Populiści padli ofiarą politycznego kanibalizmu. Mainstream odzyskuje elektorat.
Półtora tygodnia po wyborach europejskich Duńczycy ponownie idą dziś do urn. Jak wskazują przedwyborcze sondaże, wybory parlamentarne w tym kraju prawdopodobnie przyniosą koniec rządów centroprawicy z silnymi wpływami prawicowych radykałów. Do zwycięstwa szykuje się socjaldemokracja wraz z całym blokiem centrolewicowym.
Skrajnie prawicowa Duńska Partia Ludowa, która cztery lata temu odniosła spektakularne zwycięstwo, tym razem poniesie najpewniej spektakularną porażkę. W poprzednich wyborach ugrupowanie otrzymało 21 proc. głosów, wspinając się na drugie miejsce. Tymczasem sondaż z poniedziałku dawał populistom niecałe 10 proc. głosów. Co jest powodem tak dużego odpływu wyborców? Bjarke Møller z duńskiego think tanku Europa uważa, że to kara za bratanie się z prorosyjskimi politykami na scenie europejskiej. – Matteo Salvini i Marine Le Pen jednoznacznie kojarzą się Duńczykom z pionkami Władimira Putina. Wejście z nimi w sojusz było zupełnie niepotrzebne, chociaż podyktowane ich silnie antymigracyjnym kursem. Duńczycy nie lubią wpływów obcych sił, a my mamy niezbite dowody na ingerencję w nasze procesy demokratyczne – mówi Bjarke Møller.
Kolejnym błędem duńskich populistów było celebrowanie brexitu. Jak mówi duński ekspert, brytyjskie referendum stało się wielką lekcją dla Duńczyków, dzięki której zaczęli dostrzegać ogromne korzyści z członkostwa w UE. – Jednym z głównych tematów w kampanii stał się klimat. Duńczycy są świadomi, że wyzwaniu, jakim jest powstrzymanie globalnego ocieplenia, nie są w stanie stawić czoła sami, lecz tylko będąc częścią Wspólnoty – podkreśla.
Lekcję populizmu w ciągu ostatnich czterech lat odrobił z kolei duński mainstream. Bjarke Møller nazywa to politycznym kanibalizmem. Jak mówi, socjaldemokraci i liberałowie po prostu skopiowali niektóre antymigracyjne postulaty radykałów, włączając je do swoich politycznych programów. W ten sposób przyciągnęli wyborców z powrotem. – Socjaldemokraci ze swoim programem ochrony duńskich pracowników po prostu odzyskują dzisiaj swój elektorat, który cztery lata temu zagłosował na skrajną prawicę – zaznaczył duński ekspert. Na ruch w iście populistycznym stylu zdecydował się też premier i lider liberalnej Venstre Lars Løkke Rasmussen, który tuż przed wyborami postanowił wzmocnić kontrole na duńskich granicach. Gest ten miał pokazać wyborcom, że rząd czuwa nad przepływem migrantów.
To właśnie Rasmussen cztery lata temu zdecydował się na współpracę z Duńską Partią Ludową, co było krokiem bez precedensu. Co prawda radykalne ugrupowanie nie weszło do rządu, ale wspierało rząd mniejszościowy w parlamencie. Dzięki temu Venstre, które w wyborach było dopiero trzecie, stało się partią rządzącą. Współpraca z populistami została przypieczętowana porozumieniem, w którym gabinet Rasmussena zobowiązał się do ograniczenia napływu migrantów i wprowadzenia bardziej restrykcyjnego prawa wobec zagranicznych obywateli.
Ale podobną umowę z populistami mają również szykujący się do zwycięstwa socjaldemokraci. Bjarke Møller uważa, że po wyborach będą mieli z tym duży dylemat. By skonstruować rząd, liderka socjaldemokratów Mette Frederiksen będzie musiała skonsolidować blok centrolewicowy, którego częścią jest również Duńska Partia Socjalliberalna, ugrupowanie Margrethe Vestager, komisarz starającej się o fotel szefa Komisji Europejskiej. Problem polega na tym, że socjalliberałowie są przeciwni radykalnym pomysłom i do pewnego stopnia akceptują migrację. Nie zgodzą się na wejście w koalicję, która będzie parła do ograniczania praw obcokrajowców. Polityka migracyjna, podobnie jak cztery lata temu, stanie się centralnym problemem w duńskiej polityce.
Po wyborach europejskich w 2014 r. „Wall Street Journal” pisał o nowym populistycznym trendzie, który opanował kraje skandynawskie. Duńska Partia Ludowa wygrała tamte wybory, po sąsiedzku rosło w siłę ugrupowanie Szwedzkich Demokratów sprzeciwiające się polityce otwartych drzwi i domagające się referendum w sprawie członkostwa w UE, a nacjonalistyczna Partia Finów zdobyła trzecie miejsce i wkrótce weszła do rządu w Helsinkach. Z kolei wybory sprzed półtora tygodnia przyniosły porażkę duńskim populistom, a fińskich zniosły z trzeciego miejsca na czwarte. Jedynie Szwedzcy Demokraci umocnili swoją pozycję, poprawiając także wynik w wyborach parlamentarnych sprzed roku. To pokazuje, że w krajach skandynawskich populiści na dobre weszli na scenę polityczną, ale ich początkowe sukcesy nie prowadzą prostą drogą do zwycięstwa.