Polskie MSZ przygotowało projekt skargi do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości ws. braku zwrotu przez Rosję wraku Tu154M rozbitego w katastrofie smoleńskiej – poinformował wiceminister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz. Zaznaczył, że decyzja o uruchomieniu skargi nie została podjęta.



Sejmowa komisja obrony na wniosek PO zajęła się w czwartek informacją MON o działalności podkomisji ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego pod Smoleńskiem oraz MSZ o pracach nad zwrotem wraku przez Rosję. Wiceminister Czaputowicz zaznaczył, że decyzja o uruchomieniu skargi do MTS nie została podjęta.

Podał, że dokument liczy kilkaset stron. Na angielski i francuski przetłumaczono ponad 200 dokumentów dotyczących skargi. „Projekt skargi jest gotowy, dokumentacja przygotowana. Cała praca została wykonana, włącznie z tłumaczeniem” – zapewnił.

Zaznaczył, że decyzja dotycząca skargi jest poważna i zależy od wielu czynników, choćby dlatego, że Polska nie była jeszcze w sporze przed MTS. Projekt skargi opiera się m.in. na normach prawnych z różnych dziedzin - szczególnie dotyczących poszanowania własności państwowej, konwencji międzynarodowych oraz norm prawa międzynarodowego.

Podkreślił, że wśród rozmówców ministra spraw zagranicznych, z którymi poruszano sprawę zwrotu wraku, był b. sekretarz stanu USA John Kerry czy sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Rozmowy toczyły się też m.in. na poziomie wiceministrów spraw zagranicznych Polski i Rosji oraz podczas spotkań z ambasadorem Rosji.

O zwrot występowały też organy prokuratury – przypomniał, jednak strona rosyjska na wszystkie noty o zwrot wraku samolotu odpowiadała negatywnie – że wrak musi pozostać na terenie Rosji do końca rosyjskiego śledztwa. „Śledztwo było chyba 16 razy przedłużane, ostatnio do 10 października, ale zostało z pewnością dalej przedłużone” – mówił posłom wiceminister.

Wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki podał posłom, że w związku z tym, iż państwo polskie nie zapewniło bezpieczeństwa osobom, które leciały do Smoleńska w 2010 r. od dnia katastrofy wypłacono rodzinom i bliskim ofiar katastrofy 1 mln 925 tys. zł, co wynikało z wyroków sądowych, w tym po 2015 r. była to kwota 500 tys. zł.

W wyniku ugód z MON wypłacono 69 mln 250 tys. zł, a za czasów rządów PiS kolejne 20 mln 660 tys. zł, czyli łącznie ok. 90 mln zł - wyjaśnił pytany przez PAP po posiedzeniu.

Dodatkowe koszty zostały poniesione na prace komisji badającej wypadek, prowadzonej przez Jerzego Millera i Macieja Laska - w latach 2010-11 wydano 2 mln 922 tys. zł, zaś na podkomisję powołaną do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej – w 2016 r. 1 mln 462,9 tys. zł, a do października 2017 r. 2 mln 632 tys. zł - podał Kownacki.

Posłowie wysłuchali też informacji p.o. szefa podkomisji badającej katastrofę Krzysztofa Nowaczyka. Przedstawił wcześniej pokazywaną już animację przedstawiającą rekonstrukcję katastrofy samolotu Tu154M oraz komputerowy model 3D, na którym pracuje podkomisja i jak wygląda oderwany fragment końcówki lewego skrzydła.

"Oprócz fragmentu przerwania odrestaurowane zostały sloty, czyli ten fragment skrzydła, który pierwszy musiał zderzyć się z brzozą. Slot nie jest w żadnym miejscu przerwany, są miejsca, gdzie brakuje przodu slotu i są to miejsca o szerokości maksymalnie 20 cm. Brzoza miała 44 cm. W żaden sposób nie mogła się prześlizgnąć przez sloty, które jako pierwsze musiały uderzyć w brzozę" - mówił, uzasadniając, że to nie zderzenie z drzewem było przyczyną tragedii.

Jak przyznał, "analiza jest bardzo szeroka". "Każdy fragment slotu naniesiony jest na mapę terenu i miejsca, gdzie zostały one odnalezione". Zaznaczył, że komisja jest w posiadaniu zdjęć, na których widać, iż zaraz po katastrofie elementy samolotu były przenoszone.

Przedstawiający wniosek PO o zwołanie komisji Marcin Kierwiński (PO) podkreślał, że stale nie ma efektów pracy komisji, stale trwa rozgrzewanie opinii publicznej, przy braku informacji ze strony zwolenników teorii o katastrofie. Podkreślał, że pomimo zapewnień, iż podkomisja uda się do Smoleńska, trwa „wirtualne” badanie tej sprawy.

Odpowiadając na przedstawione komisji informacje ocenił, że przebieg zdarzenia wskazuje na podobieństwo między katastrofami Casy z dowództwem wojsk lotniczych i Tu154 M w Smoleńsku. "Bliźniacze podobieństwo katastrof Casy pod Mirosławcem i Tu154M pod Smoleńskim jest faktem. To, że nie wdrożono zaleceń po tej pierwszej kontroli, a raportowano, że wdrożono, też jest faktem" - przekonywał poseł PO.

Kierwińskiemu przerwał Kownacki, który emocjonalnie zareagował na słowa posła PO kierowane przeciw ówczesnemu dowódcy wojsk lotniczych (gen. Andrzej Błasik), że żałowano wówczas pieniędzy na przygotowanie 36 Pułku, który przewoził najważniejsze osoby w państwie. "A pan wie, panie ministrze, kto był wówczas dowódcą wojsk lotniczych" - powiedział Kierwiński.

"Poziom nieprzyzwoitości doszedł do zenitu" - odparł Kownacki. "Nie powinien pan nigdy powiedzieć, że dowódca sił powietrznych jest za coś odpowiedzialny" - mówił emocjonalnie wiceminister. Zaznaczył, że to rolą ówczesnego rządu PO-PSL było znaleźć pieniądze i kupić samoloty dla przewozu VIP, a nie dowódcy wojsk lotniczych.

Przewodniczący komisji Michał Jach (PiS) przerwał tę dyskusję. "Ja wiem, że na tej komisji są przypadki, żeby mówić największe bzdury, tak jak w całym Sejmie. Niestety doszliśmy do takich obyczajów, ale do obrażania oficerów - i to wysokiej rangi, na którego przez lata wylewano niewyobrażalne oskarżenia, a teraz nie ma wątpliwości, że były to ewidentne kłamstwa, powtarzane przez wielu polityków - do tego nie dopuszczę" - powiedział Jach. "Szczególnie na obrażanie osób zmarłych" - dodał.

Kierwiński odparł, że nikogo nie obrażał, mówił tylko o faktach.

"To niech pan sobie nie wyciera buzi wtedy, kiedy powinniście znaleźć pieniądze na zakup tych samolotów" - odkrzyknął Kownacki do posła PO.

Przewodniczący zakończył posiedzenie, zgodnie z zapowiedzią, że o godz. 19.30 posłowie PiS muszą udać się na Nowogrodzką w związku z wyjazdowym posiedzeniem klubu.

10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu154M pod Smoleńskiem zginęło 96 osób, z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Polska delegacja udawała się na 70. rocznicę zbrodni katyńskiej.