PiS z poparciem suwerena chce wyrugować zasiedziałe elity. Stąd pakiet gwałtownych reform ustrojowych. Kto może zatrzymać dobrą zmianę? Tylko jej własna elita.
W samym środku lata opinię publiczną zelektryzował gorący news. Klub PiS w drugiej połowie czerwca złożył w Sejmie projekt nowelizacji kodeksu wyborczego. Według prognoz Biura Analiz Senatu proponowana przez rządzących ordynacja do Parlamentu Europejskiego znacząco utrudniłaby zdobycie mandatów kandydatom spoza dwóch dużych partii politycznych. Dotychczasowy 5-procentowy próg wyborczy miałby teraz być trzykrotnie wyższy. Eksperci alarmowali, że taka wolta naruszyłaby zasadę proporcjonalności uznawaną przez Unię Europejską. Pomysł PiS spotkał się też z krytyką mniejszości parlamentarnej – przedstawicieli PSL, Kukiz’15 i Prawicy RP (wspieranych dodatkowo przez bytującą poza politycznym mainstreamem Partię Razem) – która zaapelowała do prezydenta RP Andrzeja Dudy o zawetowanie projektu. Do jej głosu przyłączył się Klub Jagielloński – uznawany na prawicy za eksperckie podglebie obozu dobrej zmiany.
„Pan prezydent jako adresat naszego apelu jest osobą, która szczególnie powinna to zrozumieć, bo ani Zjednoczona Prawica nie zwyciężyłaby w 2015 roku, gdyby nie mniejsze ugrupowania, ani pan prezydent Andrzej Duda nie wygrałby wyborów prezydenckich, gdyby nie poparcie wyborców mniejszych ugrupowań” – powiedział serwisowi wPolityce.pl Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego.
Za słowami poszły czyny. Już pięć dni po tym, jak projekt zmiany ordynacji trafił do Sejmu, Klub Jagielloński wystosował petycję do lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego oraz ministrów Jarosława Gowina i Zbigniewa Ziobry, aby wycofali się z tego pomysłu. Jego członkowie przygotowali własną krytyczną ekspertyzę na ten temat, przyszli debatować o projekcie na posiedzenie komisji sejmowej oraz zebrali 5 tys. podpisów pod protestem przeciw majstrowaniu przy ordynacji. 13 sierpnia doszło do spotkania prezydenta Dudy z przedstawicielami klubu oraz niezadowolonych partii, a trzy dni później prezydent – jeszcze wcześniej wyrażający swoje wątpliwości w wywiadzie udzielonym „DGP” – zawetował nowelizację ustawy.
– Petycją w sprawie eurowyborów pokazaliśmy, że jest sens oporu: spokojnego, merytorycznego – tłumaczy Piotr Trudnowski, członek zarządu Klubu Jagiellońskiego i redaktor naczelny portalu klubjagiellonski.pl. – I że może on doprowadzić do jakiegoś rezultatu. Gdyby krytyka ordynacji sprowadzała się do haseł: „PiS chce domknąć system” albo „Adrian, musisz!”, byłoby dużo trudniej. A tak zebraliśmy podpisy i wzięliśmy udział w komisji parlamentarnej, przekonując posłów, że to, co przepychają, jest bublem prawnym. Bo jak polityk wie, że robi źle, to nie będzie później takich decyzji bronił.

Ulubieńcy Jadwigi Staniszkis

Trzy lata temu, w atmosferze ostrych sporów o Trybunał Konstytucyjny (TK), a ostatnio Sąd Najwyższy (SN), Prawo i Sprawiedliwość zabrało się za przemeblowanie porządku prawnego i społecznego. Wielu ludzi nie nadąża za zmianami forsowanymi przez ekipę rządzącą, która nie chce debatować o detalach, tylko woli wszystko hurtem przegłosować. Toteż do miana egzegety politycznych decyzji obozu Zjednoczonej Prawicy urósł Klub Jagielloński. Krążą opinie, że stowarzyszenie zasila intelektualną energią rządzący obóz i jest jednym z architektów jego programu wyborczego.
