Wkrótce minie rok od wizyty Trumpa. Ze strony Białego Domu zapadła cisza. Prezydent Andrzej Duda nie został zaproszony na rewizytę, mimo kilkukrotnego krążenia w okolicach Waszyngtonu. Co gorsza, Trump nie ukrywa przyjaźni, wręcz gorącego afektu dla liberalno-lewicowego prezydenta Francji, którego gościł z pompą i który elegancko, lecz otwarcie, krytykował amerykańską politykę zagraniczną, przemawiając przed połączonymi izbami Kongresu. Z Angelą Merkel Trump podobnej chemii nie poczuł, lecz też zadbał o jej godne przyjęcie w Białym Domu.
Coś jest więc chyba nie tak z naszymi relacjami. Poprzedni prezydenci byli podejmowani z honorami. Lech Wałęsa przemawiał przed Kongresem, a Aleksandra Kwaśniewskiego podjęto uroczystą kolacją, podczas której odpalono 21 salw na jego cześć. Duda nie jest w Waszyngtonie rozpoznawalny, a opinie na temat Polski (czy Węgier) są w amerykańskich mediach negatywne. Węgry są utożsamiane z podlizywaniem się Putinowi i nagonką na Ukrainę. Polska zaistniała ze względu na ustawę o IPN i pomysł ograniczania dyskusji o Holokauście. Oficjalne reakcje Departamentu Stanu i Kongresu potwierdzają, że to nie tylko dyskusja medialna, ale rosnący dystans w relacjach USA z Warszawą.