Unia może nas nie lubić, najważniejsze, że Ameryka kocha – krzyczał rozentuzjazmowany pan z amerykańską flagą, witając w lipcu 2017 r. Donalda Trumpa. A bard okresu komunistycznego Andrzej Rosiewicz wyśpiewywał peany na cześć prezydenta USA w piosence „From Warsaw with Love”. Poza symboliką były też konkrety. Administracja Trumpa nie odstąpiła od zobowiązań Baracka Obamy i zwiększyła obecność wojskową w Polsce. Do gazoportu w Świnoujściu dotarł pierwszy transport skroplonego gazu od amerykańskiego dostawcy. Prawicowi publicyści uznali, że Polska pod rządami PiS i Węgry Viktora Orbána są bliższe Ameryce Trumpa niż Francja czy Niemcy.
Wkrótce minie rok od wizyty Trumpa. Ze strony Białego Domu zapadła cisza. Prezydent Andrzej Duda nie został zaproszony na rewizytę, mimo kilkukrotnego krążenia w okolicach Waszyngtonu. Co gorsza, Trump nie ukrywa przyjaźni, wręcz gorącego afektu dla liberalno-lewicowego prezydenta Francji, którego gościł z pompą i który elegancko, lecz otwarcie, krytykował amerykańską politykę zagraniczną, przemawiając przed połączonymi izbami Kongresu. Z Angelą Merkel Trump podobnej chemii nie poczuł, lecz też zadbał o jej godne przyjęcie w Białym Domu.
Coś jest więc chyba nie tak z naszymi relacjami. Poprzedni prezydenci byli podejmowani z honorami. Lech Wałęsa przemawiał przed Kongresem, a Aleksandra Kwaśniewskiego podjęto uroczystą kolacją, podczas której odpalono 21 salw na jego cześć. Duda nie jest w Waszyngtonie rozpoznawalny, a opinie na temat Polski (czy Węgier) są w amerykańskich mediach negatywne. Węgry są utożsamiane z podlizywaniem się Putinowi i nagonką na Ukrainę. Polska zaistniała ze względu na ustawę o IPN i pomysł ograniczania dyskusji o Holokauście. Oficjalne reakcje Departamentu Stanu i Kongresu potwierdzają, że to nie tylko dyskusja medialna, ale rosnący dystans w relacjach USA z Warszawą.
Pozostało
84%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama