Muharrem Ince, główny konkurent zwycięzcy niedzielnych wyborów prezydenckich w Turcji Recepa Tayyipa Erdogana, ogłosił w poniedziałek, że uznaje przegraną w wyborach, które określił jako "niesprawiedliwe". Ostrzegł Turcję przed reżimem autorytarnym.

Na konferencji prasowej w Ankarze polityk wezwał tureckiego przywódcę do zakończenia retoryki skutkującej podziałami. Zaapelował też do Erdogana, by był "prezydentem wszystkich". "Zrobiłbym tak, gdybym wygrał" - zaznaczył.

54-letni Ince skrytykował przejście Turcji na system prezydencki. "Turcja odcięła się od demokracji. Odcięła się od systemu parlamentarnego. Zmierza w kierunku autorytaryzmu" - mówił.

Ince powiadomił, że w niedzielnych wyborach zdobył 15 mln głosów i zapowiedział, że będzie prowadził działania, aby zwiększyć swój elektorat do 30 mln.

Szef tureckiej komisji wyborczej Sadi Guven poinformował w poniedziałek, że 99,91 proc. głosów oddanych w wyborach parlamentarnych i prezydenckich zostało już "przetworzonych". Określił wybory jako "zdrowe" i zaznaczył, że komisja wyborcza ma potwierdzić ich wyniki 29 czerwca po rozpatrzeniu ewentualnych skarg.

Ince z centrolewicowej Partii Ludowo-Republikańskiej (CHP) zajął w niedzielnych wyborach drugie miejsce z 31 proc. poparcia. Erdogan otrzymał 52,5 proc. głosów. W wyborach parlamentarnych zwyciężył wyborczy blok z udziałem jego Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP).

Zdecydowane zwycięstwo obecnego prezydenta oznacza, że wbrew przedwyborczym prognozom niepotrzebna będzie druga tura. Frekwencja wyborcza wyniosła 87 procent uprawnionych do udziału w wyborach.

Niedzielne głosowanie stanowi przypieczętowanie zmiany systemu rządów w Turcji z parlamentarnego na prezydencki. W myśl referendum z 16 kwietnia 2017 r. nowy szef państwa będzie miał o wiele większą władzę niż jego poprzednik, m.in. będzie jednocześnie stał na czele rządu (urząd premiera zostanie zlikwidowany). Zmieni się też liczba wybieranych posłów do parlamentu z 550 na 600 oraz wydłuży się ich kadencja - z czterech do pięciu lat.