W kwietniu Izraelczycy wybiorą nowy Kneset. Premier, na którym ciążą poważne oskarżenia korupcyjne, zaostrzył kurs wobec Iranu
Sondaże (liczba mandatów) / DGP
Sytuacji w Syrii poświęcone zostanie dzisiejsze spotkanie gabinetu bezpieczeństwa, czyli wybranych przedstawicieli rządu i dowódców rodzajów sił zbrojnych. Jerozolima z rosnącym zaniepokojeniem obserwuje sytuację w sąsiednim kraju. Od początku trwającej od ośmiu lat wojny domowej rosną tam wpływy Iranu, głównego adwersarza Izraela na Bliskim Wschodzie. Izraelscy politycy obawiają się, że Teheran zechce wykorzystać tę bliskość do wzmożenia działań przeciw państwu żydowskiemu.
I faktycznie, tak właśnie się stało w weekend, kiedy z syryjskiego terytorium w kierunku Izraela odpalono rakietę wyposażoną w półtonowy ładunek wybuchowy. Pocisk został przechwycony przez Żelazną Kutynę – izraelski system obrony przeciwrakietowej. W odpowiedzi Jerozolima przeprowadziła w nocy z niedzieli na poniedziałek naloty na kilkanaście celów na terenie Syrii, w tym skład amunicji, lotnisko w Damaszku, obóz szkoleniowy oraz obiekt wykorzystywany przez irański wywiad. Jak podało wczoraj Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka, w wyniku nalotów zginęło 21 osób, w tym 12 Irańczyków.
Normalnie armia nie chwali się swoimi operacjami. Były już dowódca izraelskich sił zbrojnych gen. Gadi Eizenkot stwierdził niedawno, że na przestrzeni ostatnich kilku lat Jerozolima przeprowadziła ich „tysiące”. Tym razem jednak było inaczej. Izrael nie tylko przyznał się do przeprowadzonego ataku, ale też postanowił ponaprzykrzać się Irańczykom na mediach społecznościowych. Izraelskie wojsko zamieściło na Twitterze mapę Bliskiego Wschodu ze strzałkami wskazującymi Syrię i Iran podpisanymi kolejno „gdzie Iran jest” oraz „gdzie Iran powinien być”. Krótki komentarz towarzyszący grafice brzmiał: „Iranie, chyba się zgubiłeś. Pomożemy”.
Z kolei premier Netanjahu napisał na Facebooku: „Niezły wynik. W 24 godziny udało mi się wystartować z jednego lotniska (w Czadzie), wylądować na innym (imienia Ben Guriona), otworzyć trzecie (w Ramon) i dokonać renowacji czwartego (w Da maszku)”.
Wojsko oczywiście dostosowuje swoje działania na bieżąco w stosunku do stopnia zagrożenia, nie sposób jednak podjętych operacji odwetowych postrzegać w oderwaniu od sytuacji politycznej. 4 kwietnia odbędą się bowiem przyspieszone wybory do Knesetu, na których wyniku może zaciążyć skandal korupcyjny ciągnący się za premierem. I chociaż jego Likud prowadzi w sondażach, to nie wszystkie badania są dla Netanjahu łaskawe.
Według opublikowanego wczoraj i wykonanego na zlecenie wojskowej stacji radiowej Galac badania, partia szefa rządu może stracić kilka mandatów, jeśli prokurator generalny zdecyduje się postawić premierowi zarzuty. W lokalnych mediach skandal jest znany pod nazwą „sprawa 4000”, od kryptonimu nadanego jej przez śledczych. Chodzi o bliskie kontakty, jakie Netanjahu – nadzorujący osobiście do listopada 2017 r. kwestie związane z telekomunikacją – nawiązał z jednym z izraelskich operatorów, firmą Bezek, i jej właścicielem Szaulem Elowiczem (urodzonym zresztą w Polsce). Netanjahu miał otrzymywać od biznesmena nie tylko łapówki w zamian za korzystne rozstrzygnięcia telekomunikacyjne, ale również wpływać na sposób opisywania swoich rządów w serwisach internetowych należących do firmy.
Skandal wybuchł na dobre pod koniec 2018 r., kiedy odchodzący szef policji publicznie potwierdził, że zebrany materiał dowodowy jest wystarczająco silny, by policja rekomendowała postawienie zarzutów. Od tej pory izraelskie media żyją sprawą. W poniedziałek wieczorem jedna ze stacji telewizyjnych doniosła, że Netanjahu wykorzystał konszachty z Elowiczem do publikacji materiałów oczerniających politycznego sojusznika Naftalego Bennetta, w latach 2013–2018 lidera partii Żydowski Dom wchodzącej w skład centroprawicowej koalicji.
Ludzie z otoczenia premiera inspirowali w mediach koncernu publikację nieprzychylnych materiałów, np. o tym, że żona polityka jest kucharką w niekoszernej restauracji. Kilka mandatów może nie wydawać się dużą stratą, ale w warunkach rozdrobnionego Knesetu może oznaczać różnicę między niewielką większością a rządem mniejszościowym. Kiedy Netanjahu zasiadał do montowania koalicji w 2015 r., kilka partii, które ostatecznie weszły w skład rządu, cieszyło się zaledwie jednomandatową większością w 120-osobowym Knesecie.