DGP jako pierwszy porozmawiał z inicjatorami akcji rozgrzewającej polityków do białości. Dla zwolenników PiS są uosobieniem zła. Dla sympatyków opozycji ‒ głosem niezadowolonego z rządów ludu.
Michał Woś, członek Rady Ministrów: ‒ To największy ściek na Twitterze. Sebastian Kaleta, wiceminister sprawiedliwości: ‒ Przemysł hejtu. Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera: ‒ Zaplanowana akcja firmowana przez posła Krzysztofa Brejzę. Oburzające.
Tak o akcji #SilniRazem i ludziach w nią zaangażowanych mówią politycy Prawa i Sprawiedliwości. Koalicja Obywatelska zaś hasło #SilniRazem wyniosła na swe auta, plakaty i profile w mediach społecznościowych.
Sęk w tym, że z tymi, którzy stoją za akcją #SilniRazem, jeszcze nikt nie rozmawiał. Kilka osób – ludzie w różnym wieku, wykonujący różne zawody, o zupełnie innej ekspresji. To, co ich łączy, to nadzieja, że uda się odsunąć PiS od władzy.

Twitterowy samouczek

#SilniRazem to akcja z Twittera. Znak # oznacza hashtag. Służy on oznaczaniu treści. Pozwala to osobom o podobnych poglądach znajdować pokrewne dusze w sieci, przez co komentarze umieszczane w internecie mogą łatwiej docierać do szerokiego grona. Dlaczego o jednym hashtagu i ludziach, którzy go wymyślili, warto pisać w ogólnopolskiej gazecie? Choćby dlatego, że hashtag #PiS na Twitterze od 16 do 20 września 2019 r. został użyty 2292 razy, a hashtag #KoalicjaObywatelska ‒ 872 razy. #SilniRazem? 13 145.
‒ Początków akcji #SilniRazem należy doszukiwać się w czerwcu tego roku, kiedy wraz z użytkowniczką BlonnDella postanowiliśmy zmobilizować elektorat opozycji do wzięcia udziału w wyborach parlamentarnych. Nasza społeczność na Twitterze była rozproszona i nie mogła przebić się ze swoim zdaniem: publikowane przez sympatyków opozycji wpisy były wyśmiewane przez zwolenników PiS, a ich autorzy atakowani ‒ mówi kfnde2. Występuje pod pseudonimem jak większość twórców inicjatywy. Woli, by nie prześwietlano jego życiorysu tylko dlatego, że ma poglądy polityczne rozbieżne z obecną władzą.
‒ Od dawna uczestniczę w ruchu #Resisters, który skupia wokół siebie zwolenników amerykańskich demokratów i osoby pozostające w opozycji do prezydenta Trumpa. To stamtąd zapożyczyłam pomysł oznaczenia pięciorga osób z Twittera i zachęcenia do używania wspólnego hashtagu ‒ mówi Tatiana Saternus, jedna z niewielu osób występujących pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. Dodaje, że nikt spośród kilku inicjatorów akcji nie przypuszczał, że po dwóch miesiącach stanie się ona hasłem KO prezentowanym na busach oraz zarzewiem politycznych sporów na najwyższym szczeblu.

Oby nie PiS

„To niedopuszczalne przejęcie obywatelskiego hasztaga przez jeden komitet wyborczy. Zawłaszcznie wspaniałej ponadpartyjnej akcji i wykorzystanie osób, które przecież nie popierają tylko KO, do generowania zasięgu jednemu tylko komitetowi (pisownia oryginalna ‒ red.)” ‒ napisała Anna-Maria Żukowska, rzeczniczka prasowa Lewicy, po ogłoszeniu, że hasło #SilniRazem pojawi się na busach KO. Politycy PiS uważają, że cała akcja od początku była inspirowana przez polityków Platformy Obywatelskiej. Pytam zatem swoich rozmówców o to, czy naprawdę mamy do czynienia z oddolną inicjatywą sympatyków KO.
‒ Ale my nie jesteśmy tylko za KO. Są wśród nas również sympatycy Lewicy, Polskiego Stronnictwa Ludowego i mniejszych opozycyjnych ugrupowań ‒ prostuje piotr_chy. Podkreśla, że to, co łączy inicjatorów akcji, to chęć pomocy opozycji wynikająca z niechęci do rządów PiS. ‒ Jesteśmy zadowoleni, że KO skorzystała z naszych pomysłów. Zachęcamy do tego również inne ugrupowania ‒ zapewnia Piotr.
Ale czy to ma jakikolwiek sens? Czy za pośrednictwem akcji na Twitterze można w ogóle wpłynąć na wynik wyborczy?
‒ To oczywiste, że tak ‒ twierdzi Tomasz Stanisławski (dane prawdziwe). I jako przykład podaje ‒ jak mówi ‒ przyklejenie „gęby” przez zwolenników PiS prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu. ‒ Po sieci krążyły setki memów wyszydzających i ośmieszających prezydenta Komorowskiego. Stworzono powszechne wrażenie, że jest ociężały umysłowo, nie potrafi zachowywać się podczas wizyt zagranicznych (kłamliwe zarzucanie mu, że skakał po krześle w japońskim parlamencie), że robi błędy ortograficzne (bul Komorowski) i wiele innych ‒ wylicza Stanisławski. I dodaje, że najlepiej o sile mediów społecznościowych w dzisiejszej polityce świadczy to, jak dużą wagę do tego przykładają Amerykanie. I że największe światowe media śledzą każdy ruch w mediach społecznościowych tuzów światowej polityki.
‒ To prawda, że aktywność w mediach społecznościowych może wpłynąć na wynik wyborczy. Obawiam się jednak, że powiązanie KO z akcją #SilniRazem, która została zaprezentowana w rządowych mediach jako ucieleśnienie hejtu, przyniesie nam więcej szkody niż pożytku ‒ mówi jeden z czołowych polityków PO.
Cały tekst dostępny na stronie