Wyniki plebiscytów, organizowanych przy okazji wyborów do Kongresu, to najlepsze świadectwo amerykańskiego zróżnicowania politycznego.
W Kalifornii znaczną większością głosów przeszła propozycja nr 12 dotycząca praw zwierząt hodowlanych, przede wszystkim kur niosek. Od 2022 r. w tym stanie zakazana będzie sprzedaż jajek pochodzących od ptaków trzymanych w klatkach. Dopuszczone będą wyłącznie te z wolnego wybiegu. Przepis wejdzie w życie równo 10 lat po tym, jak po potężnej medialnej kampanii organizacji ekologicznych Kalifornijczycy postanowili w referendum zabronić hodowania kur w boksach uniemożliwiających ptakom ruch. Propozycja nr 12 ogranicza też dostęp do rynku przetworom z wieprzowiny i cielęciny, jeśli zwierzęta były trzymane w warunkach ograniczających ich dobrostan.
Według szefa Humane Society Josha Balka, który od lat walczy o zmianę przepisów, Kalifornia będzie ogólnoświatowym pionierem w ekologicznej hodowli drobiu. Jego zdaniem ludzie dostaną na stoły zdrowsze i smaczniejsze jajka, a małe rodzinne farmy zyskają uprzywilejowanie w rywalizacji z gigantycznymi konglomeratami.
Wcześniej udało mu się zdobyć prawie 500 tys. podpisów pod apelem o organizację referendum w tej sprawie. I zbudować znakomicie naoliwioną machinę, złożoną z lobbystów, przedstawicieli branży drobiarskiej, organizacji pozarządowych i naukowców, która przetarła szlaki do przegłosowania propozycji. Jeszcze przed głosowaniem do respektowania zmiany przepisów zobowiązali się najwięksi nabywcy jaj, w tym McDonald’s, Kraft i Walmart. Balk, zachęcony zwycięstwem, planuje ofensywę w innych stanach.
Warunki produkcji rolnej w USA są znacznie bardziej liberalne niż w UE, stąd tyle kontrowersji przy negocjowaniu wolnohandlowego traktatu TTIP za Baracka Obamy (projekt upadł za Donalda Trumpa). Amerykańscy producenci mogą np. wymyć i odkazić kurczaki w chlorze, czego Bruksela surowo zakazuje. Dlatego nowe kalifornijskie prawo nie jest z naszego punktu widzenia wyjątkowe.
Missouri i Utah przegłosowały legalizację marihuany na potrzeby medyczne (jako 31. i 32. stan), a Michigan odtąd zezwalać będzie na używanie przetworów z konopi w celach rekreacyjnych (jako 10. stan w Unii). Utah jest w większości zamieszkane przez członków Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, czyli mormonów. Ta wspólnota religijna surowo zakazuje spożywania jakichkolwiek używek, dlatego dalej zakazane będzie domowe uprawianie marihuany i obrót nasionami. W Missouri przed wpisaniem pytania o legalizację na kartę do głosowania osiągnięto w negocjacjach wartościowy kompromis. Wszystkie podatki pochodzące ze sprzedaży produktów pochodzących z konopi pójdą na opiekę zdrowotną amerykańskich weteranów.
– Liberalne stany Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża już jakiś czas temu skończyły z prohibicją. Decyzja Michigan oznacza, że duch zmiany jest w całej Ameryce. Skoro starsi, konserwatywni wyborcy są za, to znaczy, że władze federalne będą musiały zareagować i zmienić przepisy na poziomie całego kraju – powiedziała po ogłoszeniu wyników głosowania Maria McFarland Sánchez-Moreno, szefowa organizacji Drug Policy Alliance.
Amerykański problem z narkotykami sprowadza się głównie do kwestii penalizacji i podwójnych standardów. Ludzie odsiadujący wyroki za posiadanie substancji psychoaktywnych na własny użytek stanowią przeważającą większość osadzonych. Jednocześnie USA grzęzną w epidemii uzależnienia od opioidów. – Afroamerykanin, jak chce się naćpać, to idzie do dilera, a potem do więzienia. Biały natomiast idzie do lekarza po receptę, a potem do apteki – mówi profesor socjologii.
Kolorado, Michigan i Utah zdecydowały w referendach, że o granicach jednomandatowych okręgów wyborczych do Izby Reprezentantów decydować będą nie upartyjnione legislatywy stanowe, tylko niezależne komisje ekspertów. Chodzi o walkę z jednym z najdotkliwszych wypaczeń amerykańskiej demokracji, czyli gerrymanderingiem. Proceder znany jest niemal od początku istnienia republiki i polega na takim wytyczaniu granic okręgów, by zminimalizować szanse opozycji na zwycięstwo. Debata na temat ukrócenia tej praktyki toczy się 200 lat. I jeszcze nikt z nią ostatecznie nie wygrał. Winni są i Republikanie, i Demokraci, chociaż ci pierwsi, ze względu na to, że rządzili w ciągu ostatniej dekady w znacznie większej liczbie stanów, mają ostatnio więcej „sukcesów” w uprawianiu gerrymanderingu.
