Zaniedbania ze strony władz USA czy gigantów technologicznych z Doliny Krzemowej ułatwiają Rosji prowadzenie wojny informacyjnej przeciwko Zachodowi, ale istotną część winy ponoszą też poszukujący sensacji konsumenci informacji - uważa "Financial Times".

"Trudno zaprzeczać, że Kreml prowadzi wielostopniową wojnę informacyjną przeciw zachodnim demokracjom. Problem nie jest w żaden sposób ograniczony do USA. Inne demokracje, w tym Wielka Brytania, Holandia i Włochy, także są na celowniku (prezydenta) Władimira Putina. Ale amerykański elektorat wciąż pozostaje najbardziej podatnym celem rosyjskiej propagandy" - pisze w komentarzu redakcyjnym "FT".

Jak podkreśla gazeta, zagrożenie rośnie, a dwa opublikowane w tym tygodniu, zlecone przez senacką komisję ds. wywiadu raporty, zwracają uwagę, że ani prezydent Donald Trump, ani technologiczni giganci z Doliny Krzemowej nie podejmują wystarczających kroków zapobiegawczych. Jako przykład zaniedbać Trumpa dziennik podaje utrącenie przez Biały Dom w tym roku projektu ustawy o zwiększeniu bezpieczeństwa procesu głosowania w USA.

"Trump nie jest w żaden sposób jedynym (odpowiedzialnym)" - pisze "FT", zwracając uwagę, że oba raporty wskazują na niechęć firm takich jak Facebook, Google czy Twitter do współpracy ze śledczymi, na przekazywanie przez nie niekompletnych danych i powolne wcielanie w życie zaleceń. "Dopóki Dolina Krzemowa nie zdecyduje się być częścią rozwiązania problemu, będzie odgrywała rolę żywiciela problemu. Jeśli tego nie zrobi, Kongres może być zmuszony do przyjęcia ustawy, która uczyni te platformy odpowiedzialnymi za treści, które dostarczają" - przekonuje "FT".

Dziennik przypuszcza jednak, że działania polityków i gigantów technologicznych też nie wystarczą, jeśli nie zmieni się podejście odbiorcy do informacji. "Ale najtrudniejszym do wyleczenia winnym jest konsument newsów. Wojna informacyjna, niezależnie gdzie ma swoje źródło, podąża za maksymą celowana w największą siłę i w największą słabość wroga. W tym wypadku jest to otwartość Zachodu. Algorytmy Facebooka czy Google'a grają na podążaniu przez odbiorcę za sensacjami. Najbardziej skuteczne kremlowskie kampanie fake newsów, w tym te mające na celu osłabić frekwencję wśród Afroamerykanów, oparte były na gniewie. Platformy mediów społecznościowych multiplikowały ten gniew, dostarczając odbiorcom podobne linki" - pisze "FT".

"W tym tygodniu Trump powiedział, że algorytmy technologicznych gigantów dyskryminują konserwatywny punkt widzenia. Nie ma na to zbyt wielu dowodów. Podobnie jak nie ma żadnej antyliberalnej dyskryminacji. Niezależnie od przekonań wyborcy jednak wykazują zbyt ludzką chęć do przeżycia szoku. Największy problem nie jest w naszych gwiazdach, ani nawet nie w Białym Domu, lecz w nas samych" - konkluduje "Financial Times".