Członkowie klubu nie przeceniają jego roli. – Jadwiga Staniszkis przez lata mówiła, że PiS powinien więcej słuchać młodych ludzi z Klubu Jagiellońskiego, Instytutu Sobieskiego czy Fundacji Republikańskiej; i wszyscy w to uwierzyli – śmieje się Trudnowski. – A my po prostu robimy swoje. Najpierw powstała Akademia Nowoczesnego Patriotyzmu, następnie portal publicystyczny, później otworzyliśmy siedzibę w Warszawie, a po roku PiS wygrał wybory. Obecność w stolicy dużo zmieniła. Od tej pory media dostrzegły nasze istnienie i zaczęły zapraszać do ogólnopolskich programów.
Przeszło ćwierć wieku minęło, zanim Klub Jagielloński zaczął być słyszalny w głównym nurcie debaty publicznej. Na początku skala jego oddziaływania miała akademicki zasięg. Ale członków tej wspólnoty zwabiła wielka polityka. W dobie przemian okrągłostołowych spory o kształt polskiej państwowości toczyły się nie tylko w parlamentarnych kuluarach, ale też na uczelnianych konwentyklach. I tak grupa studentów i młodych pracowników Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie zainicjowała cykl debat, podczas których rozprawiano o wyższości jednej myśli politycznej nad drugą. Wśród prelegentów byli m.in. premier Tadeusz Mazowiecki, prof. Zbigniew Brzeziński, ks. Józef Tischner czy przywódca francuskiej republiki François Mitterrand.
– W klubie kształciliśmy się i uzupełniliśmy wiedzę o to, czego brakowało nam na uniwersytecie – wspomina Arkady Rzegocki, wieloletni prezes Klubu Jagiellońskiego, dziś Ambasador RP w Londynie. – Lata 90. to wysyp ważnych książek. Czytaliśmy Tocque ville’a, Burke’a czy Oakeshotta, a później spotykaliśmy się z ekspertem i dyskutowaliśmy. Spotkania miały charakter seminariów. A dobór tematów uzależniony był od składu zebranych. Jeśli przeważali prawnicy, dyskutowaliśmy o kwestiach legislacyjnych. Kiedy w klubie urzędowało więcej literatów, odwiedzali nas Czesław Miłosz, Adam Zagajewski czy Julia Hartwig.
Rzegocki wspomina swoją polemikę z prof. Andrzejem Nowakiem na temat stawiania znaku równości między polskością a wolnością. Zapamiętał też burzliwą debatę pod hasłem „Czy warto być Polakiem?” z udziałem Bronisława Łagowskiego i Tomasza Merty. Od początku klub dryfował w stronę myśli konserwatywnej – najpierw anglosaskiej, a później polskiej. Studenci byli zorientowani prozachodnio i opowiadali się za przystąpieniem Polski do NATO oraz Unii Europejskiej, ale na określonych zasadach – z poszanowaniem roli narodowego dziedzictwa oraz bez wyprzedawania własnej tożsamości. Ideowym testamentem dla środowiska związanego z UJ była książka Jana Pawła II „Pamięć i tożsamość”. Rzegocki uważa, że to właśnie śmierć papieża pociągnęła za sobą ideową zmianę, dając przewagę konserwatywnemu myśleniu nad lewicowo-liberalnym. Nazywa to „ociepleniem klimatu”. I właśnie w tym klimacie obóz zjednoczonej prawicy dojrzał do rządzenia, a Klub Jagielloński – do suflowania recept na nową Polskę w formie analiz i ekspertyz.

