Przegrał trzy pierwsze głosowania z rzędu. Zawiesił pracę Izby Gmin. Przyjechał na spotkanie unijnych przedstawicieli do Luksemburga i uciekł z konferencji prasowej. Wygwizdany, ale dumny z siebie. Oto trzy pierwsze tygodnie brytyjskiego premiera, który mówi, że prędzej wyzionie ducha niż poprosi o kolejne odroczenie brexitu.

W mijającym tygodniu Boris Johnson spotkał się z Jean-Claude’em Junckerem, ustępującym przewodniczącym Komisji Europejskiej. Nie należało się spodziewać, że rozmowa polityków raptem odmieni losy brexitu. I tak się nie stało.

Juncker powiedział, że czeka na propozycje ze strony Londynu. Johnson z kolei, że stanowisko dotyczące backstopu pozostaje bez zmian. Po spotkaniu wygwizdany Johnson uciekł z konferencji prasowej, tłumacząc się zmianą programu wizyty.

Brytyjski premier mówi, że Londyn już wyciągnął przyjacielską rękę do unijnej dyplomacji, teraz kolej Brukseli. Unia natomiast wzrusza ramionami i prosi Johnsona, by przestał udawać, że negocjuje on umowę wyjściową. Brytyjski premier do tej pory nie przedstawił żadnych propozycji, alternatyw czy rozwiązań.

Unia traci cierpliwość

Jak w znanym powiedzeniu, nie przyszła góra do Mahometa, to Mahomet przyszedł do góry. Unia traci cierpliwość i stawia przed Johnsonem ultimatum. Do końca września Wielka Brytania musi przedstawić konkretny plan w sprawie irlandzkiego backstopu.

- Z jednej strony administracja Johnsona powiedziała, że nie będzie się przejmować sztucznymi terminami. Z drugiej zaś trwają zintensyfikowane rozmowy brytyjsko-unijne – mówi Krzysztof Winkler z Uniwersytetu Warszawskiego, Grupy Brytyjskich Studiów Społeczno-Politycznych "Britannia".

- Johnson ma nadzieję, że na szczycie Rady mógłby przyjąć nowe porozumienie o wyjściu ze zmodyfikowanym rozwiązaniem dotyczącym Irlandii Północnej. Wtedy istnieje szansa, że umowa zostanie poddana pod głosowanie. Nie wiemy oczywiście czy zostanie przegłosowana, bowiem rząd nie ma większości. Jeżeli jednak nie uda się wynegocjować porozumienia, administracja Johnsona będzie próbować znaleźć lukę prawną pozwalającą obejść tzw. ustawę Hilary'ego Benna, czyli dokument, który blokuje bezumowny brexit – tłumaczy dr Krzysztof Winkler. Dodaje również, że kwestia wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii nawet po trzech latach negocjacji pozostaje terytorium nieznanym, a więc spodziewać się możemy wszystkiego.

Wielu ekspertów uważa, że prośba Unii o podanie konkretów w wyznaczonych terminach związanych z opuszczeniem Wspólnoty, to próba nacisku na Johnsona, żeby obalić narrację premiera, która wydaje się być w tej chwili narracją fałszywą. Działanie Wspólnoty dyskredytuje Johnsona przed jego własnymi obywatelami.

Dr Paweł Kowalski z Wydziału Prawa SWPS w Warszawie uważa, że UE doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Johnson jest postawiony pod ścianą. Kluczowym momentem w tych rozgrywkach będzie szczyt Rady Europejskiej, który jest zaplanowany na 18 i 19 października.

- Pamiętajmy, że na przedłużenie wyjścia Zjednoczonego Królestwa ze Wspólnoty muszą zgodzić się wszystkie państwa. Jeżeli choć jeden kraj powie „nie”, z końcem października mamy brexit, ale nie ten, którego chce Johnson, tylko ten, który zorganizuje Wielkiej Brytanii Unia – przypomina dr Kowalski.

Jednak priorytetem dla Johnsona pozostaje rozstanie z Unią 31 października. Prawdopodobieństwo, że gotów jest doprowadzić do rozłąki bez porozumienia do tej pory istnieje. Taki scenariusz jest możliwy mimo obwiązującej ustawy Hilary'ego Benna. Jak tłumaczy dr Kowalski, na to, co Brytyjczycy uchwalają w swoim kraju, my jako Wspólnota nie mamy żadnego wpływu. Jeżeli Johnson złamie prawo, to będzie odpowiadał, ale przed sądem krajowym. Z naszego punktu widzenia, ustawa zakazująca bezumownego brexitu nie ma najmniejszego znaczenia.

Superman z kompleksem zbawiciela

Johnson uczynił Unię Europejską symbolem zła, które było, jest i będzie. Teraz zachowuje się jak superman z kompleksem zbawiciela, bowiem musi zrealizować wolę swego narodu. Jest wygwizdywany i wyśmiewany, ale jakże dumny z siebie. Być może zaskoczy kontynent i na szczycie Rady okaże się, że jest perfekcyjnym negocjatorem, a po prostu nie docenialiśmy jego umiejętności i cele strategiczne. Z pewnością wiadomo jedno, rozstać się z Unią nie żegnając i tak, aby nikt tego nie zauważył, Brytyjczykom już się nie uda.