Premier Orbán nie szczędzi ciepłych słów pod naszym adresem. Pytanie, na ile szczere są jego deklaracje. Bo niedawno o równie silnych więziach, jakie rzekomo łączą go z Warszawą zapewniał... prezydenta Kolumbii
Viktor Orbán złożył wczoraj oficjalną wizytę w Polsce. Wcześniej, w weekend, gościł w Słowenii na konwencji wyborczej Partii Demokratycznej, na której udzielił poparcia ubiegającemu się o fotel premiera Janezowi Janšie. Zorientowana na eksport do Rosji Lublana podobnie jak Budapeszt w Międzymorzu i nowej Unii zajmuje stanowisko „rozumiejące” politykę Kremla.
Wizyta Orbána w Warszawie odbędzie kilka dni po objęciu przez niego po raz trzeci urzędu premiera. Wpisuje się też w nowy program, który lider węgierskiej prawicy ogłosił w czasie exposé, a który określono mianem planu 12-letniego (zgodnie z nim Orbán ma rządzić Węgrami nieprzerwanie przez kolejnych 12 lat, aż do 2030 r.).
Program jest ucieleśnieniem marzeń o powrocie do potęgi Węgier, w którym dominują one w południowej części Europy Środkowej. W tym scenariuszu Polska miałaby być potęgą na północy. Jak się okazuje, sen o węgierskiej potędze nie dość, że nie minął, to staje się popularny wśród części elit politycznych.
W węgierskiej ustawie zasadniczej, przyjętej w 2011 r., w preambule wpisano: „Wierzymy, że nasze dzieci i wnuki swym talentem, swą wytrwałością i siłą ducha znów uczynią Węgry wielkimi”. W tłumaczeniu na angielski „make Hungary great again” to główne hasło najbliższych lat. Tym bardziej że za dwa lata przypadnie setna rocznica podpisania traktatu z Trianon, który dla Węgrów oznaczał koniec dawnej potęgi.
Jednym z punktów programu Orbána była deklaracja, zgodnie z którą Węgry będą rozbudowywały strategiczny sojusz z Polską, aby nadawać ton Europie Środkowo-Wschodniej. Wiele punktów agendy polsko-węgierskiej wygląda na całkowicie zbieżne, ale nie do końca tak jest.
Chociaż oba kraje popierają poszerzenie UE o Bałkany Zachodnie, to prezentują różną motywację. Polska chce je wyrwać spod rosnących wpływów rosyjskich, Węgry podkreślają niesprawiedliwość sztucznego etniczno-kulturowego tygla, który ucieleśnia Trianon.
Polska kwestionuje Nord Stream 2 i gazociągi rosyjskie na południu Europy. Węgrzy wprost popierają South Stream. Wobec Nord Stream 2 mają niejednoznaczne stanowisko, ze wskazaniem na ciche przyzwolenie. O ile Polska podkreśla zaangażowanie w regionie, stawia na obecność w Unii Europejskej i relacje ze Stanami Zjednoczonymi, o tyle Orbán wprost (po raz kolejny) mówi o usytuowaniu Węgier w trójkącie Berlin-Moskwa-Ankara, który determinuje politykę zagraniczną Budapesztu.
Wydawało się również, że zwycięstwo Donalda Trumpa zapewni odwilż i zacieśnienie współpracy z USA, tymczasem relacje stale się pogarszają. Co gorsza, dla Budapesztu Węgry są na najlepszej drodze do wykluczenia z programu bezwizowego. W ramach przyznawania miliona nowych obywatelstw w latach 2014–2018 osobom udowadniającym swoje węgierskie korzenie w krajach ościennych paszporty uprawniające do podróżowania do USA bez wiz otrzymały osoby, które – zdaniem amerykańskich służb – mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa. Niepokojąco wysoki jest też odsetek tych, którzy w terminie nie opuszczają terytorium USA.
W relacjach z Polską pojawia się z kolei pytanie o szczerość wylewnych deklaracji premiera Węgier. Orbán o tak samo silnej więzi jak z Warszawą zapewniał ostatnio prezydenta Kolumbii. Jakie są realne płaszczyzny współpracy? To przede wszystkim arena europejska i negocjacje budżetowe. Oba państwa odrzucają uzależnienie wypłat od kwestii praworządności, oba domagają się większego budżetu unijnego i wyższych nakładów na politykę spójności i rolnictwo. Podobne stanowisko dotyczy reform instytucjonalnych UE – wzrostu kompetencji parlamentów narodowych kosztem Komisji Europejskiej. Warszawę i Budapeszt zbliży również planowana na Węgrzech druga wielka reforma sądownictwa (pierwszą przeprowadzono w 2011 r.). Ma się ona odbywać na wzór polski i na pewno nie przejdzie w Brukseli niezauważona.