Słoikowa społeczność

Refleksja intelektualna, samorozwój, troska o państwo, praca zespołowa i przyciąganie młodych ludzi – takie założenia legły u podstaw klubu na przełomie lat 80. i 90. Głównym atutem, i zarazem przekleństwem, tego środowiska jest właśnie młodość. Dlaczego przekleństwem? Bo od początku było wiadomo, że organizacja o charakterze koła naukowo-dyskusyjnego złożona ze studentów i absolwentów uczelni nieprędko (jeśli kiedykolwiek) stanie się zwartą formacją. Po skończeniu nauki przychodził kres kawiarnianego filozofowania i wielu klubowiczów deliberujących o ideach pro publico bono, wchodziło na rynek pracy, gdzie to pieniądz określał świadomość. Dziś to wygląda zupełnie inaczej. Klub się zinstytucjonalizował. I uwolnił od jednoznacznie krakowskich skojarzeń.
– Jesteśmy środowiskiem w wieku postabsolwenckim – mówi Trudnowski. – Dominująca grupa to ludzie w wieku 25-35 lat. Wyróżniamy się na tle dużych organizacji pozarządowych tym, że tworzymy słoikową społeczność. Nie jesteśmy z Krakowa, tylko z całej Polski. Pewnie dlatego rozumiemy problemy ludzi spoza wielkich miast. I wiemy, że nie sposób rozpatrywać rzeczywistości dwubiegunowo: Polska liberalna – Polska solidarna. Albo Polska krakowska – Polska warszawska. Kiedy mówimy o deglomeracji i potrzebie lokalizowania instytucji poza granicami metropolii, jesteśmy w tym apelu wiarygodni.
Rzeczywiście moi rozmówcy z warszawskiej siedziby klubu pochodzą z różnych stron Polski. Trudnowski jest z Grudziądza. Karolina Olejak, zajmująca się w klubie projektami związanymi z wykorzystaniem nowych technologii w edukacji, przyjechała do stolicy z Ostrołęki. Paweł Musiałek, dyrektor zarządzający Centrum Analiz przy KJ, urodził się w krakowskiej Nowej Hucie. Dlatego – jak sami podkreślają – nazywanie ich elitą jest semantycznym nadużyciem. – W klubie działa wiele osób, które nie wywodzą się z elit, bo nie miały rodziców na eksponowanych stanowiskach. I ci ludzie nie są roszczeniowi, nie uważają, że cokolwiek im się należy, tylko chcą działać i ciężko pracują na swój sukces. A poczucie wyższości i domaganie się uznania zasług na podstawie dobrego urodzenia jest dziś elementem sporu politycznego. Dystrybucja społecznego szacunku to kość niezgody między PiS a PO. My jako klub dystansujemy się od takiego sposobu myślenia – przekonuje Musiałek.
A mimo to o klubie mówi się jako o rezerwuarze prawicowych elit. Bo niby skąd PiS miałby je czerpać? Nawał Misiewiczów w spółkach Skarbu Państwa nie wystawia polskiej prawicy wysokich referencji. Partia Jarosława Kaczyńskiego skupia w swoich szeregach wiernych wykonawców politycznej woli niekwestionowanego lidera, ale ma krótką ławkę ludzi o wysokim kapitale symbolicznym.
– Problem PiS i w ogóle całej prawicy polega na brakach kadrowych – diagnozuje Musiałek. – Po 1989 roku Zachód postawił na elitę lewicowo-liberalną i jej przyznawał stypendia. Elity intelektualne mają dziś dużo bardziej poglądy liberalne niż konserwatywne, w związku z czym PO łatwiej niż PiS znaleźć ideowych sojuszników w gronie neutralnych ekspertów. A nie da się rządzić tylko aparatem partyjnym. PiS postawiło na osoby lojalne, bo ludzie z dorobkiem – jak Zdzisław Krasnodębski czy Ryszard Legutko – stanowią mniejszość. Budowa elit szeroko popierających partię to długi okres. Nie jesteśmy elitą PiS, która będzie bronić partii na każdym kroku. My jesteśmy elitą od podpowiadania.

