Rosjanie deklarują, że w manewrach Zapad-2017 weźmie udział 13 tys. żołnierzy. NATO spodziewa się większej liczby.
Wczoraj na Białoruś przybyli rosyjscy łącznościowcy. To część kontyngentu, który ma wziąć udział w rozpoczynających się 14 września rosyjsko-białoruskich ćwiczeniach Zapad-2017. Tymczasem Mińsk ujawnił scenariusz tygodniowych manewrów. Geografia wskazuje, że wśród symulowanych przeciwników będzie także Polska.
Scenariusze podobnych manewrów rzadko zakładają walkę z istniejącymi państwami. Tym razem siły Państwa Związkowego – instytucjonalnych ram integracji Mińska i Moskwy – mają odpierać atak Łubienii, Wiejsznorii i Wiesbarii, określonych wspólnym mianem Zachodnich. Tak przynajmniej wynika z mapy, którą we wtorek prezentował szef białoruskiego sztabu generalnego generał Aleh Biełakonieu.
Łubienia to część województw podlaskiego i warmińsko-mazurskiego, ale poszerzona o przylegającą do Polski część Litwy. Innymi słowy, pogranicze obwodu kaliningradzkiego i obszary przesmyku suwalskiego, według części analityków najbardziej wrażliwej części Sojuszu Północnoatlantyckiego. Opanowanie przez wroga przesmyku, który między Białorusią i rosyjską eksklawą zwęża się do 80 km, pozwoliłoby odciąć Litwę i inne państwa bałtyckie od dostaw i odsieczy ze strony lądu.
Z Łubienią od północy graniczy Wiesbaria składająca się z reszty Litwy i części Łotwy. Jeszcze ciekawsze jest położenie Wiejsznorii. To północno-zachodnia część Białorusi, dokładnie pokrywająca się z terenami, na których w 1994 r. – w ostatnich relatywnie wolnych wyborach – co najmniej 20 proc. głosów otrzymał prozachodni i antyrosyjski kandydat na prezydenta Zianon Pazniak. Ten sam, który – do dziś pozostając guru prawicowej części opozycji – z emigracji ostrzega, że Zapad-2017 to „początek hybrydowej okupacji Białorusi”.
Scenariusz ćwiczeń wygląda, jakby Rosja i Białoruś ćwiczyły obronę przed powtórką z rosyjskiej agresji na ukraińskim Zagłębiu Donieckim i wspieranymi przez Moskwę separatystami. – Podstawą zamysłu jest sytuacja kryzysowa związana ze wzrostem aktywności nielegalnych ugrupowań zbrojnych, międzynarodowych organizacji separatystycznych i terrorystycznych, mających wsparcie zewnętrzne – tłumaczył generał Biełakonieu. A przyczyną konfliktu miałoby być destabilizowanie sytuacji na Białorusi przez Zachód oraz „próba pogarszania relacji między podmiotami Państwa Związkowego”.
Otwarte pozostaje pytanie, jaką taktykę będzie ćwiczyć wojsko. Poprzednie manewry w 2013 r. symulowały m.in. atomowe bombardowanie Warszawy. Białorusini i Rosjanie zapewniają, że w manewrach weźmie udział 12,7 tys. żołnierzy z obu państw. Ta liczba nie jest przypadkowa. Zgodnie z międzynarodowymi zobowiązaniami każde manewry z udziałem wojskowych w liczbie przekraczającej 13 tys. wymagają oficjalnego zaproszenia dwóch obserwatorów z każdego państwa OBWE. Mińsk wystosował zaproszenia do wybranych państw zachodnich, ale ich eksperci nie będą mogli się powoływać na Dokument Wiedeński OBWE z 1999 r., a zatem poziom przejrzystości manewrów może być dla nich znacznie niższy.
NATO nie wierzy w rosyjskie zapewnienia o 12,7 tys. żołnierzy. – Mamy wszelkie powody, by sądzić, że liczebność uczestniczących oddziałów będzie znacząco wyższa od oficjalnej – mówił w lipcu sekretarz generalny sojuszu Jens Stoltenberg. „New York Times” pisał, że w grę może wchodzić nawet 100 tys. mundurowych. To liczba porównywalna do stanu osobowego polskiej armii. W takim wypadku byłyby to największe ćwiczenia od zakończenia zimnej wojny.
Sąsiedzi Białorusi i Rosji uważnie obserwują przygotowania do ćwiczeń, obawiając się prowokacji. Jak podała „Gazeta Wyborcza”, Polska ograniczy dostęp do własnej przestrzeni powietrznej w 30-kilometrowym pasie wzdłuż granicy z Białorusią, Rosją i Ukrainą.
– Nie przewidujemy inwazji, ale nie można wykluczyć np., że jakiś batalion „pomyli drogę” i przekroczy granicę, testując w ten sposób nasze reakcje – mówił w rozmowie z DGP wiceminister obrony Litwy Vytautas Umbrasas. Ukraińcy obawiają się zaś, że Rosja wykorzysta ćwiczenia jako przykrywkę do intensyfikacji konfliktu na Donbasie.
Z kolei niektórzy białoruscy eksperci zakładają, że część rosyjskich wojsk może zostać na Białorusi dłużej, co byłoby dodatkowym narzędziem presji na Alaksandra Łukaszenkę.
Politolog Arsenij Siwicki przypomina, że już poprzednio Rosjanie wykorzystywali podobne manewry do przykrycia operacji wojskowych. Inwazja na Gruzję w 2008 r. odbyła się bezpośrednio po ćwiczeniach Kawkaz-2008.