Przeciwko niemieckiej kanclerz zbuntowała się jej własna grupa polityczna. Daje to polskiemu rządowi możliwość utrącenia kandydatury Fransa Timmermansa na szefa Komisji Europejskiej.
Rozmowy na zawieszonym wczoraj szczycie trwały prawie 20 godzin. Temat był jeden – nominacja Fransa Timmermansa na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Parły do tego Niemcy, Francja, Hiszpania i Holandia. Na „nie” – z powodu sporu o praworządność – była Polska, ale nie tylko. Przeciwko wysuwanemu przez niemiecką kanclerz Angelę Merkel kandydatowi „ostatniej szansy” zbuntowała się jej własna grupa – europejskich chadeków. Dlatego negocjacje zakończyły się wczoraj fiaskiem. Przywódcy wracają do stołu rozmów dzisiaj przed południem.
Kandydatura Timmermansa to wynik porozumienia pomiędzy niemiecką kanclerz Angelą Merkel a francuskim prezydentem Emmanuelem Macronem, którzy przez ponad miesiąc wzajemnie torpedowali swoje propozycje. Ale dla premiera Mateusza Morawieckiego i obozu PiS nominacja Holendra to wybór daleki od kompromisu. – On dzieli Europę i nie rozumie Europy Centralnej, która wydobywa się z zapaści postkomunistycznej – mówił jeszcze przed spotkaniem szef polskiego rządu.
By zablokować kandydaturę Timmermansa, polski premier optował wczoraj na szczycie za głosowaniem niejawnym. Obok nas chciały tego też Włochy. Warszawa liczyła, że w ten sposób więcej krajów członkowskich opowie się przeciwko Timmermansowi. Według źródeł w naszym rządzie mogło to być od dziewięciu do nawet 11 państw. Wśród stolic kontestujących Holendra znalazły się również te, w których rządzą chadecy. Irlandia czy Łotwa miały mieć wątpliwości, bo w ich ocenie to chadek, nie socjalista, powinien zostać szefem KE. Przeciwko są również kraje Grupy Wyszehradzkiej, Włochy, Litwa, Estonia, Chorwacja, niezdecydowana jest także Rumunia.
Jak twierdzi nasz rozmówca, negocjacje się opóźniały, bo trwało przeciąganie mniejszych krajów na stronę Timmermansa w zamian za ustępstwa w ważnych dla nich sprawach. Kraje te w założeniu Warszawy miałyby powiedzieć Timmermansowi „nie” w głosowaniu tajnym. Polski rząd uważa, że inaczej zachowałyby się jednak w procedurze jawnej, która sprowadza się do zadania pytania przez prowadzącego obrady Donalda Tuska, czy ktoś sprzeciwia się zaproponowanemu kandydatowi. Opór stawiłyby wtedy – według scenariusza PiS – tylko najbardziej zdecydowane kraje. Osoba z rządu twierdzi, że żadne koncesje nie były Polsce proponowane.
Merkel zależy na zbudowaniu wokół nazwiska Timmermansa dużej większości, dlatego rozmowy się przedłużają. By przeszła jego kandydatura, wymagana jest większość kwalifikowana – 21 krajów reprezentowanych przez 65 proc. Europejczyków. – Ważne jest dla mnie, byśmy nie skończyli z większością 65,1 proc. – podkreślała wczoraj niemiecka kanclerz. Wskazywała na kraje V4 i Włochy.
Timmermans w najważniejszym fotelu w UE to zapowiedź trudnej współpracy pomiędzy Warszawą a Brukselą. To on doprowadził do uruchomienia przeciwko Polsce procedury przewidzianej art. 7, która w skrajnym scenariuszu przewiduje nałożenie na kraj członkowski poważnych obostrzeń, z pozbawieniem prawa głosu włącznie. Wybór Timmermansa może oznaczać, że spór o praworządność stanie wysoko na agendzie, a nadzieje polskiego rządu na wycofanie przez Komisję wniosku w tej sprawie okażą się płonne.
Holenderski polityk jako pierwszy wiceprzewodniczący KE w ciągu ostatnich pięciu lat odpowiadał właśnie za praworządność, dlatego zajął się zmianami w polskim sądownictwie. Timmermansa oskarżano jednak o niekonsekwencję w podejściu do egzekwowania zasad państwa prawa. O ile polityk głośno krytykował Warszawę i Budapeszt, o tyle wzbraniał się przed komentowaniem problemów w Bukareszcie. I to w momencie, gdy rumuński rząd likwidował system do walki z korupcją zgodnie z planem Liviu Dragnei, szefa rumuńskich socjalistów, którzy należą do tego samego co Timmermans obozu politycznego w Europie. Padały pytania, czy to właśnie dlatego nad Rumunią rozciągnięto parasol ochronny.
Podobne oskarżenia mogą się pojawić w związku ze spotkaniem Timmermansa z bułgarskim premierem Bojko Borisowem, do którego doszło na marginesie szczytu w Brukseli. Kamery uchwyciły rozmowę polityków, podczas której Bułgar informuje Holendra, że jest gotowy go poprzeć w zamian za załatwienie kilku ważnych dla Bułgarii spraw, m.in. przyjęcia kraju do strefy Schengen. – Dobrze układała się nasza współpraca. Byłem otwarty i szczery z tobą – odpowiada Timmermans. – Zawsze wyrażałem podziw wobec tego, co robisz w walce z zorganizowaną przestępczością i korupcją w swoim kraju – dodał. – To podstawa, za którą cenię naszą przyjaźń. Ale nie jestem pewien, czy powinniśmy to wszystko nagrywać – komentował Holender, zwracając się do kamery.
Bułgarska prawniczka Radosveta Vassileva uważa, że Bruksela także nad Sofią umieściła parasol ochronny. Postęp reform w Bułgarii jest co roku badany przez KE w ramach Mechanizmu Współpracy i Weryfikowania działającego od czasu wstąpienia tego kraju do UE. Ekspertka podkreśla, że wyniki raportów były lukrowane, na co zwracało uwagę europejskie zrzeszenie sędziów i prokuratorów MEDEL. – Stwierdzając postęp w reformach, KE umożliwiła i zachęciła do autokratycznych praktyk w kraju. Myśląc o komentarzu Timmermansa na temat sukcesów w walce z zorganizowaną przestępczością, nie można zapominać o tym, że przecieki Wikileaks łączą Borisowa z zorganizowaną przestępczością – powiedziała Wasilewa.
Ale rozmowa z Borisowem pokazuje też, że Timmermans to polityk, który jest w stanie znaleźć wspólny język nawet ze swoimi adwersarzami. W końcu bułgarski premier – jako jeden z chadeckich przywódców – jeszcze kilka godzin przed rozmową był przeciwny jego kandydaturze. Natomiast sam Holender niedawno krytykował chadeków za problemy z praworządnością.
Kandydatura Timmermansa pojawiła się nagle. Jeszcze kilka dni temu Merkel deklarowała, że wspiera Manfreda Webera, kandydata chadeków, którzy zwyciężyli wybory i mieli pierwszeństwo przy obsadzie stanowiska KE. Na to nie zgadzał się jednak Macron, który krytykował Niemca za niskie kwalifikacje. Timmermans jako b. szef holenderskiej dyplomacji był typowany na stanowisko wysokiego przedstawiciela UE odpowiedzialnego za unijną politykę zagraniczną. Teraz mówi się o tym, że Weber może dostać stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Głosowanie w tej sprawie ma się odbyć w środę podczas pierwszego posiedzenia europarlamentu.