Tymczasem Sąd Najwyższy nakazał niedawno całkowite przerysowanie mapy JOW w Pensylwanii, żeby pomóc dyskryminowanym tam Demokratom, oraz w Marylandzie, żeby z kolei ułatwić życie będącym w mniejszości Republikanom. Obywatele Kolorado, Michigan i Utah byli przed głosowaniem zalewani spotami, w jakich przeciwko gerrymanderingowi wypowiadali się celebryci jak Jennifer Lawrence i Arnold Schwarzenegger, który był też kiedyś republikańskim gubernatorem Kalifornii. Mieszkańcy wspomnianych stanów raz na zawsze odebrali politykom prawo do wyznaczania korzystnych dla siebie okręgów.
Wyborcy Alabamy i Wirginii Zachodniej, regionów bardzo konserwatywnych, opowiedzieli się tymczasem za całkowitą delegalizacją aborcji. W pierwszym stanie przeszła inicjatywa referendalna biorąca płód pod opiekę konstytucji i nazywająca go „obywatelem na etapie prenatalnym”. W drugim uznano, że w konstytucji nie ma przepisu, który pozwalałby na przerywanie ciąży, a tym bardziej na publiczne finansowanie zabiegu. Wyniki obydwu plebiscytów można odczytać jako presję ruchów pro-life na wszystkie trzy elementy władzy federalnej, czyli prezydenta, Kongres i Sąd Najwyższy, by zakazały aborcji na terenie całych USA.
Procedura ta jest legalna od 1973 r., od wyroku SN w sprawie Roe przeciwko Wade. Od tamtego czasu nie raz podejmowano próbę zmiany status quo, ale kolejne werdykty dziewięciorga sędziów je podtrzymywały. Teraz prolifersi liczą na nowego członka SN Bretta Kavanaugha, który może być kluczowym głosem, by anulować wyrok sprzed 45 lat.
W przedwyborczych wydaniach DGP pisaliśmy o nadchodzących referendach w Arkansas i Missouri, dotyczących ustawowego podniesienia płacy minimalnej, oraz na Florydzie, gdzie mieszkańcy mieli zdecydować o przywróceniu czynnych praw wyborczych 1,5 mln ludzi skazanych wcześniej prawomocnym wyrokiem. Obie inicjatywy przeszły. W Arkansas odtąd nie będzie można płacić pracownikowi mniej niż 11 dol. za godzinę, a w Missouri 12. Sprawa płacy minimalnej była jednym z głównych tematów debaty w ramach prawyborów w Partii Demokratycznej w 2016 r. Hillary Clinton pod presją rywala Berniego Sandersa wpisała do swojego programu próg 15 dol. na poziomie całego kraju.
Paradoksalnie Demokraci przegrali wybory prezydenckie, a w 2018, 2016, 2014 i 2010 r. ich kandydaci przepadli w wyborach do Senatu w Arkansas i Missouri, a mimo to demokratyczna agenda w sprawach ekonomicznych ma się lepiej niż kiedykolwiek. Z kolei na Florydzie dopuszczenie do udziału w wyborach byłych skazańców może wstrząsnąć systemem politycznym. Mowa głównie o Afroamerykanach, którzy są w 90 proc. elektoratem lewicy.
Kolejne referenda dużo mówią o tym, jak bardzo podzielona jest współczesna Ameryka. Prawie trzy czwarte głosujących w Alabamie opowiedziało się za postawieniem w budynku stanowego Sądu Najwyższego kamiennych tablic z Dekalogiem, na wzór tych mojżeszowych. I za ich konstytucyjną ochroną. Kalifornia postanowiła przywrócić przepisy dotyczące czynszu kontrolowanego, czyli limitów wysokości komornego w budownictwie komunalnym. W republikańskim Idaho 60 proc. osób poparło rozszerzenie stanowego programu ubezpieczeń medycznych Medicaid, utworzonego jeszcze przez Lyndona Johnsona w ramach opieki nad tymi, którzy ukończyli 65 lat.
Ta decyzja jest znamienna. To gest poparcia dla wielkiej reformy systemu ochrony zdrowia Obamacare przez mieszkańców stanu w większości darzących byłego prezydenta niechęcią. Podobnie postąpili mieszkańcy konserwatywnej Nebraski. 70 proc. głosujących w Massachusetts chce konstytucyjnego zakazu dyskryminacji osób transpłciowych. Oregon nie zgodził się za to na ściślejszą współpracę władz stanowych z federalnymi w walce z imigracją. To policzek wymierzony Trumpowi i jego metodom rozprawiania się z nielegalnymi przybyszami. Ten stan Zachodniego Wybrzeża odrzucił też zakaz finansowania aborcji z publicznych pieniędzy.
Decyzja Michigan oznacza, że duch zmiany jest w całej Ameryce