Białoruscy parlamentarzyści przekonują, że ich kraj stwarza dobre warunki dla zagranicznych inwestorów. Zależy przede wszystkim na współpracy gospodarczej.
Balasłau Pirsztuk, wiceprzewodniczący białoruskiej Izby Reprezentantów / Dziennik Gazeta Prawna
Waleryj Waraniecki, szef komisji spraw zagranicznych białoruskiej Izby Reprezentantów / Dziennik Gazeta Prawna
Jakie będą namacalne rezultaty państwa wizyty w Polsce?
Balasłau Pirsztuk: Wy, dziennikarze, od razu oczekujecie rezultatów. Najważniejsze, że do Polski przyjechała pierwsza od lat oficjalna delegacja parlamentu. Mamy perspektywę całego spektrum wspólnych inicjatyw, w które będziemy się angażować w 2017 r. Już 2016 r. był najbardziej efektywny od lat. Zorganizowano znaczną liczbę wizyt na różnym szczeblu. Liczymy, że nasze spotkania okażą się bardziej systematyczne.
W kwietniu odbędzie się rewizyta polskich partnerów w Mińsku. Mamy nadzieję na stworzenie mapy drogowej z listą konkretnych zadań do wykonania. Nie ukrywam, że najbardziej interesują nas sprawy gospodarcze. Chcielibyśmy wrócić do rozmiarów wymiany handlowej, którą notowaliśmy w najlepszych latach, czyli do 3 mld dol. rocznie. W ostatnim roku były to jakieś 2 mld dol. A czemu by tych 3 mld nie przekroczyć? Powinniśmy tworzyć warunki dla biznesu, rozwiązać problemy na granicy. Jest między nami wiele spraw, które wymagają dodatkowej konkretyzacji.
Powiedział pan, że najważniejsza dla Białorusi jest tematyka ekonomiczna. Zapewne chodzi m.in. o ściąganie inwestycji. Jakie gałęzie gospodarki i przedsiębiorstwa najbardziej was w tym kontekście interesują?
BP: To nie nas interesują, trzeba zapytać wielki biznes. Już dziś mamy wiele podmiotów, w które weszli polscy inwestorzy. Dla biznesu nie ma granic, są za to atrakcyjne warunki działania.
Biełarusbank, Naftan, Biełaz i rafineria w Mozyrzu są podobno zainteresowane wejściem na warszawską Giełdę Papierów Wartościowych. To prawda?
BP: Cząstka prawdy w tym pewnie jest. Chociaż trudno mi komentować plany konkretnych przedsiębiorstw. Biznes lubi ciszę, nie ma sensu rozgłaszać ich zamiarów. Jesteśmy zainteresowani wyjściem na Europę i bliską współpracą z najbliższym otoczeniem. Źle by było, gdybyśmy na tak bliskim rynku byli słabo obecni. 60 proc. produkcji sprzedajemy na eksport. Mamy otwartą gospodarkę.
Powiedział pan, że biznes lubi ciszę. Ale biznes boi się też problemów. Tymczasem, kiedy czyta się informacje o renacjonalizacji kilka lat temu fabryk słodyczy Kamunarka i Spartak albo o niedawnym wyroku 11 lat więzienia dla Alaksandra Muraujoua, byłego właściciela produkującej motocykle i rowery firmy Motawieła, u biznesmenów rodzą się wątpliwości, czy jest sens wchodzić na tak ryzykowny rynek.
BP: Biznes nie zawsze jest przejrzysty. Coś wiem o przytoczonych przez pana przykładach i inwestorach. Nie będę tego komentować; decyzja została podjęta, nie ma o czym mówić. Na pewno były podstawy do podjęcia takiej decyzji. Mamy natomiast wiele przykładów sukcesu. Umówiliśmy się z kolegami, że będziemy organizować regionalne fora biznesowe. Niech biznesmeni przyjeżdżają i rozmawiają na nich ze swoimi kolegami. W tym z tymi polskimi inwestorami, którzy już u nas działają. Niech popytają, czy są zagrożenia, o których pan mówi. Te obawy są silnie przesadzone. Kto uczciwie pracuje i płaci podatki, ten śpi spokojnie. Gwarantuję to panu. Jak się próbuje zbyt szybko nabić kieszenie, można mieć problemy. Można tak przemknąć rok, dwa, a potem kombinacje wychodzą na światło dzienne.
Białoruski zwrot na Zachód jest postrzegany jako próba wyzwolenia się z uzależnienia od integracji gospodarczej z Rosją. Chcecie uciec od tej zależności?
BP: Nie rozumiem, skąd teza o zwrocie. Od lat mówimy, że dywersyfikacja gospodarki jest przydatna. W ekonomii mówi się, że jeśli ponad 15 proc. wymiany handlowej idzie do jednego kraju, to nie jest to korzystne zjawisko. W naszym przypadku wymiana z Rosją była niestety większa. Jeśli uważnie słuchacie naszych przywódców, to wiecie, że już dawno ogłosiliśmy wielowektorowość. Jeśli chodzi o Europę, mamy korzystną wymianę z Niemcami, wiele inwestycji przyszło z Austrii. Modernizacja naszego przemysłu to niemal w całości efekt współpracy z Europą. Mówienie, że nagle się obudziliśmy i gdzieś pobiegliśmy, byłoby zbytnim uproszczeniem.
A w sensie politycznym?
