Sukcesu oczekują populiści, nadziei nie traci rządząca partia, ale kształt sceny politycznej po niedzielnych wyborach trudno dziś przewidzieć . Ich wynik może nią wstrząsnąć.
W najbliższą niedzielę Szwedzi pójdą do urn. Te wybory parlamentarne będą uważnie obserwowane w innych europejskich stolicach, bo sukces skrajnie prawicowych Szwedzkich Demokratów (SD) może dostarczyć paliwa eurosceptycznemu nurtowi na całym kontynencie. Ten z kolei może odegrać znaczącą rolę w przyszłorocznych wyborach europejskich.
Polityczna ofensywa skrajnej prawicy sprawiła, że kampania wyborcza w Szwecji nabrała rumieńców. Do tej pory scena polityczna postrzegana była jako jedna z najbardziej przewidywalnych. Wystarczy powiedzieć, że nieprzerwanie od 1917 r. zwycięstwo w wyborach odnosili socjaldemokraci (nie zawsze jednak tworząc rząd). Niedzielne wybory mogą naruszyć ten porządek. A wszystko z powodu migracji, która jest dzisiaj powodem politycznych turbulencji w wielu krajach Europy. Szwedzi mogą jednak powiedzieć, że odczuli kryzys migracyjny najbardziej ze wszystkich europejskich narodów – liczący 10 mln mieszkańców kraj przyjął w 2015 r. 240 tys. migrantów, co daje najwyższy wynik w UE w przeliczeniu na jednego obywatela.
Kryzys migracyjny stał się największym wyzwaniem w politycznej karierze lidera socjaldemokratów i premiera Stefana Löfvena. W ciągu ostatnich czterech lat polityk otrzymywał za to ciosy z prawa i lewa. Najpierw zarzucano mu otwartość, a gdy po napływie zbyt dużej liczby przybyszów postanowił zamknąć otwarte wcześniej na oścież drzwi, odwróciła się od niego lewica.
W tym czasie hasłami wymierzonymi w migrantów – podobnie jak w innych europejskich krajach – drogę do sukcesu utorowali sobie skrajnie prawicowi Szwedzcy Demokraci. Ale nie tylko mocna, antymigracyjna retoryka stoi za sukcesem ugrupowania. Wyborców przekonało również łagodniejsze oblicze partii do niedawna kojarzonej z białym nacjonalizmem. Od kiedy młody i charyzmatyczny lider SD Jimmie Åkesson postawił na oczyszczenie szeregów partyjnych ze skrajnych działaczy, notowania poszybowały w górę. Po objęciu przez niego szefostwa w 2005 r. partia stopniowo odcinała się od swoich neonazistowskich korzeni. Strategia okazała się skuteczna, gdy pięć lat później SD po raz pierwszy w historii weszła do parlamentu. W wyborach w 2014 r. partia umocniła swoją pozycję, zdobywając 13 proc. głosów, co dało 49 z 349 mandatów w Riksdag. Minęły kolejne cztery lata i Szwedzcy Demokraci stają się jedną z wiodących partii na scenie politycznej. Sam Åkesson wyrasta przy tym na wirtuoza politycznej agitacji, ponieważ poparcie dla jego partii rośnie również wśród samych migrantów. Według szwedzkiej telewizji publicznej SVT nawet co dziesiąty zdeklarowany zwolennik SD mógł urodzić się za granicą. Dzieje się tak dlatego, że partia o silnym nacjonalistycznym rodowodzie promuje „szwedkość w otwartej formie”.
Åkesson w swych przemówieniach podkreśla, że nie jest przeciwko samym migrantom, lecz ich napływowi w dużej liczbie. Nie przeszkadza mu to przy innych okazjach piętnować noszenia hidżabów i oskarżania muzułmanów o próbę wprowadzania segregacji płci na basenach.
Najprawdopodobniej jednak Szwecja nie powtórzy w niedzielę scenariusza włoskiego. Podczas gdy polityczni kuzyni– Liga Północna i Ruch 5 Gwiazd – od czerwca rządzą Włochami, SD będą musieli się zadowolić miejscem w opozycyjnych ławach. To, na ile ich pozycja będzie tam silna, zależy od reakcji pozostałych szwedzkich ugrupowań i ich koalicyjnych zdolności.
Jeszcze przed rokiem SD szykowała się do historycznego zwycięstwa. Sondaże dawały tej partii 27 proc. głosów, najwięcej spośród wszystkich szwedzkich ugrupowań. Realizacja takiego scenariusza oznaczałaby historyczną porażkę socjaldemokratów. Ci jednak na kilka tygodni przed wyborami odzyskali pierwszą pozycję w sondażach. Dzisiaj mogą liczyć na poparcie rzędu 25 proc., podczas gdy oddanie głosu na SD deklaruje co piąty Szwed. Trzecie miejsce sondaże dają centroprawicowym Moderatom. To oni mogliby teoretycznie stać się koalicyjnym partnerem dla SD, ale zdania na ten temat w samej partii są mocno podzielone. Wśród działaczy silny jest pogląd, by Szwedzkich Demokratów otoczyć kordonem sanitarnym, podobnie jak stało się to po wyborach w zeszłym roku w Holandii, gdy wszystkie ugrupowania odmówiły współpracy z antyislamską Partią Wolności Geerta Wildersa. Wśród Moderatów są też głosy, że alians z populistami byłby rozsądny. Ale taka koalicja będzie możliwa tylko wtedy, gdy obie partie zdobędą liczbę głosów dającą im wspólnie większość w parlamencie. W innym przypadku dokooptowanie trzeciego koalicjanta będzie raczej niemożliwe.
Sam Åkesson za wzór stawia Danię. Tam w wyborach parlamentarnych w 2015 r. zwyciężyli rządzący wcześniej duńscy socjaldemokraci, ale lewicowy blok stracił większość w parlamencie. Krajem rządzi więc gabinet mniejszościowy na czele z Larsem Rasmussenem, liderem liberalnej partii Venstre, która uplasowała się w wyborach dopiero na trzecim miejscu. Ugrupowanie to rządzi dzięki poparciu pozostającej poza rządem skrajnie prawicowej Duńskiej Partii Ludowej, drugiej w wyborczym wyścigu.
Niewykluczone jest też, że to Löfven utworzy kolejny rząd w Sztokholmie. Musiałby jednak znaleźć na nowo drogę do porozumienia z Zielonymi, którzy odmówili współpracy z socjaldemokratami w kampanii wyborczej. Lewica nie może im zapomnieć odejścia od polityki otwartych drzwi wobec migrantów i zaostrzenia po kryzysie w 2015 r. prawa azylowego. Zakończenie nieporozumień wydaje się trudne, bo obie partie w kwestii migracji poszły w przeciwnych kierunkach.
Socjaldemokraci mogliby spróbować dogadać się z centroprawicą. I takiej koalicji obserwatorzy szwedzkiej sceny politycznej nie wykluczają. Chociaż sojusz partii tradycyjnie stojących po przeciwnych stronach barykady brzmi dziwnie, to wzoru do podobnego aliansu dostarczyły w zeszłym roku Niemcy. Gdy polityką potrząsnął sukces antymigracyjnej Alternatywy dla Niemiec, chadecja dogadała się z socjaldemokratami, zazwyczaj pozostającymi w opozycji.
Kształt szwedzkiej sceny politycznej po wyborach jest najmniej przewidywalny od lat. Jedno jest dzisiaj pewne – niedzielne głosowanie przetestuje odporność tradycyjnych ugrupowań na mocne polityczne tąpnięcia. To może być też dla nich ostatnia szansa, by zatrzymać populistów.