolić sobie na zarozumiałość – twierdzi ekspert. Dlatego decyzje dotyczące polityki europejskiej są mocniej uzależnione od krajowej dynamiki.

Niemiecki paradoks

Na drodze do zgodnej współpracy stoją osobowości obojga przywódców oraz – co widać coraz bardziej – ich usytuowanie w systemach politycznych. – Francuski prezydent może sobie na więcej pozwolić, ma większą swobodę. A jego osobowość sprawia, że częściej podejmuje ryzyko i stawia sprawy na ostrzu noża. Rzuca 30 pomysłów i liczy na to, że wypali co szósty, a tym, że z resztą się nie uda, się nie przejmuje. Natomiast Merkel za wszelką cenę nie chce ponieść porażki. Nie wyjdzie z żadną propozycją, o której nie wie, czy skończy się sukcesem – twierdzi Piotr Buras.
Niemiecka opinia publiczna w dyskusji na temat przyszłości Unii nie stoi po stronie swojej kanclerz. Media i eksperci nad Renem wylali już całą rzekę łez nad tym, że Niemcy niedostatecznie reagują na inicjatywy Macrona. Spośród wszystkich krajów unijnych to właśnie w Niemczech francuski prezydent cieszy się największym zaufaniem. Jego działania na arenie międzynarodowej popiera 73 proc. niemieckiego społeczeństwa. – Nie trzeba lubić wszystkiego, co w związku z polityką europejską wychodzi z Paryża, ale rząd federalny nie może dalej przeczekiwać inicjatyw z Paryża z nadzieją, że utkną one w martwym punkcie – przestrzega rządzących na łamach niemieckiego dziennika „Tagesspiegel” Claire Demesmay, ekspertka Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej.

Spojrzenie na Wschód

Częste milczenie Berlina tylko zachęca Macrona do samodzielnych inicjatyw. – Francuski prezydent stawia na olbrzymią zmianę w relacjach z Rosją – analizuje dr Jurczyszyn. Relacje polityczne wyhamowały za jego poprzednika François Hollande’a w związku z agresją Rosji na Ukrainę. – Najpierw otworzył nowe kanały komunikacyjne, a ostatnia wizyta prezydenta Putina w forcie Brégançon, letniej rezydencji prezydentów Francji, to już czytelny sygnał, że politycy przechodzą z komunikacji do strategicznego dialogu – mówi ekspert PISM o próbie przyciągania Rosji przez Macrona na stronę Europy w obliczu zagrożenia jej popadnięcia w chińską strefę wpływów. – Ukraina, Iran, Libia, obecna dynamika w Syrii – Macron uważa, że bez dialogu z Rosją nie da się tych konfliktów rozwiązać. Prezydent bardzo zabiega o zwołanie szczytu formatu normandzkiego ws. Ukrainy.

Trudny duet

Angela Merkel jest politykiem ostrożnym i zachowawczym
fot. Hayoung Jeon/EPA/PAP
Chociaż skłócone, Berlin i Paryż pozostają sojusznikami. – Jest przekonanie po obu stronach, że nie ma alternatywy dla tego związku. Nie można powiedzieć, by te relacje były na niskim poziomie. Wyjątkowość relacji francusko-niemieckich polega na pielęgnowaniu rytuału, częstych spotkaniach na wyższym szczeblu. To się nie zmienia od lat – podsumowuje Piotr Buras.
Do jednego z wielu ubiegłotygodniowych spotkań Merkel i Macrona doszło w Tuluzie. Przywódcy najpierw odwiedzili fabrykę Airbusa, firmy, z której oba państwa są tak dumne. Następnie odbyły się konsultacje z udziałem członków rządów obu krajów. Wieczorem dwójka rządzących zasiadła do kolacji z przedstawicielami Europejskiego Okrągłego Stołu Przemysłowców, wpływowej grupy lobbystów, pochodzących niemal wyłącznie ze starej Europy. Tam dołączyła do nich Ursula von der Leyen. Spośród unijnych przywódców to właśnie Macron i Merkel będą mieli najłatwiejszy dostęp do ucha nowej szefowej Komisji. A to wzmacnia pozycje tych tak różnych osobowości.
Które podejście jest lepsze dla Wspólnoty? Do tej pory królował duch kompromisu i zgody, ale przez to europejska polityka była krytykowana jako ospała i mało energiczna. – Można powiedzieć, że Merkel pasuje do Unii takiej, jaka jest, bo to ona ją w ten sposób ukształtowała. Natomiast Macron chciałby tę powolność przełamać. Jego energia jest cenna. Ona czasem objawia się w bardzo negatywny sposób, co pokazała decyzja w sprawie Bałkanów, ale wiele jego inicjatyw dotyczących obszaru bezpieczeństwa i obrony czy idei suwerenności europejskiej tworzy ferment, który jest Unii potrzebny – podkreśla Piotr Buras.
Tymczasem sztaby stojące za obojgiem liderów negocjują już warunki ich spotkania z prezydentem Turcji Recepem Erdoğanem, do którego doproszono także brytyjskiego premiera Borisa Johnsona. Tak jak w marcu, gdy Macron wraz Merkel i szefem Komisji Europejskiej Jean-Claude’em Junckerem podejmował prezydenta Chin Xi Jinpinga, francuski prezydent chce pokazać, że Unia w rozmowach ze światowymi liderami mówi głosem Paryża i Berlina.