Polityki nie można nauczyć się z książek

Mózgiem klubu jest Centrum Analiz. To forum 55 ekspertów, którzy w ramach think tanku pracują nad nowym programem dla Polski, obejmującym zagadnienia z zakresu m.in. gospodarki, edukacji, energetyki, finansów publicznych czy ochrony zdrowia. Eksperci monitorują poczynania rządzących i odnoszą się do inicjatyw ustawodawczych za pośrednictwem raportów. Zmiany wprowadzane przez PiS w systemie sądownictwa doczekały się repliki ze strony dr. Jacka Sokołowskiego, który w 50-stronicowym raporcie „Rewolucja i równowaga. Założenia kompleksowej reformy wymiaru sprawiedliwości” detalicznie przedstawia i argumentuje propozycje klubu dotyczące sądów.
Taki ośrodek wymiany myśli to wzorzec przeszczepiony z postępowego Zachodu, ale też efekt świadomości, że samo dyskutowanie o polityce nie poprawi jej jakości. – Edmund Burke, którego dzieła czytaliśmy, uważał, że polityki nie można nauczyć się z książek. Dlatego chcieliśmy stworzyć think tank. Dużo wyjeżdżałem za granicę i obserwowałem, jak działają takie organizacje np. w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. W Polsce to była nowość, bo po 1989 roku nasz kraj był pustynią, jeśli chodzi o obecność instytucji państwowych czy organizacji pozarządowych – wspomina Rzegocki.
Centrum Analiz to niejedyny projekt realizowany przez Klub Jagielloński. Równie ważna jest Akademia Nowoczesnego Patriotyzmu aktywna w 160 szkołach średnich z 16 województw, która oferuje praktyczne lekcje z wiedzy o społeczeństwie i szkoli przyszłych społeczników. Przykłady? Młodzież z Sosnowca wyegzekwowała od władz lokalnych doświetlenie miasta, a licealiści z Sandomierza zaangażowali się w walkę z grafficiarzami. Klub wspiera też patriotyzm konsumencki i namawia do korzystania z aplikacji mobilnej Pola, która po przeskanowaniu kodu kreskowego na sklepowych towarach, wyświetla informację na temat producenta i udziału polskiego kapitału w jego przedsiębiorstwie.
Politycy podłapują te inicjatywy. Polą skanował prezydent Duda, używał jej też premier Mateusz Morawiecki. W exposé szefa rządu pojawiły się też trzy postulaty, o które od dłuższego czasu zabiegał klub. – Pierwszy to obietnica rządu, że ograniczy ilość stanowionego prawa. Drugi zakłada powstanie Centrum Analiz Strategicznych. A trzeci dotyczy walki ze smogiem, bo nie chcemy odstępować tematu ekologii lewicy – zastrzega Trudnowski. Mówi też, że dostrzega istotną różnicę między gabinetem Beaty Szydło a Mateusza Morawieckiego. Różnicę narracyjną. Poprzedni rząd cechował eurosceptycyzm. Ten stawia na eurorealizm.

Czas na awangardowy konserwatyzm

Zastanawia mnie, na ile Klub Jagielloński mocno utożsamia się z PiS. Jaki jest stopień pokrewieństwa między partią rządzącą a stowarzyszeniem? Czy pod każdą ustawą obozu zjednoczonej prawicy członkowie klubu są w stanie się podpisać? Pod którą nie i dlaczego?
Odpytuję klubowiczów z tematów, które budzą społeczne kontrowersje, a są przez PiS faworyzowane. Co z kompromisem aborcyjnym? Utrzymać czy zaostrzyć? W tej kwestii klub nie zajmuje jednoznacznego stanowiska, ale – jak przekonują mnie moi rozmówcy – gdyby policzyć głosy wszystkich członków, to pewnie większość opowiedziałaby się za zakazem przerywania ciąży z powodu nieuleczalnych wad genetycznych zagrażających życiu płodu. Bo nie ma co ukrywać, w klubie dominuje „awangardowy konserwatyzm”, którego ważnym elementem jest katolicka nauka społeczna. Zatem kompromis można by ruszyć, ale nie dziś, nie w atmosferze wojny polsko-polskiej, bo emocjonalna dyskusja jeszcze bardziej pogłębi społeczne podziały i podsyci niechęć do Kościoła.
