Postawienie w Wenezueli na Nicolasa Maduro może okazać się kosztowne dla Kremla; jeśli dotychczasowy prezydent Wenezueli utrzyma władzę, to Rosji grozi strata wszystkich zainwestowanych w tym kraju środków finansowych - ocenia w piątek "Niezawisimaja Gazieta".

W tytule komentarza moskiewski dziennik wybija, iż Wenezuela "zgodzi się oddać długi Chinom, ale nie Rosji". Ekonomista Andriej Mowczan ocenił w rozmowie z "NG", że Rosja raczej straci pieniądze, które zainwestowała w Wenezueli, niezależnie od rozwoju wydarzeń politycznych.

"Ogółem Rosja nie ma tam aktywów. Mamy zobowiązania tamtej strony dotyczące dostaw ropy naftowej, za którą płaciliśmy z góry; zobowiązania zapłaty za uzbrojenie, za moce produkcyjne zakładów obronnych, które zaczęliśmy tam budować - ale nie zakończyliśmy" - wyjaśnił Mowczan. Przypuszcza on, że rosyjskie resorty spraw zagranicznych i obrony będą zabiegać o choćby częściowe odzyskanie długu.

Jednak "jeśli w Wenezueli nadal będzie trwać załamanie gospodarcze, do którego doszło za obecnych władz, to zupełnie nie ma nadziei na to, że uda się coś odzyskać" - ocenia ekonomista. Wyraża on przypuszczenie, że również ropa naftowa, za którą Rosja zapłaciła z góry, przypadnie raczej Chinom, które "zawsze mają w Wenezueli priorytet".

Mowczan, który jest ekspertem moskiewskiego think tanku Carnegie, nie wyklucza jednak, że w przypadku zwycięstwa w Wenezueli opozycji Rosja mogłaby częściowo odzyskać długi zaciągnięte przez Caracas. "Z pewnością będzie to zależało od tego, jakie relacje Rosja będzie budować z nową władzą" - zastrzegł rozmówca "NG". Ocenił przy tym, że problemem jest fakt, iż transakcje Rosji i Wenezueli mają otoczkę korupcyjną.

Rosja, jego zdaniem, nie zdecyduje się na wysłanie wojsk do Wenezueli, ponieważ "weszłaby w drogę" Chinom i USA, czego się obawia. "Próba awanturowania się, kłócenia i popierania umierającej władzy doprowadzi do tego, że będziemy niemiłymi gośćmi, a takim pieniędzy się nie oddaje" - powiedział Mowczan.

W odrębnym artykule "NG" zauważa, powołując się na źródła wojskowo-dyplomatyczne, że siły zbrojne Wenezueli "mają niemało broni rosyjskiej", a w posługiwaniu się tą bronią żołnierzom "pomagają specjaliści rosyjscy". "Moskwa świadomie zainwestowała we wzmocnienie obrony Wenezueli, dlatego że jest to jeden z najbogatszych na świecie krajów pod względem złóż zasobów energetycznych" - powiedział dziennikowi ekspert wojskowy Jurij Nietkaczew. Jego zdaniem istnieje ryzyko utraty tego sojusznika, "dlatego, że USA zamierzają odnowić kontrolę" nad Wenezuelą. "Trwa brutalna walka wojskowa i gospodarcza, a także geopolityczna. Władze Federacji Rosyjskiej muszą to uwzględniać" - ocenił Nietkaczew.

"NG" podaje, że w ciągu ostatnich 10 lat Wenezuela zakupiła rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej: Buk-M2 i Antej-2500, a także: myśliwce Su-30MK2, śmigłowce Mi-35M, czołgi T-72, wozy bojowe BMP-3 pojazdy opancerzone BTR-80. Suma kontraktów szacowana jest na 11 mld USD.

Media w Moskwie podawały wcześniej, że w ostatnich latach Rosja pożyczyła Wenezueli ponad 10 mld USD; połowę z tej sumy Caracas otrzymało od koncernu Rosnieft, a pozostałą kwotę stanowił kredyt na zakup rosyjskiego uzbrojenia. Natomiast według ocen agencji Reutera od 2006 roku rząd Rosji i Rosnieft udzieliły Wenezueli kredytów w wysokości co najmniej 17 mld USD. Państwowy wenezuelski koncern naftowy PDVSA spłacał je stopniowo w formie dostaw ropy naftowej.