Prezydenta Stanów Zjednoczonych i partię republikańską czeka wyjątkowo gorąca końcówka roku.



Zarówno Biały Dom, jak i mający większość w obydwu izbach Kongresu republikanie świętują przeforsowanie reformy systemu podatkowego. Sukces nie jest jeszcze jednak przypieczętowany, bo Izba Reprezentantów uchwaliła reformę w kształcie różniącym się w wielu punktach od wersji przyjętej przez Senat. Aby weszła w życie, przedstawiciele obu izb muszą uzgodnić treść obu aktów, co ma nastąpić przed końcem tego tygodnia.
Satysfakcja z reformy podatkowej jest tym większa, że to pierwsze poważne zwycięstwo legislacyjne republikanów za prezydentury Trumpa. I jednocześnie realizacja obietnicy wyborczej prezydenta. Inny projekt, który lokator Białego Domu miał na kampanijnych sztandarach, zakończył się blamażem. Republikanom nie udało się przed wakacjami uchylić reformy systemu ubezpieczeń zdrowotnych Baracka Obamy. I to pomimo kilku różnych wersji poświęconej temu ustawy i wielu prób znalezienia wystarczającej liczby głosów.
Problem polega na tym, że od tej pory republikanie będą mieli pod górę. Zarówno uchylenie Obamacare, jak i reformę podatkową sformułowali w ramach specjalnej ścieżki legislacyjnej zwanej rekoncyliacją, dostępnej tylko dla ustaw nowelizujących budżet. Pozwala ona na przepchnięcie prawa przez Senat zwykłą większością, zabezpieczając przed fillibusterem (czyli obstrukcją debaty), do którego pokonania potrzeba 60 głosów. Pozbawieni tego narzędzia republikanie będą musieli... dogadywać się z demokratami. I powinni to robić już teraz, bo Senat wciąż nie uchwalił budżetu na 2018 r., który powinien obowiązywać od 1 października br.
Co więcej, na horyzoncie majaczą przymusowe wakacje dla urzędników, jakie może wywołać brak środków na funkcjonowanie rządu federalnego. Ten działa tylko dzięki kroplówce pod postacią finansowania przejściowego (utrzymuje ono wydatki w ramach danego urzędu na poziomie z ub.r.). Kroplówka kończy się jednak w piątek; do tego czasu obie partie muszą się dogadać, w przeciwnym wypadku w poniedziałek część sektora publicznego będzie musiała zostać w domach.
Liderzy obydwu partii w Senacie mają się w tej sprawie spotkać w czwartek w Białym Domu – o ile oczywiście wcześniej nie zajdzie coś niespodziewanego. Do zaplanowanego w ubiegłym tygodniu spotkania, które również miało być poświęcone przedłużeniu tymczasowego finansowania, nie doszło. Senatorowie Nancy Pelosi i Chuck Schumer zrezygnowali jednak z niego po tym, jak prezydent Trump na Twitterze napisał, że chcą, aby „nielegalni imigranci zalali nasz kraj bez jakiejkolwiek kontroli, a ponadto są zbyt miękcy dla przestępczości i chcą podnieść podatki”.
Prawdopodobnie w interesie żadnego z ugrupowań nie jest, aby w poniedziałek urzędnicy zostali w domach. Znacznie ważniejsze jest bowiem to, co partie zyskają dzięki przedłużeniu tymczasowego finansowania: czas do właściwych negocjacji budżetowych. A te nie zakończą się szybko, bo obie partie mają odmienne interesy.
Republikanie chcą przede wszystkim zwiększenia nakładów na obronność. Wyrazem tego była partyjna aprobata dla prezydenckiego projektu budżetu w pierwszej połowie roku, gdzie środki na wojsko pokaźnie zwiększono. Na razie jednak wymarzone przez Trumpa powiększenie potencjału amerykańskiej armii pozostaje na papierze, bo na przeszkodzie stoją twarde reguły budżetowe, które albo nie pozwalają na powiększanie długu publicznego, albo nakładają limity na wydatki w poszczególnych działach, których przekroczenie automatycznie uruchamia cięcia w innych.
Do tego z kolei nie chcą dopuścić demokraci, bowiem po zwiększeniu nakładów na obronność cięcia dotknęłyby przede wszystkim programów społecznych. Co więcej, partia spod znaku osiołka chciałaby również wymusić na republikanach dodatkowe środki na niektóre programy socjalne. Demokratom zależy również na większych pieniądzach dla obszarów poszkodowanych przez serię huraganów.