Od tygodnia w Berlinie działa meczet, w którym kobiety i mężczyźni mają równe prawa. W piątkowej modlitwie uczestniczyło zaledwie 7 osób. Inicjatorka projektu Seyran Ates nie zamierza rezygnować. Niską frekwencję tłumaczy presją wywieraną na jej środowisko przez Turcję.

Na piątkowej modlitwie w pierwszym liberalnym berlińskim meczecie zebrała się niewielka grupka wiernych. Inicjatorka kontrowersyjnego projektu Seyran Ates za pomocą aplikacji w telefonie komórkowym dokładnie wyznacza kierunek na Mekkę.

"Nasi przeciwnicy zarzucają nam, że modlimy się w złym kierunku, nie w stronę Mekki, tylko w kierunku Algierii, przez co nasze modlitwy są rzekomo nic nie warte, a my jesteśmy odszczepieńcami" - tłumaczy Ates zdziwionym dziennikarzom.

Po potwierdzeniu azymutu czterech mężczyzn i trzy kobiety siadają w kucki na zielonych dywanikach i zaczynają modlitwę, którą prowadzi przybysz z Londynu - Umma. Tłumaczy, że ma rodzinę w Niemczech i przyjechał w odwiedziny. Nie chce podać swojego nazwiska, podobnie jak większość przybyłych proszących ponadto o nierobienie zdjęć. "Boimy się o siebie i nasze rodziny" - tłumaczy Ates.

Atmosfera niepewności i zastraszenia nie jest marketingowym chwytem. Fakt, że kobiety i mężczyźni modlą się w meczecie razem, kobiety nie noszą czadorów, a w dodatku mogą też jak mężczyźni prowadzić modlitwę, jest dla ortodoksyjnych muzułmanów kamieniem obrazy.

Nowy meczet, a właściwie sala do modlitw wynajęta od parafii ewangelickiej w dzielnicy Moabit, rozpoczął działalność zaledwie przed tygodniem.

Pomysłodawczyni niecodziennego meczetu - Ates jest prawniczką, działaczką na rzecz praw człowieka i feministką pochodzącą z kurdyjsko-tureckiej rodziny, mieszkającą od blisko pół wieku w Berlinie.

"Na razie jest nas niewielu. Ale w sytuacji, gdy jesteśmy celem gróźb, to i tak dużo" - ocenia 54-letnia działaczka.

Stworzony przez nią dom modlitwy jest otwarty dla wszystkich nurtów islamu - sunnitów, szyitów i innych odmian. Naszym hasłem jest "miłość i różnorodność" - tłumaczy Ates, wskazując na patronów meczetu - muzułmańskiego uczonego z XII wieku Awerroesa (Ibn Ruszda) wygnanego z Kordoby za nieprawomyślność i Johanna Wolfganga von Goethe - niemieckiego klasyka, który był zafascynowany kulturą Bliskiego Wschodu.

"W meczecie przestajemy być mężczyznami i kobietami, a stajemy się ludźmi w obliczu Boga. Seksualizacja ludzi w tej sytuacji jest indywidualnym problemem poszczególnych osób. Jeżeli ludzie, a dotyczy to przede wszystkim mężczyzn, wskutek pozycji przyjmowanej przy modłach rozwijają seksualne fantazje, to powinni zastanowić się nad sobą, nad swoją duchowością i powinni modlić się w domu" - tłumaczy Ates. "Mężczyźni i kobiety są równi wobec Boga i w społeczeństwie" - dodaje.

Ates wyjaśniła, że od ośmiu lat planowała otwarcie liberalnego meczetu, w którym panowałoby równouprawnienie między kobietami i mężczyznami. Niełatwo jest ją nastraszyć. Gdy pracowała jako adwokat prześladowanych kobiet, otrzymała postrzał z pistoletu w szyję, przez długi czas groził jej paraliż.

Jednak przygotowania do rozpoczęcia działalności przeciągały się, gdyż uczestnicy projektu byli zastraszani, a część ochotników zrezygnowała pod naciskiem ekstremistów. Pogróżki nasiliły się po otwarciu meczetu, a do grona anonimowych hejterów dołączyły media i rządowe agendy tureckie.

Turecki Urząd do spraw Religii Diyanet zarzucił Ates powiązania z Fethullahem Gulenem - muzułmańskim kaznodzieją mieszkającym w USA i oskarżanym przez Ankarę o przygotowanie w lipcu zeszłego roku puczu przeciwko prezydentowi Recepowi Tayyipowi Erdoganowi. Ates "ignoruje zasady naszej podniosłej religii" - twierdzą tureccy urzędnicy, wzywając "wiernych braci" do omijania podejrzanego ich zdaniem meczetu.

Tureckie stacje telewizyjne powiązane z rządem oskarżyły członków liberalnego meczetu o profanację Koranu. Krytyczne uwagi nadeszły też z Egiptu. "To bzdury. O istnieniu Gulena dowiedziałam się z prasy" - komentuje te zarzuty Ates.

Niemiecki rząd zareagował ostro na próby ingerencji ze strony Turcji i Egiptu. "Jak, gdzie, kiedy i w jaki sposób ludzie w Niemczech praktykują swoją religię, jest wyłącznie ich sprawą" - powiedział rzecznik MSZ Martin Schaefer. Zastrzegł, że Berlin nie będzie tolerował przypadków naruszania wolności wyznania.

"Pomimo prób zastraszania, nasz przykład znalazł naśladowców. Meczet o podobnym do naszego profilu powstaje we Fryburgu" - powiedziała dziennikarzowi PAP Ates.

Liczbę muzułmanów mieszkających w Berlinie szacuje się na ponad 300 tys. W całych Niemczech mieszka blisko 5 mln wyznawców islamu.