BP: Nie ma polityki bez ekonomii. Dobra polityka jest tam, gdzie dobra ekonomia. My obiektywnie przeżywamy obecnie nie najlepsze czasy. Od dwóch lat mamy recesję. Mamy pewne problemy w eksporcie. Kryzys dotknął każdego. Szczegółowo analizujemy rynki, które uznajemy za perspektywiczne. A Polska? Mamy wspólne korzenie, historię, wiele wspólnych etapów za nami. Rozmawiamy tu z ludźmi i co drugi mówi: miałem przodków w Mozyrzu, Połocku, Witebsku.
Waleryj Waraniecki: Nie ma mowy o zwrocie. Dopracowujemy to, co nie z naszej inicjatywy pozostaje niedopracowane. Ograniczenie kontaktów i sankcje nie były naszą inicjatywą, ale inicjatywą strony zachodniej. Ale zmieniła się sytuacja geopolityczna w Europie Środkowej i doszło do pewnych przewartościowań, także w Polsce. Zaczęto rozumieć znaczenie Białorusi dla bezpieczeństwa i stabilności w naszym regionie.
Polska strona przejawiła zainteresowanie nawiązania ściślejszych kontaktów. Odpowiedzieliśmy, że zawsze jesteśmy „za”. Rosja to nasz najważniejszy partner strategiczny, ale chcemy rozwijać relacje także z UE.
We współpracy nie przeszkadza wam to, że wybory, po których trafiliście do parlamentu, nie zostały uznane za demokratyczne, a was często się nazywa pejoratywnie „naznaczencami”, nominatami, a nie ludźmi z wyboru? Jak panowie traktują takie oskarżenia?
BP: Oskarżenia to sprawa dla prokuratury, a cała reszta to gra tych sił, które różnie się odnoszą do tych lub innych wydarzeń. Odpowiem wam pytaniem na pytanie. Podoba wam się to, co się niedawno stało w Ameryce? Oczywiście tego nie komentuję, ale uczciwie powiem, że mi się to nie podoba. Popatrzcie, ile tam wzajemnych pretensji u jednego i drugiego kandydata.
Pretensje były, ale w USA wygrał kandydat opozycji.
BP: Każde państwo ma prawo wybierać swój styl. Przeanalizujcie mój życiorys i powiedzcie sami, czy jestem „naznaczencem”. Posadźcie pięciu – mówiąc umownie – opozycjonistów. Sprawami, nieważne gdzie, powinni się zajmować profesjonaliści. Ludzie, którzy trafili do parlamentu, mają ogromne doświadczenie. Może czasem brak im szkoły politycznej. Ale państwo dopiero buduje swoje instytucje. Ja nie bardzo reaguję na tego typu uwagi. Wolę zająć się pragmatyzmem.
Czy odwilż w relacjach z Polską przybliżyła kompromis w sprawie Związku Polaków na Białorusi? I jakie warianty kompromisu wchodzą w grę?
BP: Białorusini w Polsce i Polacy na Białorusi to tacy sami ludzie. Nie ma sensu dzielić ich na organizacje, skłócać między sobą. Są siły, które mówią: to są nasi Polacy, to są wasi Polacy. Nie rozumiem tego.
A nie łatwiej zarejestrować oba ZPB? Chcą działać, niech działają.
BP: Polacy żyjący na naszym terytorium powinni mieć wszelkie należne prawa. Po co ich skłócać, po co powodować niepotrzebne tarcia? Z szacunkiem odnosimy się do mniejszości. Powinny mieć takie same prawa, jak wszyscy obywatele. Przez całe życie nie słyszałem, że ktoś się na Białorusi skarżył na dyskryminację na tle narodowościowym. Mnie też nikt za polskie korzenie nie dyskryminował. Nikt o to nie pyta. Choć są państwa UE, w których jest inaczej.
Minister Witold Waszczykowski mówił, że Polska oczekuje włączenia TVP Polonia do białoruskich sieci kablowych. Pojawia się teza, że taka decyzja może zostać podjęta w zamian za likwidację Biełsatu. To prawda?
BP: Na pewno znajdzie się kompromis. Czas pokaże, jaki. Ja jako urzędnik nie będę o tym decydował. Niech decydują eksperci.
Ale kiedy spotykają się panowie z polskimi partnerami, ten temat w ogóle się pojawia?
BP: Dlaczego nie? Rozmawiamy. Ale naszym celem nie jest dawanie recept, lecz stwarzanie warunków. Mamy pragmatyczne cele. Przywrócić wymianę handlową do poprzedniego wolumenu, tworzyć warunki dla biznesu, dla naszych mniejszości po obu stronach granicy, modernizować granicę, żeby kolejki zniknęły.
WW: Nikt na wymianę typu „my wam to, a wy nam to” nie idzie. Przy normalnej współpracy wszystkie kwestie będą spokojnie rozwiązywane. Proszę uwierzyć, że Biełsat nam w niczym nie przeszkadza. Nie będziemy podnosić tej kwestii. Strona polska zrodziła ten projekt, niech Polacy decydują, co z nim robić.
A kto w trakcie rozmów rozpoczyna zwykle temat Biełsatu?
WW: My go nie zaczynamy.
BP: Dłużej chyba rozmawiamy o Biełsacie z wami niż ze wszystkimi dotychczasowymi rozmówcami razem wziętymi. Nikt w takiej płaszczyźnie tej kwestii przed nami nie stawiał. To nie jest temat, który jest jakąkolwiek przeszkodą. Nie jest ani tematem numer jeden, ani numer dwa. Nie skupiamy na nim uwagi.
Białoruś niedawno zezwoliła obywatelom UE na wjazd bez wizy, jeśli przekracza się granicę na lotnisku w Mińsku. Można oczekiwać dalszej liberalizacji wizowej?
BP: Tak, choć to wymaga czasu. Ale wszystko idzie w dobrą stronę.