A co z gimnazjami? Wygaszać czy zostawić? Słyszę, że skoro zostały wygaszone, to nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem, tylko doprowadzić do tego, aby nowy system edukacji znowu nie był systemem przejściowym. – Problemem polskich szkół jest kadencyjność rządów. Nie mamy szansy sprawdzić sensowności reform, ponieważ za chwilę zostaną zastąpione innymi. Panuje chaos organizacyjny. Dlatego postulowaliśmy utworzenie pozakadencyjnej Komisji Edukacji Narodowej do monitorowania wprowadzanych reform – mówi Karolina Olejak, członkini klubu zajmująca się edukacją.
Kolejny gorący temat to uchodźcy. Przyjmować? Ilu? Na jakich zasadach? Moi rozmówcy pozytywnie wypowiadają się o tworzeniu korytarzy humanitarnych i programie Caritasu „Rodzina rodzinie”. Są głosy, że lepiej sprowadzać Ukraińców, Wietnamczyków i Filipińczyków niż obywateli z Bliskiego Wschodu. A jeśli uchodźcy z krajów arabskich chcą u nas mieszkać, niech zdadzą podstawowy egzamin ze znajomości języka polskiego, aby potrafili się zasymilować; i niech automatycznie będą transferowani do przedsiębiorstw poszukujących rąk do pracy. Jeśli zarobią tu i wydadzą tu, zyska na tym polska gospodarka.
I na koniec sądy. Czy działania PiS w tej materii nie niepokoją członków klubu? – Do tej pory sędziowie byli totalnie autonomiczni i ta autonomia była zbyt daleko posunięta. Natomiast PiS wylało dziecko z kąpielą i zamieniło autonomię w podporządkowanie. Dobrym rozwiązaniem byłby wybór sędziów większością parlamentarną dwóch trzecich głosów – mówi Musiałek.
A czy prezydent Duda złamał konstytucję, nie odbierając przysięgi od trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego wskazanych przez PO? – Gdyby poczekał na orzeczenie Trybunału, zamiast pod osłoną nocy wręczać nominację sędziom dublerom forsowanym przez PiS, wyszedłby z całej sytuacji obronną ręką i zastopował eskalację wojny polsko-polskiej. A tak pojechał po konstytucyjnej bandzie i dostarcza argumentów oponentom, którzy chcą go postawić przed Trybunałem Stanu – twierdzi Trudnowski.
W czym Klub Jagielloński nie zgadza się z partią rządzącą? Już na etapie wyborczych obietnic krytykował np. pomysł obniżenia wieku emerytalnego jako demograficznie nieuzasadniony i populistyczny. Ale PiS zapracował na szacunek klubu, bo dotrzymał większości wyborczych obietnic. – Wyborcy głosujący na PiS poczuli, że mają wpływ na cokolwiek i nie zostali oszukani. To dobra lekcja dla opozycji – słyszę od moich rozmówców.

Mieć wpływ na każdą partię

To, że Klub Jagielloński nie chce być nazywany elitą PiS, nie oznacza, że sam w sobie nie jest elitarny. Liczba użytkowników korzystających ze Slacku stowarzyszenia do wewnętrznej komunikacji waha się w granicach 600. Grono zaangażowanych w pojedyncze projekty jest jeszcze węższe – to mniej więcej 200–300 współpracowników. A członkostwem w klubie może się pochwalić zaledwie 130 osób. Przy czym są dwa rodzaje członkowstwa: zwyczajne i wspierające. Kandydatów na członków wspierających rekomendują dwa razy do roku szefowie projektów i lokalnych oddziałów, a o przyjęciu decyduje zarząd. Taka osoba musi spełniać podstawowe kryteria – minimum przez pół roku angażować się w różne prace stowarzyszenia. Członkowie zwyczajni wybierani są spośród wspierających po roku pracy na rzecz klubu. Jeśli ktoś działa w klubie i równolegle jest czynnym politykiem, może być jego członkiem, ale bez możliwości sprawowania funkcji statutowych. Co jakiś czas władze dokonują przeglądu kadr i usuwają ze swoich szeregów figurantów, którzy preferują bierne członkowstwo. Dlatego organizacja ma charakter ekskluzywny.
