Po niedzielnych protestach w Rosji przeciw korupcji rola premiera Dmitrija Miedwiediewa nieco osłabła, jednak nie zostanie on w najbliższym czasie zdymisjonowany - ocenia w czwartek gazeta "RBK". Prasa zauważa, że premiera zaczęli krytykować parlamentarzyści.

"Protesty 26 maja ostatecznie usunęły Miedwiediewa z grona potencjalnych pretendentów do udziału w wyścigu prezydenckim w 2018 roku. Jednak w paradoksalny sposób nieco umocniło to jego pozycję na stanowisku premiera, ponieważ "prezydent Rosji Władimir Putin nie lubi podejmować decyzji pod presją" - powiedział "RBK" politolog Jewgienij Minczenko. Zdaniem eksperta, znaczenie polityczne premiera jednak osłabło i w przyszłości, w związku z innymi wydarzeniami politycznymi, może on zostać odwołany ze stanowiska.

"RBK" cytuje też opinię politologa Abbasa Gałlamowa, który podkreślił, że głosy krytyki wobec Miedwiediewa podniosły się w obu izbach parlamentu. Kreml - ocenia Gałlamow - musi podejmować znaczące wysiłki, by utrzymać lojalność elit, ale na razie demonstracyjnie nie podejmuje żadnych działań. "W tej sytuacji najśmielsi gracze odczuwają chęć, by odpowiedzieć na zapotrzebowanie społeczne" - wskazuje ekspert. Nie można przy tym wykluczać, że ktoś ma ambicje, by objąć urząd premiera, jednak o tym stanowisku "mogą marzyć dwie, trzy osoby", a pozostali przedstawiciele władz kierują się odmienną logiką.

Z pogłoskami o możliwej dymisji Miedwiediewa nie zgadza się analityk moskiewskiego ośrodka Carnegie Andriej Kolesnikow w odrębnym komentarzu dla "RBK". Zauważa on, że odsunięcie premiera oznaczałoby dla Putina pójście na ustępstwa wobec ulicy i opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Ekspert ocenia też, że stagnacja w gospodarce Rosji nie grozi krachem aż do 2018 roku. Zdymisjonowanie premiera, który odpowiada za zarządzanie gospodarcze, jest potrzebne tylko wtedy, gdy trzeba szukać winnych załamania gospodarczego lub też gdy nowa kadencja prezydencka wymaga wymiany ekipy rządzącej - argumentuje Kolesnikow.

Jak zauważają "Wiedomosti" przewodnicząca Rady Federacji (wyższej izby parlamentu Rosji) Walentina Matwijenko wystąpiła z "pierwszą merytoryczną reakcją" ze strony władz na niedzielne protesty. Jednak Matwijenko nie po raz pierwszy wyraża swoje odrębne stanowisko i jej oświadczenie nie jest sensacją - konstatuje cytowany przez dziennik politolog Michaił Winogradow. Jego zdaniem na razie nie można oceniać, że władze mają w tej sprawie wspólne, uzgodnione stanowisko.

Matwijenko oświadczyła w środę, że władze Rosji nie powinny "udawać, że nic się nie dzieje" i że organy władz w regionach, a także deputowani powinni "spotykać się z ludźmi i zdawać sobie sprawę, dlaczego uczestniczą oni w protestach".

Również w środę Siergiej Mironow, szef socjalistycznej Sprawiedliwej Rosji, jednej z czterech partii zasiadających w Dumie Państwowej (niższej izbie parlamentu), oświadczył, że Miedwiediew powinien skomentować materiał opublikowany przez Nawalnego, w którym mowa jest o domniemanym ukrytym majątku premiera.