Władze Los Angeles zapowiedziały stworzenie funduszu na pomoc prawną nielegalnym imigrantom, którym grozi deportacja. Z podobną inicjatywą wystąpiło Chicago. Nowy Jork ma opinię miasta, które może być pod tym względem wzorem dla innych.

Zdaniem orędowników imigrantów zapewnienie usług prawnych dla osób mieszkających bez ważnych dokumentów jest palącym problemem z nadejściem administracji Donalda Trumpa. Mówił on najpierw o planach deportacji 11 milionów nielegalnych imigrantów, a następnie trzech milionów tych, którzy weszli w konflikt z prawem.

Szczególne powody do niepokoju ma społeczność imigrantów nielegalnie mieszkających w Kalifornii - jest ich tam najwięcej, ponad trzy miliony. Obawiają się oni powtórzenia "Operacji Wetback" z 1954 roku, kiedy to prezydent Dwight D. Eisenhower zarządził usunięcie ze Stanów Zjednoczonych setek tysięcy Meksykanów.

Władze Los Angeles zadeklarowały w poniedziałek podjęcie prac nad ustanowieniem wraz z prywatnymi fundacjami funduszu na pomoc prawną nielegalnym imigrantom w wysokości 10 mln dolarów. Osobom nie mającym obywatelstwa USA, którym grozi deportacja, sądy imigracyjne nie gwarantują bezpłatnej opieki prawnej. Wrześniowy raport American Immigration Council wskazuje, że korzystało z niej tylko około 37 proc. objętych postępowaniem deportacyjnym.

Według Angeliki Salas, dyrektor Humane Immigrant Rights of Los Angeles wiele osób nie może skutecznie walczyć w sądach o swoje losy. Albo nie stać ich na adwokatów, albo padają ofiarą hochsztaplerów.

W Chicago burmistrz Rahm Emanuel ogłosił w tym miesiącu utworzenie z National Immigrant Justice Center funduszu ochrony prawnej wielkości 1,3 miliona dolarów. Ma być on rozdzielony między dwie organizacje non profit.

Jedna skoncentruje się na biednych imigrantach, którym grozi deportacja. Natomiast druga zatrudni 200 konsultantów, którzy poprzez sieć kościołów, szkół itp. będą docierać do nielegalnych imigrantów, informować o ewentualnych szansach na zalegalizowanie pobytu oraz przestrzegać przed usługami składających takie obietnice oszustów.

Chicago, zgodnie z szacunkami, zamieszkuje 150 tys. nieudokumentowanych imigrantów (w całym stanie Illinois 519 tys.). Rodzą się w związku z tym wątpliwości, czy fundusz wystarczy, aby sprostać potrzebom.

Nowy Jork już w 2013 r. powoływał obrońców z urzędu dla zatrzymanych imigrantów. Pilotażowy program, nazywany modelowym dla całego kraju i zainicjowany kosztem pół miliona dolarów, rozrósł się do sześciu milionów. Adwokaci reprezentowali od 2013 r. do końca ubiegłego roku łącznie ponad 1500 imigrantów. Zgodnie z non profitowym Vera Institute of Justice wygrali ok. 70 proc. prowadzonych spraw.

Ocenia się, że populacja nielegalnych imigrantów w mieście Nowy Jork sięga 750 tys., a w całym stanie 867 tys. Burmistrz Bill de Blasio stanowczo wypowiadał się przeciw zakusom masowych deportacji przez Trumpa. Skrytykował jego plany likwidacji programów federalnych prowadzonych przez prezydenta Obamę.

"Będziemy wykorzystywać wszystkie narzędzia, jakie mamy do dyspozycji, aby stanąć w obronie ludzi" – zapewniał de Blasio. Powiedział też, że aby utrudnić identyfikację zagrożonych osób i proces deportacji, miasto usunie z bazy danych nazwiska setek tysięcy nielegalnych imigrantów, którzy otrzymali wydawane im przez miasto karty tożsamości.

Metody finansowania usług prawnych dla imigrantów rozważa także San Francisco.

Zwolennicy imigrantów nazywają ich obronę kwestią sprawiedliwości, ale też korzyści dla gospodarki. Niezależnie od statusu prawnego płacą oni bowiem podatki. Zasilają fundusz ubezpieczeń społecznych kwotą 12 mld dolarów.

Antyimigracyjni aktywiści także przedstawiają swoje argumenty. Są przeciwni wykorzystaniu pieniędzy podatników na fundusz na pomoc prawną nielegalnym imigrantom w sytuacji, kiedy nie są zaspokojone potrzeby wielu Amerykanów. Szydzą też z przedstawicieli obydwu partii, którzy przestrzegali, że bez zmiany postawy wobec imigrantów i gruntownej reformy Republikanie nie wygrają prezydentury.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)