Stowarzyszenie finansuje się z kilku źródeł. Po pierwsze ze składek: 10 zł od pracujących członków, 5 zł od członków studentów. Po drugie z darowizn. Większość członków zasila klubową kasę większymi wpłatami niż obligatoryjne. Miesięcznie na bieżące wydatki – pensje, rachunki, księgowość oraz utrzymanie siedzib w Warszawie, Krakowie i Katowicach – potrzeba 60 tys. zł. Idealnie by było, gdyby całą tę kwotę gwarantowali donatorzy. Ale na razie tak nie jest. Od stycznia do maja tego roku wpłaty wynosiły średnio 10 tys. zł, ale po uruchomieniu nowego portalu wezbrał strumień finansowego wsparcia. W czerwcu udało się zebrać 14 tys. zł, w lipcu – 17,5 tys. zł, a w ostatnim miesiącu wakacji – 24,4 tys. zł. Klub ma około 250 stałych darczyńców, którzy płacą średnio 70-75 zł. Po trzecie ma sponsorów, z którymi realizuje swoje projekty – PKO Bank Polski patronuje Akademii Nowoczesnego Patriotyzmu, a Orange Polska popiera program deglomeracji. Od prywatnych przedsiębiorców wpływa miesięcznie około 2-3 tys. zł. Po czwarte klub korzysta z grantów publicznych, np. Ministerstwa Spraw Zagranicznych (na anglojęzyczne wersje artykułów eksperckich dystrybuowane za granicą) czy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego (dotacja kwartalnika „Pressje”). Do tego dochodzą komercyjne projekty realizowane przez Centrum Analiz na zlecenie biznesu czy administracji publicznej.
Magazyn 14.09.2018 / Dziennik Gazeta Prawna
Poza Krakowem, Warszawą i Katowicami – gdzie klub pootwierał swoje siedziby – jagiellońskie środowisko prężnie działa w Gdańsku, Poznaniu i we Wrocławiu, przy czym tylko w Trójmieście spotkania odbywają się w stałym miejscu (w centrum biurowo-biznesowym Olivia Business Center), bo w pozostałych miastach klubowicze zbierają się debatować po knajpach, bibliotekach czy salach uniwersyteckich. Trochę ludzi działa też w województwach łódzkim, podkarpackim i kujawsko-pomorskim, ale nie udało się tam zbudować lokalnych struktur.
Za to ważnych figur związanych z klubem nie brakuje w wielkiej polityce. Honorowymi członkami stowarzyszenia są ludzie z obozu zjednoczonej prawicy – europoseł Legutko, wicepremier Gowin, szef Gabinetu Prezydenta RP Krzysztof Szczerski czy obecna minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz. – Nasi ludzie pracują w resortach. Utrzymujemy z nimi kontakt, nieformalną nić porozumienia. Ale naszym marzeniem jest mieć takie osoby w każdej partii i kiedy trzeba uruchamiać je do działania – Paweł Musiałek daje w ten sposób do zrozumienia, że Klub Jagielloński to twór ponadpartyjny.
Doradcy, recenzenci, polityczni korektorzy – tak wolą się nazywać członkowie klubu. I zapewniają, że nie posiadają nadprzyrodzonego wpływu na polityków jednej partii. Petycje, obecność na komisjach, obywatelskie inicjatywy ustawodawcze – to ich społeczna broń. Czy wierzą, że naprawdę przechodzimy dobrą zmianę? – Mam trzy córki. Jedna z nich, pięcioletnia, powiedziała któregoś dnia: „Tato, ja wiem, dlaczego jesteś ambasadorem”. „No dlaczego?” – zapytałem lekko zdumiony. „Bo ty wierzysz w Polskę” – odpowiedziała. I ludzie związani z klubem wierzą w Polskę. Ona jest dla nich głównym punktem odniesienia – zapewnia ambasador Rzegocki.